[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróciłam się, aby zobaczyć, o co mu chodzi.Powiedział: Co do jutra.Wybierasz się do Boscarvy? Tak. Zawiozę cię. Mogę pojechać tam sama. Nie wiesz, gdzie to jest, a to jest kawał drogi pod górę.Podrzucę cię samochodem.Możebyć około jedenastej?Doszłam do wniosku, że z równym powodzeniem mogłabym dyskutować z walcemparowym, a że byłam zmęczona, dla świętego spokoju odpowiedziałam: Dobrze.Otworzył drzwi i pchnął je tak, aby były szeroko otwarte. Dobranoc, Rebeko. Dobranoc. Do zobaczenia jutro. 5W ciągu nocy wiatr nie ustał.Jednak po przebudzeniu zobaczyłam przez małe okienkomojego pokoju u pani Kernów kwadrat bladoniebieskiego nieba, po którym pędziły białe wydęteobłoki.W pokoju było bardzo zimno, lecz odważnie wstałam, ubrałam się i zeszłam na dół wposzukiwaniu pani Kernów.Znalazłam ją na małym podwórku za domem, gdzie wieszała praniena sznurze.Początkowo, zajęta walką z trzepoczącymi prześcieradłami i ręcznikami, niezauważyła mnie.Moje pojawienie się między koszulą a skromną dzianą halką mocno jązaskoczyło.Rozbawiona zaniosła się piskliwym śmiechem, jakbyśmy razem odgrywały jakąśscenkę. Aleś mnie zaskoczyła! Myślałam, że jeszcze śpisz.Było ci wygodnie? Ten przeklęty wiatrwciąż dmucha, ale chwała Bogu, że już nie pada.Zjesz śniadanie? Napiłabym się herbaty.Pomogłam jej rozwiesić resztę bielizny, potem starsza pani wzięła pusty koszyk i przodemposzła do domu.Usiadłam przy kuchennym stole, a ona zapaliła gaz pod czajnikiem i zaczęłasmażyć bekon. Zjedliście wczoraj dobrą kolację? Byliście  Pod Kotwicą , prawda? Tommy Williamsświetnie to prowadzi, czy lato, czy zima.Słyszałam, jak Joss cię odwoził.To uroczy chłopak.Tęskniłam za nim, kiedy się wyprowadził.Jeszcze i teraz czasem chodzę do niego, żeby muposprzątać i zabrać brudną bieliznę do uprania.To przykre, że taki młody człowiek musimieszkać sam i nie ma nikogo, kto by się o niego troszczył. Wydaje mi się, że Joss sam może zadbać o siebie. To nie jest w porządku, kiedy mężczyzna musi robić babską robotę. Pani Kernównajwyrazniej nie była zwolenniczką równouprawnienia kobiet. Poza tym ma wystarczająco dużo roboty u pana Baylissa. Pani zna pana Baylissa? A któż go nie zna? Mieszka tu już od prawie pięćdziesięciu lat.To jeden z najstarszychmieszkańców naszego miasteczka.Zanim się rozchorował, był świetnym malarzem.Co rokuurządzał wystawę swoich prac, na którą przyjeżdżali różni ludzie, nawet bardzo ważne osoby zLondynu.No, ostatnio to już go tak często nie widujemy.Już nie może tak chodzić pod górę i zgóry jak kiedyś, a Pettiferowi trudno jest prowadzić taki wielki samochód przez te wąziutkieuliczki.W lecie jest tu taki ruch i tylu turystów, że człowiek nie może ruszyć się krokiem.Aż sięod nich roi.Czasem wydaje ci się, że połowa ludności naszego kraju upchnęła się w tymmiasteczku.Zrzuciła usmażony bekon na ogrzany talerz i postawiła go przede mną. Jedz, zanim wystygnie. Pani Kernów, pan Bayliss jest moim dziadkiem  powiedziałam.Spojrzała na mnie, wysoko unosząc brwi.  Twoim dziadkiem?  spytała, a potem dodała: To czyją jesteś córką? Lizy. Dziecko Lizy!  przyciągnęła do siebie krzesło i powoli usiadła.Widać było, że jestwstrząśnięta. Czy Joss wie o tym? Tak, powiedziałam mu o tym wczoraj. Wydawało mi się to bez związku ze sprawą. Liza była śliczną dziewczynką!  