[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zciany z cegieł i asfaltowe ulice były równie monotonne jak zabudowa z czasówwiktoriańskich w Anglii.Havig uważał, że stało się tak, ponieważ przeważyła koniecznośćszybkiej budowy i nie było czasu na indywidualne rozwiązania.Chyba że.Postanowił wstrzymać się od ocen, dopóki nie pozna szczegółów.Dostrzegł wreszciedrewnianą, kolorową budowlę nawiązującą architekturą do stylów azjatyckich.Krasickipowiedział mu, że była to świątynia, w której modlono się do Yasu i składano ofiaryOktajowi.Te bóstwa czcili Mongowie. Jeżeli zostawi się im religię i zacznie współpracować z kapłanami, to ma się spokój dodał. A gdzie macie szubienicę? spytał Havig. Nie robimy publicznych egzekucji. Krasicki spojrzał na niego ze zdziwieniem.Myślisz, że kim jesteśmy? Poza tym dodał po chwili sądzisz, że łagodnymi metodamimożna cokolwiek wskórać w takich czasach?Zbliżali się do fortecy.Wysokie mury z basztami otaczały kilka hektarów ziemi.Wokół wykopano fosę zasilaną wodą z pobliskiej rzeki.Architektura tej budowli była równieprosta jak otaczających ją domów.Po obu stronach bramy na murach umieszczono gniazdaciężkich karabinów maszynowych.Albo wymontowano je z wraków, albo sprowadzono wczęściach z przeszłości.Głuche odgłosy podpowiedziały Havigowi, że w środku pracuje kilkaagregatów prądotwórczych.Wartownicy zaprezentowali broń.Zagrała nawet trąbka i opadł most zwodzony.Wjechali na dziedziniec.Kiedy się zatrzymali, zewsząd zaczęli pojawiać się ludzie, rozmawiający zpodnieceniem.Większość mieszkańców musieli stanowić służący.Havig ledwo ich zauważył.Jego wzrok przyciągnęła kobieta, która przepychała się ku niemu przez tłum. Na ogon Oktaja! krzyknęła z radością. Znalezliście go!Była prawie tak wysoka jak on.Dobrze zbudowana, o szerokich ramionach i biodrachoraz długich i zgrabnych nogach.Policzki miała wysoko zarysowane, mały nos, szerokie ustai zdrowe zęby, chociaż dwóch jej brakowało (pózniej się dowiedział, że straciła je w walce).Na jej skórze w kilku miejscach widać było blizny.Długie, gęste czarne włosy spięławstążkami nad wielkimi mosiężnymi kolczykami.Miała brązowe, nieco skośne oczy i gęstebrwi (wyrazne ślady indiańskiej lub azjatyckiej krwi).Ubrana była w luzną czerwoną tunikę,kilt i sznurowane na łydkach buty.Do pasa miała przyczepiony nóż, rewolwer, zapasowąamunicję.Na jej szyi zwisał naszyjnik z czaszki łasicy. Skąd pochodzisz? Ty! Szturchnęła go palcem wskazującym. Wielkie Lata? Tak? Wybuchnęła śmiechem. Masz mi mnóstwo do opowiadania, podróżniku! Wódz czeka na niego przypomniał jej Krasicki. OK, mogę poczekać, ale żeby to nie trwało cały dzień, słyszysz?Kiedy Havig zsiadł z konia, złapała go nagle i pocałowała w usta.Pachniała słońcem,skórą, potem, dymem i kobietą.Tak właśnie poznał Leoncję ze szczepu Glacier.