[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Prze​pra​szam – powie​działa, gdy dotarło do niej, co wypra​wia.– Zamy​śli​łam się.Coś mi się wydaje, że byłeś kie​dyś w Pro​gra​mie, zga​dłam?– Słu​cham?– Jesteś wycho​wan​kiem Pro​gramu? Pró​bo​wa​łeś się kie​dyś zabić? Zauwa​ży​łamtwoją… – Wska​zała bli​znę na jego szyi.Zdą​żył już nie​mal zapo​mnieć, że w ogóleją ma.– To prawda – odparł skru​szo​nym gło​sem.– Byłem kie​dyś w Pro​gra​mie.– Tak myśla​łam, ale nie mia​łam pew​no​ści.Nie przy​po​mi​nasz typo​wego rekon​-wa​le​scenta.Jesteś zbyt… – Zawa​hała się.– Wyczu​wam w tobie wiel​kie pokłady melan​cho​lii.Realm pocią​gnął łyk kawy, któ​rej gorzki smak tym razem i tak nikł w porów​na​-niu z gory​czą, jaką napeł​niły go słowa Cor​rine.– Nie​zbyt się tym szczycę.Dziew​czyna obrzu​ciła go nieco dłuż​szym spoj​rze​niem i znad swo​jego kubkapowie​działa:– Micha​elu Real​mie, nie uwa​żam, żebyś był taki straszny.Z tą melan​cho​lią cał​-kiem ci do twa​rzy.Jej słowa spra​wiły, że serce Realma zabiło żywiej.– A jak to jest z tobą? Też jesteś pro​duk​tem naszego wadli​wego sys​temu opieki psy​chia​trycz​nej?– Nie.Ukoń​czy​łam szkołę na rok przed uru​cho​mie​niem Pro​gramu.Za to mójmłod​szy brat dwa lata temu tra​fił do jed​nego z ich ośrod​ków.Rodzice wysłali go do Ore​gonu, gdzie zamiesz​kał u naszej ciotki.I wła​śnie tam dopadł go Pro​gram.Realm natych​miast prze​ra​ził się, że mógł poznać jej brata.Z ner​wów zro​biło musię nie​do​brze.– Przy​kro mi – powie​dział.– A dla​czego? – spy​tała ze zdzi​wie​niem.– Nie umarł.Mieszka teraz w Los Ange​-les i wła​śnie koń​czy drugi rok stu​diów.Nie​dawno się zarę​czył.Moim zda​niem jesto wiele za młody, żeby się z kimś wią​zać na całe życie, ale to jego sprawa.Zwró​cił uwagę na to, jak bez​tro​sko opo​wiada o następ​stwach pobytu w Pro​gra​-mie.– A więc dobrze sobie radzi? – upew​nił się na wszelki wypa​dek.– Tak.Z początku był dosyć nudny, strasz​nie nijaki, ale z cza​sem zaczął się dosto​so​wy​wać do reszty.Nie​wiele pamięta z prze​szło​ści, ale może to dobrze.–Wzru​szyła ramio​nami i napiła się kawy.– Chcę po pro​stu, żeby żył.Całe to lecze​-nie w Pro​gra​mie było straszne, ale wygląda na to, że sku​teczne.Przy​naj​mniej na razie.I za to jestem Pro​gra​mowi wdzięczna.Realm nie znaj​do​wał słów, by na to odpo​wie​dzieć.Od tak dawna nie​na​wi​dził tejinsty​tu​cji i swo​jego w niej udziału, że zapo​mniał już, iż pacjenci Pro​gramu fak​tycz​-nie wie​dli po nim satys​fak​cjo​nu​jące życie.Zapła​cili wygó​ro​waną cenę, lecz mimo wszystko żyli.Drzwi do lobby otwo​rzyły się, a do środka momen​tal​nie wtar​gnęło chłodnepowie​trze.W progu sta​nął James.Obła​do​wany baga​żami, miał ponury wyraz twa​-rzy, a jego włosy na​dal były wil​gotne po nie​daw​nym prysz​nicu.Gdy dostrzegłRealma, pod​szedł zaraz do niego.– Chodźmy – ode​zwał się, nie zwra​ca​jąc w ogóle uwagi na Cor​rine.Realm przyj​rzał mu się uważ​nie, po czym spo​koj​nie pod​niósł kubek do usti napił się kawy.– James – ode​zwał się nie​zo​bo​wią​zu​ją​cym tonem – poznaj Cor​rine.Cor​rine, to James.Jego przy​ja​ciel zer​k​nął tylko na dziew​czynę i ski​nął nie​znacz​nie głową, nie bawiąc się w zbyt​nie uprzej​mo​ści.Było jasne, że ma coś do powie​dze​nia Real​mowi.Zapewne miało to zwią​zek z ich ostat​nią nocną roz​mową.Zasko​czona chłodnąreak​cją Jamesa Cor​rine spoj​rzała znów na Micha​ela i par​sk​nęła śmie​chem.– Mówię zupeł​nie poważ​nie – stwier​dził James.– Ruszajmy, przed nami długadroga.Realm mach​nął ręką, dając mu znać, że za chwilę do niego dołą​czy.James spo​-chmur​niał jesz​cze bar​dziej, zapewne wście​kły, że odpra​wia się go z kwit​kiem, jed​-nak posłusz​nie skie​ro​wał się ku drzwiom.– Za to ten tutaj – ode​zwała się Cor​rine, spo​glą​da​jąc na odda​la​ją​cego się chło​-paka – wygląda jak kla​syczny dupek.– A tak naprawdę to miły facet – zauwa​żył z uśmie​chem Realm.– No i jak się w tym poła​pać?Cor​rine nie wyda​wała się prze​ko​nana, jed​nak w końcu uśmiech​nęła się doRealma i spy​tała:– No to jak, chcesz mój numer?Coś pocią​gało go w tej dziew​czy​nie.Była wylu​zo​wana, lecz z jej ciem​nych oczuwyzie​rała bez​bron​ność.Nauczył się roz​po​zna​wać takie spoj​rze​nie, gdy pra​co​wałjesz​cze w Pro​gra​mie.Coś działo się w życiu Cor​rine, prze​cho​dziła trudny okres, może cho​dziło o jej byłego chło​paka, a może o pro​blemy ze zdo​by​ciem odpo​wied​-niej pracy.Realm obie​cał sobie jed​nak już wcze​śniej, że nie będzie wię​cej wyko​rzy​-sty​wał osób w potrze​bie.Nie mógł sobie na to pozwo​lić.– Chyba nie – odparł, wytrzy​mu​jąc jej spoj​rze​nie.Cor​rine wydęła usta, ale szybko odzy​skała rezon.– Szkoda – oświad​czyła z uśmie​chem.– Może kiedy indziej nam się poszczę​ści.– Na pewno – odparł, czu​jąc żal za zmar​no​waną oka​zją.Poże​gnał się lek​kim ski​-nie​niem głowy, się​gnął po kawę dla Jamesa i ruszył ku drzwiom.Zanim wyszedłz holu, usły​szał, jak Cor​rine woła go po imie​niu.Odwró​cił się szybko zasko​czony,że wciąż chce z nim roz​ma​wiać.– Micha​elu, bądź dla sie​bie dobry – powie​działa.– Pamię​taj, że musisz sam ze sobą jakoś wytrzy​mać.Uśmiech​nął się smutno.Ta dziew​czyna czy​tała w nim jak w otwar​tej księ​dze, domy​śliła się już, z jakim cier​pie​niem mie​rzy się dzień po dniu.– Sta​ram się – powie​dział cicho, po czym ruszył szu​kać Jamesa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl