[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to, żadna z nich dotąd męża nie znalazła.Czym się to działo, odgadnąćtrudno.Kochały się między sobą serdecznie, a że im w domu, w którymgospodarowały, bardzo było dobrze, nie spieszyła żadna z nich innego sobieszukać.Pojechawszy w konkury szlachcic, gdy spojrzał, nie wiedział którąwybierać, a poznawszy je bliżej, wziąłby był każdą, żałując, że wszystkichzabrać nie może.Może dlatego, właśnie kochali się kawalerowie, a nie ożeniłsię dotąd żaden.Dom panów Zagórskich gościnny był i wesoły, skrzypki tam dawniej częściejsię zwijały niż gdzieindziej ludzie byli dostatni, rządni, przyjacielscy, i żylize wszystkimi dobrze kochano ich powszechnie, złego słowa nikt o nich nieposłyszał.Spojrzeć na nich dość było, żeby się dusza rozchmurzyła.Począwszyod biednego Filipa, wszyscy byli pięknego oblicza, rysów twarzy podobnych dosiebie, różnego tylko wyrazu.Na licu kaleki, jak na przekorę, jaśniał duchrycerski przodków; na czole Wawrzyńca widać było spokój zatopionego w sobiepoety.Anna była trzpiotem wesołym; Róża poważniejszą i zamyśloną a pobożną; Julkałagodną, nieśmiałą, rumieniącą się co chwila.Choć różne na pozórcharakterami, miały rodzinne podobieństwo do siebie i jednakie poczciwe serca.Młodzi panicze lgnęli często z kolei: do jednej, do drugiej, do trzeciej, adziewczęta się z nich śmiały, bo między nimi zazdrości nigdy nie było.Różnicę wieku panien mało kto dostrzegł, bo najstarsza miała rok dwudziestytrzeci, a najmłodsza dwudziesty.Rożańskiemu najwięcej do serca przypadała nieśmiała Julka, gdy przypadkowo nie był gdzieindziej zajęty.Teraz też już mu owa miłosiernamieszczka krakowska miała czas z serca się wyśliznąć, i zbliżając się doMalinowej, czuł wracające dawne afekta dla Julii Zagórskiej.Obiecywali sobie z Pełką spędzić wieczór bardzo przyjemnie, gdy widok ludzipani podczaszynej Pełkę niezmiernie zmieszał, tak, iż gdyby nie obawazakłopotania przyjaciela i siebie byłby może od progu zawrócił.Zagórscy wyszedłszy do sieni, witali już Rożańskiego, który im Pełkęprzedstawiał. Mojego dobrego druha i towarzysza, Medarda Pełkę, łasce panów bracipolecam.Jedliśmy z nim razem spleśniały razowy chleb i stęchłą cebulę wKrakowie, biliśmy się i biedowaliśmy razem.a nie ma przyjazni, jakżołnierska.Mógł to dostrzec nawet Rożański, że na imię Pełki pochmurzyły się coś twarzeZagórskich spojrzeli po sobie ukradkiem, i jakby niepewni byli, co zajednego Pełkę mieli przed sobą, Filip zapytał: Czy nie z Lubelskiego? Z Gołczwi odezwał się Pełka, nie chcąc ani na chwilę w błąd wprowadzaćnikogo mieszkałem o granicę od pani podczaszynej Pociejowej, której tudwór poznaję. A tak! odezwał się Wawrzyniec pani podczaszyna blisko jest z namiskoligacona.Obaj bracia podali ręce Medardowi, zapraszając go do środka, lecz widoczniepomieszani.Wszczęły się zwykłe ceremonie w progu, kto przodem pójdzie.Medard wąsa kręcił czmychając, nie chciało mu się spotykać z babą, którejwidoku znieść nie mógł, i z którą rzadko kwadrans bez zaczepki mógłwytrzymać i bez przymówisk wzajemnych. Czy to będzie właściwie czy nie odezwał się rozsądzcie Waszmośćpanowie; lecz choć po raz pierwszy mam szczęście konwersować z nimi,szczerym być chcę po żołniersku.To mówiąc, zatrzymał się nieco w progu. U pani podczaszynej mówił dalej nie jestem w wielkich łaskach; lękamsię moim przybyciem zatruć państwu miłe obcowanie.Nie wezmiecie miichmość za złe, gdy za gościnę podziękowawszy, dalej na nocleg ruszę.Zpanem Wacławem jutro lub po jutrze na drodze się zjedziemy.Zagórscy stanęli jak osłupiali patrząc po sobie, Pełka już się do odwrotugotował. Ani się obawiać spotkania nie mam powodu, ani na sumieniu cokolwiek bądzczuję dodał; ale po cóż mam miłym gospodarzom kwas wnosić do domu.Wacek zmilczał zafrasowany, sam nie wiedząc co pocznie. Miły panie ozwał się Filip kręcąc sowitego wąsa słusznie by nam tomogli ludzie wyrzucać jako wielką winę, gdybyśmy wam dla tak błahejprzyczyny od naszego proga odejść dali.Na żaden sposób nie może to być,żebyście nam krzywdę uczynili.Nie pierwszyzna to, że na neutralnymterytorium znajdą się cokolwiek z sobą powaśnione osoby; przecież z obu stronmitygować się umieją i nic stąd nieprzyjemnego nie wyniknie.Często sięjeszcze z sobą przejednać potrafią.Spodziewam się, że i tym razem nie gorzejbędzie. Miły panie a bracie dodał Wawrzyniec istotną byście domowiwyrządzili krzywdę odchodząc od proga.To mówiąc we drzwi otwarte uprzejmie zapraszali.Medard pchnął Wackaprzodem, a sam też nie certując się dłużej, wszedł za nim.W izbie gościnnej siedziały już kołem wszystkie trzy panny, otaczającpodczaszynę, która w najlepszym humorze, na siedzeniu rozparta, śmiała się,coś rozpowiadając, do rozpuku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]