*Biuro stanowiło odpowiednią poczekalnię do wielkiego i luksusowo urządzonegoapartamentu.Dębowe panele na ścianach ładnie komponowały się z grubym szarymdywanem.Zasłony w oknach wykonane były z futra norek.Masywne biurko, krzesła i kanapamusiały zostać wykonane na miejscu z uwagi na ich ciężar, ale ich wykończeniekontrastowało z surowością mebli stojących w innych pomieszczeniach.Na ścianie wisiałyzdjęcia w srebrnych ramkach.Jedno z nich, dagerotyp, ukazywało wyblakłą sylwetkę kobietyw stroju z połowy dziewiętnastego wieku.To były amatorskie zdjęcia zrobioneminiaturowym aparatem podobnym do tego, którego używał Havig.Na fotografiachrozpoznał Cecila Rhodesa, Bismarcka, młodego Napoleona.Nie potrafił skojarzyć faceta zżółtą brodą w długiej sukni.Z piątego piętra fortecy widać było cały kompleks mniejszych i większych budowli.Zarówno w obrębie Orlego Gniazda, jak i poza murami.Popołudniowe światło wpadałoukosem grubymi promieniami do środka.Odgłosy generatora były tu ledwo słyszalne. Puścimy jakąś muzykę? Caleb Wallis włączył molekularny odtwarzacz z czasówpoprzedzających wybuch wojny ostatecznej.Głośniki ożyły. To pieśń zwycięstwa powiedział, ściszając nieco dzwięk. Boże! Jak się cieszę, że tu wreszcie trafiłeś.Havig rozpoznał Wejście bogów do Walhalli" z Das Rheingold12.Reszta grupy razem z przewodnikami nie została zaproszona do środka. Jesteś wyjątkowy powiedział Wódz. Tacy jak ty zdarzają się raz na stoprzypadków.Może cygaro? Dziękuję.Nie palę.Wallis stał przez moment zamyślony, po czym oznajmił z naciskiem, choć bezpodnoszenia głosu: Jestem założycielem i władcą tego kraju.Musimy dbać o dyscyplinę, formę iszacunek.Mówi się do mnie: sir".Havig przyjrzał się mu uważnie.Wallis był średniego wzrostu, krępy i silny mimo12 Złoto Renu , pierwsza część Pierścienia Nibelunga" Richarda Wagnera.swojego wieku.Miał rumianą twarz, lekko spłaszczony nos, siwiejące bokobrody całkowicieokalały twarz, nieco zasłaniając łysinę.Ubrany był w czarny mundur ze srebrnymi guzikami iinsygniami, z wyszywanym złotem kołnierzem i epoletami.U pasa miał ozdobny sztylet ipistolet.Nie było w nim jednak nic śmiesznego.Mówił głębokim i spokojnym głosem,którym potrafił hipnotyzować, jeżeli tego chciał.W jego małych, bladych oczach nie byłośladu wahania. Cóż powiedział Havig. To wszystko jest dla mnie nowe.sir. Jasne! Wallis uśmiechnął się i klepnął go po plecach. Szybko się wciągniesz.Daleko zajdziesz, chłopcze.U nas nie ma ograniczeń dla ludzi, którzy wiedzą, czego chcą, ipotrafią to osiągnąć.Poza tym jesteś przecież Amerykaninem.Prawdziwym bogobojnymAmerykaninem z czasów, kiedy nasz kraj był jeszcze potęgą.Niewielu takich jest wśród nas.Siadaj, proszę powiedział, sadowiąc się za biurkiem. Albo nie.Za chwilę.Chceszzobaczyć mój barek? Mam ochotę na burbona.Częstuj się według woli.Havig nalał sobie rumu.Zastanawiał się, dlaczego nie zadbano o lód, wodę i całąresztę.Nie było to zbyt skomplikowane.Wyglądało na to, że Wallis wolał pić bez niczego inie przejmował się gustami innych. Mogę opowiedzieć swoją historię, sir.Ale chyba lepiej będzie poznać wpierw OrleGniazdo. Właśnie, właśnie. Wallis pokiwał swoją wielką głową i zaciągnął się cygarem,którego dym był wyjątkowo gryzący
[ Pobierz całość w formacie PDF ]