Tu przyjrzała się mojej twarzy. Jakbym ją widziała.tylko że ona miała ciemne włosy, a ty jasne.Było nam jej brak, kiedy wyjechała i już nie wróciła.Gdzie ona jest teraz?Opowiedziałam jej, co się stało.Kiedy skończyłam, zapytała: A czy pan Bayliss wie, że tu jesteś? Nie. To musisz iść tam zaraz.Chciałabym być tam i zobaczyć wtedy jego twarz.Jak onuwielbiał twoją matkę.W jej oku zabłysła łza.Toteż szybko, zanim obie pogrążyłybyśmy się w sentymentalnychrozważaniach, zmieniłam temat: Nie wiem, jak tam trafić.Kiedy próbowała mi to wyjaśnić, zaplątała się całkiem, aż w końcu znalazła starą kopertę iogryzkiem ołówka narysowała na niej rodzaj mapy.Pamiętałam, że Joss obiecał o jedenastejprzyjechać po mnie swoim rozklekotanym mikrobusem, ale naraz wydało mi się lepszympomysłem, aby pójść tam samej, i to już.Wczoraj wieczorem byłam zbyt potulna i uległa, a takbezgranicznemu egoiście jak Joss nic się nie stanie, jeżeli przyjedzie po mnie i pocałuje klamkę.Ta myśl bardzo mnie podniosła na duchu, toteż poszłam na górę po płaszcz.Na dworze od razu uderzył we mnie podmuch wiatru, który dął przez wąską uliczkę jak cug w przewodzie kominowym.Był to zimny wiatr o zapachu morza, ale gdy słońce rozbłysłozza pędzących chmur, naraz jego światło stało się oślepiająco jaskrawe.Nad moją głowąprzelatywały z piskiem mewy, których skrzydła na tle nieba przypominały białe żagle.Szłam, a wkrótce zaczęłam się wspinać pod górę wąskimi, brukowanymi uliczkami wśródprzypadkowo rozrzuconych domków.Czasem prowadziły do nich ciągi schodów, czasem stromepodjazdy.Im wyżej, tym większa była siła wiatru.Miasteczko zostawało coraz niżej, a ja corazlepiej widziałam morze, którego ciemnoniebieską taflę przecinały fioletowe i malachitowe pasmaoraz białe grzywy fal.Szeroka przestrzeń oceanu rozciągała się aż do linii horyzontu, podczasgdy miasto i port wyglądały z góry jak zabawki.Kiedy tak przyglądałam się temu łapiąc oddech, stało się coś zabawnego.Z jakiejś przyczynyto nowe miejsce nie wydawało mi się wcale nowe, lecz dziwnie znajome.Czułam się tu jak wdomu, jakbym wróciła do miejsca, które przez całe życie dobrze znałam.I chociaż od czasupodjęcia decyzji o wyjezdzie do Porthkerris prawie nie myślałam o matce, nagle poczułam jejobecność obok siebie.To ona razem ze mną wdrapywała się po tych stromych uliczkach na swoich długich nogach, tak samo zgrzana z wysiłku i łapiąca oddech jak ja.Złudzenie powtórnego przeżywania zjawisk widzianych po raz pierwszy przyniosło mipewną ulgę, gdyż wydałam się sobie mniej samotna i bardziej odważna.Szłam dalej i byłamzadowolona, że nie czekałam na Jossa.Jego obecność tylko by mi przeszkadzała, choć za nic wświecie nie byłabym w stanie stwierdzić dlaczego.Przecież był ze mną szczery, odpowiadał namoje pytania i podawał bardzo wiarygodne powody wszystkich swoich posunięć.Było jasne, że niezbyt lubili się z Eliotem Baylissem, co można było zrozumieć.Tych dwóchmłodych ludzi nic nie łączyło.Eliot, choć nie dobrowolnie, mieszkał w Boscarvie.Był jednym zBaylissów i, póki co, tu był jego dom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl