[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W moich ostatnich słowach pobrzmiewa trochę skargi; to nielojalność wobec mojegotutejszego życia; nie muszę go bronić ani nikomu się tłumaczyć, nawet tej mojej córce, którą,trzeba przyznać, bardzo lubię, a która przyjechała tutaj tak wcześnie rano ciemnymi drogamiprzez wiele gmin w swoim mitsubishi spacewagon gdzieś z obrzeży Oslo, właściwie aż zMaridalen, żeby zobaczyć, gdzie mieszkam, bo prawdopodobnie jej tego nie powiedziałem iw ogóle nawet nie pomyślałem o tym, że powinienem.Teraz rozumiem, że to się mogłowydać dziwne; jej znów łzy kręcą się w oczach, co trochę mnie irytuje.Otwieram drzwi, Lyra wciąż siedzi na schodach i nie rusza się z miejsca, dopóki Elleni ja nie wejdziemy do sieni, wtedy i jej lekkim, wyćwiczonym gestem dłoni pozwalam wejśćdo środka.Biorę płaszcz od córki, wieszam go na wolnym kołku i prowadzę ją do kuchni.Wdomu wciąż jest dość ciepło.Otwieram drzwiczki pieca i zaglądam do środka, w komorzezostało sporo żaru. Da się to jeszcze uratować stwierdzam; podnoszę pokrywę skrzyni z drewnem,sypię trochę drzazg i kawałków papieru na żar i ustawiam na tym trzy polana średniejwielkości.Otwieram popielnik, żeby był ciąg, i ogień od razu zaczyna trzaskać. Bardzo tu ładnie mówi Ellen.Zamykam drzwiczki pieca i rozglądam się wokoło.Nie wiem, czy ma rację.Miałemtaki zamysł, że tu kiedyś będzie ładnie, z czasem, kiedy zrealizuję już większość planówulepszeń, ale na razie jest czysto i porządnie.Może właśnie o to jej chodzi, może po samotniemieszkającym starszym mężczyznie spodziewała się czegoś innego, a to, co zobaczyła, miłoją zaskoczyło.W takim razie zle mnie pamięta z czasów, które spędziliśmy wspólnie.Nielubię bałaganu, nigdy nie lubiłem.Właściwie jestem pedantem, każda rzecz ma mieć swojemiejsce i w każdej chwili być gotowa do użytku.Kurz i brud mnie denerwują.Gdy już razzaniedba się sprzątanie, łatwo całkiem zbłądzić, szczególnie tu, w tym starym domu.Jednymz moich wielu lęków jest to, że zmienię się w mężczyznę w wystrzępionej marynarce i zrozpiętym rozporkiem przy kasie spółdzielni, w koszuli zaplamionej jajkami i czymś jeszcze,ponieważ w lustrze w sieni już nic nie widać.W rozbitka zakotwiczonego wyłącznie wewłasnych myślach, w których czas utracił swój porządek.Proszę, żeby usiadła przy stole, w czajniku mam już świeżą wodę na kawę, stawiam gona kuchence i płyta od razu zaczyna syczeć.Musiałem zapomnieć ją wyłączyć, kiedykorzystałem z niej rano, to właściwie dość poważna sprawa, ale Ellen chyba nie zwróciłauwagi na ten odgłos, udaję więc, że nic się nie stało, kroję kilka kromek chleba i układam je wkoszyczku.Czuję nagłą złość i lekkie mdłości, widzę, że ręka mi się trzęsie, trzymam więcciało pod takim kątem, by to przed nią ukryć, za każdym razem, gdy ją mijam, przynosząccukier, mleko, niebieskie serwetki i wszystkie inne rzeczy potrzebne, żeby przygotowaćprawdziwy posiłek.Sam właściwie parę godzin temu zjadłem już tyle, ile potrzebuję, ijeszcze nie zgłodniałem, ale mimo wszystko wystawiam dość jedzenia dla nas obojga, bomogłaby poczuć się zakłopotana, gdyby jadła sama.Bądz co bądz dawno się nie widzieliśmy.Czuję jednak, że wolałbym nie jeść, ale nic więcej nie mogę już wystawić i muszę w końcuusiąść.Ellen przez chwilę wygląda za okno na jezioro.Patrzę w tę samą stronę i mówię: Nazywam je Jeziorem Aabędzim. To znaczy, że są na nim łabędzie? Oczywiście.Dwie albo trzy rodziny, z tego co się zorientowałem.Ellen odwraca się do mnie. Opowiadaj! Jak się właściwie miewasz? pyta, jak gdyby istniały dwie wersjemojego życia, teraz oczu nie ma już wilgotnych, tylko głos kanciasty jak osoba prowadzącaprzesłuchanie.To rola, którą odgrywa, wiem o tym, w głębi jest taka jak zawsze, aprzynajmniej mam nadzieję, że życie nie zrobiło z niej babska, jeśli wolno mi się tak wyrazić.Ale oddycham głęboko i biorę się w garść, wsuwam dłonie pod uda na krześle i opowiadam,jak mijają mi dni, jak dobrze mi idzie stolarka, rąbanie drewna i długie spacery z Lyrą,mówię, że mam sąsiada, na którego mogę liczyć w bardziej krytycznych sytuacjach, na imięma Lars, mówię, zręczny człowiek, ma piłę spalinową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]