[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Magia.Szał.Słońce, oślepiające kolory, szumprzybrzeżnych fal, gorączkowe zderzenie, które do-prowadziło ją do pierwszego w życiu uniesienia.Dopierwszego raptownego wybuchu ekstazy.Do pierw-szego spełnienia.Bardzo powoli powracały do jej świadomościszum drzew, wiatr i głosy ptaków.Drżeli oboje.Mocno biło mu serce tuż nad jej piersiami, a jegociało lekko pulsowało.Zaczęła całować go w szyję, podbródek,twarde usta, a on z zaspokajającą ją gwałtownościąodpowiadał pieszczotą na pieszczotę.- Mój skarbie - szeptał natarczywie.- To byłocudowne.- Tak.- Urzeczona dotykała jego ust, patrzyłamu badawczo w oczy.Nagle coś ją tknęło.- Jacobie.ty nie.- Przełknęła ślinę.- Mogłam zajść w ciążę.Uśmiechnął się leniwie.- Tak.- Pocałował jej zamknięte powieki, nos,usta.- Jestem senny.- Ja też.- Co teraz zrobimy?- Oczywiście pobierzemy się - powiedziałpółgłosem.- I nie proszę cię o to, Kate.Będziesz niestetymusiała obejść się bez oświadczyn, bo nie dostarczę196ci okazji do odtrącenia mnie jeszcze raz.Ofiarowywał jej niebo, zwłaszcza po tym, cowłaśnie wspólnie przeżyli.Jej zatroskane oczywpatrzyły się badawczo w jego oczy.- Być może kiedyś się zakochasz - wyszeptałapo raz drugi.- Jeśli to, co właśnie przeżyliśmy, nie byłamiłość, to co? - zapytał szeptem.Jej powieki znowu się uniosły i znów patrzyłana niego.Nie chciał tego powiedzieć.Tak mu sięwymknęło.Ale kiedy spojrzał na jej śliczną twarz,potrafił uwierzyć, że właśnie to miał na myśli.Seksnie był taki nigdy przedtem.Odgarnął jej włosy.- Nie zadręczaj się teraz żadnymi myślami -szepnął.- Pocałuj mnie.Zrobiła to, ciepło, delikatnie, a potem onniechętnie odsunął się i z nadzwyczajną czułościąpomógł jej się ubrać.Między jednym pocałunkiem adrugim pozbierał swoją porozrzucaną odzież idoprowadził się do porządku.Usiadł z zapalonym papierosem, a ona patrzyłana niego ukryta w jego objęciach.- Czy wynagrodziłem ci tamtą noc? Katezaczerwieniła się.- Tak.- Od tej chwili będzie za każdym razem lepiej.197W przyszłym tygodniu pobierzemy się.Mam już dlaciebie prezent ślubny, mała Kate - dodał ztajemniczym uśmiechem.- Co to jest? - zapytała.- Poczekaj, a dowiesz się - poradził i jeszczeraz ją pocałował, spijając nektar z jej ust.Westchnął.- Teraz już nie miej skrupułów.Nikt mnie niepopycha do ołtarza.Zgoda?Obserwowała jego twarz, zbyt zakochana, żebyznowu odmówić.Gdy była w jego objęciach,wszystkie szlachetne zasady ulatywały z dymem.Byłnieodparty.Nie mogła z niego zrezygnować.- Zgoda, Jacobie - wyszeptała.Po chwili uśmiechnął się i przyciągnął ją bliżejdo siebie.Ceremonia ślubu odbyła się w Warlance, wobecności Margo i Davida, zdziwionych izachwyconych tym, że para dawnych wrogówwymieniła obrączki.Jacob patrzył rozpromieniony na swą ślicznąpartnerkę w kilometrach białej satyny i koronek.Zlubowali sobie w otoczeniu koszów kwiatów, obser-wowali to Hank, Janet, Margo, David, Tom, garstkasąsiadów i pewna dziwna, siedząca samotnie kobietaw niebieskim kapeluszu.Gdy obrączki znalazły się na swoich miejscachi uroczyście zostały wypowiedziane słowa przysięgi,198Jacob podniósł woalkę Kate i delikatnie pocałowałswoją żonę.Ceremonia była taka piękna, że Katepłakała.Gdyby ją kochał, czułaby się jak w niebie.Ale - perswadowała sobie - nie powinna pragnąćniemożliwego.- Niepojęte, że ty i stryj Jacob pobieracie się -szepnęła Margo w czasie krótkiego wypoczynku wsypialni Kate.- Myślałam, że się nienawidzicie.- Tak było - roześmiała się Kate, przebierającsię na niewielkie przyjęcie w różową sukienkę.