[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dotknij go tylko powiedział Nau postępując naprzód z pistoletem w dłoni a będzie po tobie. Kim jesteś? Ty jesteś moim więzniem.Nie musisz wiedzieć więcej. Ale co, do diabła.? Zamknij się! L'Ollonois, błagam cię, nie rób tego! krzyknął Windsor. Ty też się zamknij, Doktorze.Stanowczo za dużo gadasz! Nau zwrócił się dochłopców: Zdejmijcie z nich ubrania wskazał na Moulda i Pinkusa izwiążcie ich dobrze.Tego trzeciego zostawcie.Pójdzie z nami. Słuchaj. zaczął Mould, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, czubeknoża na brodzie gwałtownie odchylił mu głowę do tyłu.Nau odezwał się do pozostałych: Potrzebuję wszystkich.Część załaduje się do ich łodzi jak kłody drewna.Tobędzie lis.Pozostali będą biednymi rybakami i popłyną w pinasach.Podczas gdy rozbierano Pinkusa i Moulda, Nau rozkazał kobiecie przynieść irozdać wszystkim alkohol.Rzeczy Moulda wybrał dla siebie, a Jack-Batowi kazał sięubrać w rzeczy Pinkusa.Moulda i Pinkusa związano plecami do siebie, a koniec liny okręcono dookoła ichgardeł i ciasno ściągnięto.Mężczyzni pili, naśmiewali się z wyglądu Jack-Bata i drwili z jego pogróżek ostraszliwej zemście. Jesteśmy gotowi powiedział Nau. Jest nas niewielu, ale mamy wielkieserca i im mniej nas będzie, tym więcej łupów przypadnie każdemu.Hizzoner.?Hizzoner wyrecytował rytualną modlitwę i Nau zakończył uroczystość słowami: Rozgrzejcie się, chłopcy, rozpalcie do czerwoności, bo będzie to dzień jak zadawnych lat.*Maynard przewrócił się na brzuch, w ustach poczuł piasek i smak słonej wody.Wuszach ciągle jeszcze dzwoniło, ale teraz z dzwonieniem mieszały się inne dzwięki.Instynkt samozachowawczy kazał mu podczołga się w stronę zarośli.Zaledwie zdążyłsię ukryć, na plażę wpadli pierwsi mężczyzni i zaczęli ładować się na łódz.Pamiętał tę łódz.Było na niej dwóch lub trzech ludzi, a on starał się ich ostrzec.Powiedział im coś, zanim stracił przytomność.Czyżby odeszli bez niego? Dlaczegomężczyzni w mundurach współpracują z ludzmi Nau?! Nagle spostrzegł, że jednym zumundurowanych mężczyzn był właśnie Nau.Mężczyzni wchodzili na pokład, układali się jeden na drugim, a kiedy któraś częśćłodzi była już pełna, z powrotem naciągano i przywiązywano nad nią płóciennypokrowiec. Ostatni raz, l'Ollonois odezwał się Windsor mówię ci, nie rób tego! I po raz ostatni, Doktorze, mówię ci, powstrzymaj swój język! Zdrowe zwierzę nie szuka śmierci! Zgadzam się powiedział Nau i ruchem tak szybkim, że przypominał impulselektryczny, wyciągnął zza pasa nóż i przejechał nim w poprzek gardła Windsora.Nóż wrócił na swoje poprzednie miejsce, zanim Windsor zdołał uzmysłowićsobie, co się z nim stało.Wąski pasek czerwieni pojawił się na jego szyi, pociemniał izmienił się w cieknącą strużkę.Podniósł rękę do gardła, otworzył usta i zaraz jezamknął, a potem usiadł na piasku. Siedz sobie tutaj i umieraj, Doktorze powiedział Nau i odszedł. Boże drogi! szepnął Gantz.Jack-Bat popychał go w stronę łodzi.Kompania ładowała się na łódz, a Justin stał jak sparaliżowany.Nie mógłoderwać wzroku od Windsora, który kołysał się w przód i w tył.Obserwujący wszystko ze swojego ukrycia Maynard stwierdził, że Justin jestgłęboko wstrząśnięty.Nie całkiem rozumiał dlaczego; chłopiec widział już tyleśmierci, że jedna więcej nie powinna wywrzeć na nim wrażenia.Być może, pomyślałMaynard, chodzi o to, że po raz pierwszy zobaczył umierającego kogoś, kogo znałwcześniej, w swoim normalnym życiu, i po raz pierwszy śmierć jako taka stała się dlaniego czymś realnym.Justin spojrzał na Nau.Powiedział tylko: Ale.Nau wziął Justina za ramię. Chodz, Tue-Barbe.Co się stało, to się nie odstanie.Domagał się zabiegu iwykonałem go.Maynard zobaczył, że Justin opiera się Nau.Trwało to jedną sekundę, ale opór byłwyrazny.Znowu poczuł przypływ nadziei.Windsor przewrócił się na bok, sapnął i wyzionął ducha.Hizzoner wszedł do szalupy jako ostatni.Przeciągnął kawałki nasmołowanegosznurka przez splecione włosy, uniósł brzeg swojej szaty i z gracją panienkiprzestępującej przez kałużę wspiął się na pokład i położył na dnie.Pokrowiec nad nimzostał zaciągnięty. Jack-Bat, idz na dziób komenderował Nau ja będę na śródokręciu, a ty wskazał na Gantza za sterem.Jeśli kiwniesz choćby palcem albo drgnie cijęzyk, obsłużę cię tak jak Doktora.Zrozumiałeś? Ty tu jesteś szefem odparł Gantz.Włączył silnik i wycofał szalupę.Czterech mężczyzn zostało.Wsiedli do jednej z otaklowanych pinas i popłynęli załodzią.Maynard czekał w ukryciu do czasu, gdy upewnił się, że jest sam w zatoczce.Potem przebiegł przez plażę, wrzucił wiosło do jednej z piróg, zepchnął ją na wodę iwskoczył do środka.Za plecami usłyszał jakiś szmer, szelest ubrania i kroki stóp na mokrym piasku.Odwrócił się gwałtownie z wiosłem uniesionym w górę.Na plaży stała Beth. Do widzenia powiedziała.Maynard zrobił unik, spodziewając się, że zaraz zobaczy wycelowany w siebiepistolet.Jednak ręce Beth były puste. Sądzę, że już cię nigdy więcej nie zobaczę. W każdym razie nie żywego. Maynard opuścił wiosło i uśmiechnął sięblado. Więc powodzenia. Nawzajem. Maynard zanurzył w wodzie wiosło i ruszył w stronę wyjścia zzatoczki.* Co tam widać? zapytał Dave Kempe. Jest mocno zanurzona w wodzie ocenił Florio czymś załadowana.Poprawił lornetkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]