[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapatrzyła się na tenwidok i nawet nie zauważyła, kiedy do niej podszedł.Miał na sobie ciemny frak, białą koszulę i wyglądał tak przystojnie, że serce drgnęło jej mimowolnie.- Idziesz na pogrzeb czy zatrudniłeś się jako kelner?- spytała grzecznie.Nie zaśmiał się.To wcale go nie bawiło.Nie mógł zapomnieć, że obraziła Lisse, która teraz będzie wściekać się caływieczór.- Zabieram Lisse na bal w ambasadzie - wycedził.- Ciebie też bym zabrał, ale nie masz odpowiedniego stroju- dodał złośliwie.- Zresztą ze swoimi manierami pewnie zle byś się tam czuła.To zabolało, ale uśmiechnęła się dzielnie.- Wiesz, w domach opieki nauka manier nie jest priorytetem.Nie znosił, gdy przypominała mu o swoim smutnym dzieciństwie.Czuł się wtedy winny, a tego nie lubił.Ale tarozmowa zaczynała przypominać rozgrywkę, z której żadne nie chce wycofać się pierwsze.86- Szkoda zatem - rzucił zjadliwie - że nie pomyślałaś o wzieciu korepetycji.Nie sądziłam, że to, co się w życiu liczy, to gładkie slowa i falszywe uśmiechy - odparła twardo.Cóż, mogłem się tego spodziewać po takiej dzikusce jak ty - prychnął z sarkazmem.Trafił w czuły punkt.Te słowa przywołały okropne przeżycia z przeszłości.Zerwała się na równe nogi, podeszła doniego i wycedziła:Jeszcze słowo, a będziesz musiał czyścić ten swój elegancki garniturek!A co? - spytał kpiąco.- Nie lubisz, jak ktoś cię tak nazywa? - Uniósł brew, gdy się zamachnęła, i rzucił lekko: Nieośmielisz się.Auuu!Dostał prosto w twarz, a potem cała zawartość kieliszka spłynęła po fraku.- O przepraszam! - zawołała z udawanym zmartwieniem.- Zapomniałam o toaście.A więc za zdrowie i pomyślność!- Uniosła pustą szklankę.Nie poruszył się.Zauważyła, że opuszczone wzdłuż ciała dłonie zacisnęły się w pięści.Nie powiedział ani słowa, niedrgnął mu żaden mięsień.Po prostu stał i patrzył na nią zimnym wzrokiem.- To dopiero będzie zabawa - rzuciła lekko.- Lisse będzie mogła cię oblizać.Pomyśl, jakie to ekscytującedoświadczenie.Micah! - krzyknęła przestraszona, bo bez sowa, powoli, nie spuszczając z niej wzroku, ruszył w jejstronę.Cofała się coraz bardziej przerażona.Przeszło jej przez głowę, że być może posunęła się za daleko.Wyglądał jakszaleniec, który chce zrealizować swój plan bez względu na wszystko.Niepotrzebnie piła tego drinka.- Bądzmy rozsądni.- próbowała.- Może rzeczywiś87cie zareagowałam zbyt gwałtownie.-Nadal sięcofala, bo podchodził coraz bliżej.- Jest mi przykro i obiecuję, zenigdy więcej.Aaah!Rozległ się głośny plusk, a po chwili miała wrażenie, ze wypiła połowę basenu.Kiedy się wynurzyła, była jedynie wstanie stwierdzić, że po pierwsze jeszcze żyje, a po drugie woda jest zadziwiająco zimna.Dotarła do drabinki i z trudem wygramoliła się na brzeg.- Tak, ja też jestem pewien, że więcej tego nie zrobisz- usłyszała z tylu jego glos i poczuła, że znowu ją spycha.Chciała się tylko obronić, ale tak niefortunnie chwyciła jego ramię, że stracił równowagę i oboje runęli do wody.Wynurzyli się obok siebie i bez trudu zauważyła, że jego oczy ciskają gromy.- Naprawdę mi przykro - powiedziała, odgarniając z twarzy mokre włosy.- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego tak na mnie napadłaś?- spytał zimno.Skrzywiła się i wykonała parę rozpaczliwych ruchów, które miały ją uchronić przed pójściem na dno.Nie pływaładobrze, a do tego było jej wstyd za swoje zachowanie.Sama nie wiedziała, dlaczego aż tak się uniosła.Pewniealkohol pozbawił ją zahamowań, a bolesne wspomnienia wróciły z ogromną siłą.W każdym razie należało mu sięjakieś wyjaśnienie.- Ten facet, który złamał mi rękę, też nazywał mnie kłamliwą małą dzikuską.Mówił tak za każdym razem, kiedypróbowałam się bronić i opowiedzieć matce, co próbuje robić, kiedy jesteśmy sami - powiedziała, nie patrząc naniego.Zapadła długa cisza.W końcu podpłynął do drabinki i poczekał aż do niego dołączy.Z trudem wykonała kilkanieporadnych ruchów, była jednak zbyt zmęczona i po97chwili zaczęła tonąć.Na szczęście, widząc co się dzieje, podpłynął do niej i szybko doholował ją do brzegu.Kiedy wyszli, bez słowa wziął ją za ramię i poprowadził w stronę domu.- Mogę się spakować i pierwszym samolotem wracać do domu - zaproponowała zwięzle.- Nie możesz wyjechać - uciął krótko.- Lopez wie, gdzie jesteś.Spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem- Biedaku.- westchnęła ze współczuciem.- Utknąłeś tu ze mną na dobre.Nie odpowiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]