- Czy zauważyłaś tę starszą kobietę, tę wniebieskim kapeluszu? Myślałam, że to siostra BenaHamlina, ale wygląda na to, że nikt jej nie zna.Kate zacisnęła usta.A jakże, zauważyła tękobietę.Było w niej jakby coś znajomego.Kto wie,czy to nie dawna sąsiadka, która się wyprowadziła,albo znajoma rodziny.- O wilku mowa - szepnęła Margo, gdyotworzyły się drzwi.Nieznajoma miała dyskretnymakijaż i, jak na jej wiek, była dosyć atrakcyjna.Aponadto była zdenerwowana, mięła w szczupłychrękach chusteczkę.- Kathryn?Kate zamrugała oczami.Więc ta kobieta ją zna.- Tak?- Przepraszam, pójdę poszukać Davida -powiedziała Margo i wyszła z pokoju.Kobieta w kapeluszu wpatrywała się badawczo199w oczy równie zielone jak jej własne.- Nie znasz mnie, prawda? - spytała zwahaniem i jej oczy napełniły się łzami.- Czymogłam się spodziewać, że mnie znasz? On wykradłmi ciebie, kiedy byłaś jeszcze niemowlęciem.Oczy Kate rozszerzyły się.Patrzyła na starsząwersję siebie samej.Nic dziwnego, że.ta kobietawydała się taka znajoma.Powróciło wspomnieniewszystkich długich lat nienawiści, goryczy,niepokoju, przebrała się miarka.- Porzuciłaś nas! - oskarżała ją z gniewemKate.- Odeszłaś od nas, a on bił i mnie, i Toma!- On cię wykradł, Kathryn.Wykradł i ukrył, amnie nie zostało nic.Ani pieniądze, ani dach nadgłową.Wymknęłam się, żeby znalezć adwokata, poto, by się z nim rozwieść i otrzymać prawo opieki nadtobą i Tomem.Był taki mężczyzna, miły, łagodny,który chciał przyjąć was oboje i byłby dla nas bardzodobry po tym, jak.jak twój ojciec stał się potworem.Zapłakała i westchnęła.- Wszystko sobie zaplanowałam, a potem onsię dowiedział i zanim wróciłam na farmę, już go niebyło.Przytknęła chusteczką do oczu.- Odjechał z obojgiem moich dzieci, a ja niemiałam nawet na bilet autobusowy.- On.nas wykradł?200- Wykradł, kochanie - powiedziała ochryplekobieta w kapeluszu.Patrzyła na córkę oczami pełnymi dumy,miłości i bólu.- Przez dwa lata pracowałam jako kelnerka wbarze, żeby zaoszczędzić tyle pieniędzy, by zacząćszukać, ale wtedy było już za pózno.- A tamten mężczyzna, ten, za którego miałaśwyjść? - spytała Kate.- Odtrąciłam go - padła niespodziewanaodpowiedz.- Czułam się okropnie wiedząc, co ty i Tomprzechodzicie.Czy mogłam być tak nieczuła, żebybudować swoje szczęście na waszym bólu?Kate odetchnęła powoli, mgliście świadomatego, że Jacob obserwuje je z drugiego pokoju.Wpatrzyła się badawczo w oczy matki.- Przez cały ten czas byłaś sama?- Przez cały ten czas - odrzekła cicho jej matka.- Wykorzystałam już wszystkie agendy rządowe idawno zapomniałam, że matka twojego ojcamieszkała w Południowej Dakocie.Rzadko kiedy oniej wspominał.I oto do restauracji, w której pracuję,przyszedł twój mąż i powiedział mi, że ty i Tomżyjecie i że przywiezie mnie tu, żebym waszobaczyła.Znowu przez uśmiech przebiły się łzy.- Od kilku dni płaczę bez ustanku.Jest mi to201obojętne, czy mnie nienawidzisz czy nie; wystarczymi, że mogę na ciebie patrzeć.- Och, mamo, nie.Kate rzuciła się matce w objęcia.Kołysała ją,uspokajała ją i czuła, że powoli znika jej własny ból,uświadomiła sobie bowiem, jakie musiały być dlamatki wszystkie te lata.Kate miała przynajmniejToma.Ich matka nie miała nikogo, a tylko straszliwylęk o dzieci i samotność.Tom stał teraz uśmiechnięty obok Jacoba i gdyKate go spostrzegła, zrozumiała, że obaj toukartowali.Gdy Tom dołączył do obu kobiet, matkaprzygarnęła i jego.- Mój chłopcze - szlochała.- Mój małychłopcze.Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłam, trudnomi było uwierzyć, że minęło tyle czasu.A terazodnalazłam ciebie i Kate, i to jest jakby sen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]