[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biała łódz podskakiwała w górę i opadała w dółniczym tnący fale łabędz, i co kilka minut znikała za wezbranymi masami wody.Sam poprawił ostrość soczewek.Szczegóły stały się teraz wyrazistsze.Po razpierwszy od chwili kiedy wszedł na pokład motorówki Kuntza, zaczął odczuwaćwskutek zdenerwowania dolegliwości żołądkowe.Z trudem utrzymywał lornetkęna celu.Dostrzegł nazwę.- To Zięba"! - zawołał.- Powiedziałem panu.- Kuntz spojrzał na niego.- I co teraz?- Podpłyńmy bliżej, żebym mógł zobaczyć, co się dzieje na pokładzie.- A może się coś dziać?Sam był zbyt zajęty obserwowaniem jachtu, aby zastanawiać się nad odpo-wiedzią.Zobaczył postać mężczyzny - to musiał być Hayman.Poszukał Grace idostrzegł ją w końcu.Z tej odległości jej postać wydawała się wyjątkowo drobnai krucha.- A niech to diabli! - zaklął.- Co się stało? - zapytał Kuntz.RLT- Ona stoi zbyt blisko burty! - wrzasnął Sam.- Pewnie tylko tak się panu wydaje z tej odległości.Prawdopodobnie trzymasię relingu.Sam tak mocno przyciskał lornetkę do twarzy, że aż rozbolał go nos.- Nie wiem.Nie jestem w stanie tego dostrzec.- Czy chce pan, żebyśmy podpłynęli bliżej Zięby"?- Chcę znalezć się tak blisko, żebym mógł wejść na jej pokład -oświadczyłdetektyw.Znowu miał w polu widzenia Haymana.Starał się ocenić, czy przypomina zwyglądu Brodericka, ale z tak daleka było to niemożliwe.Mężczyzna był chybapodobnego wzrostu, lecz znacznie drobniejszej postury -a to mogło oznaczaćwiększą sprawność ruchową.Jednak żadna z tych cech nie miała teraz znaczenia.W tym momencie liczyło się tylko to, że Hayman niemal przygniatał sobą Grace.Samowi ponownie zaczęło dudnić serce.Miał wrażenie, że tłucze mu o klatkępiersiową z taką samą siłą jak fale o burty Delii".- Ma pan pistolet, Kuntz? - - Słucham?- Pytam, czy ma pan przy sobie pistolet.- Tamten natychmiast przyjął postawę pełną rezerwy.- Nie, nie mam.- A może chociaż jakiś rybacki harpun, cokolwiek, czego można by użyć wcharakterze broni.- Jezu Chryste, człowieku - zaprotestował Phil.- Obiecał pan, że nie podej-miemy żadnego ryzyka, a teraz nagle domaga się pan pistoletu.Nie mam żadnejcholernej broni na pokładzie, a nawet gdybym miał, to i tak bym jej panu niedał.- Jestem oficerem policji - zawołał Sam, przekrzykując ryk wichru. I jeśli napokładzie znajduje się jakaś broń, musi mi ją pan udostępnić.- Może nawrócę łodzią, a Ziębę" niech piekło pochłonie, co pan na to?- A ja postaram się, aby, pomimo wszystko, stracił pan swoją łajbę, i co panna to? - zablefował Sam.- Obiecał pan, że jeśli coś się stanie z motorówką, to mi ją pan odkupi!- Ma pan jakichś świadków, którzy mogliby to potwierdzić?RLT- Ty kłamliwy draniu! - wrzasnął piskliwym głosem doprowadzony do szałuKuntz.- Kobieta na pokładzie jest w straszliwych tarapatach, nie widzi pan?- A niech to wszyscy diabli! - Mężczyzna ściągnął czapkę ze swojej łysej,spoconej głowy i rzucił ją na pokład.Natychmiast została porwana przez wiatr.-W schowku na rufie znajduje się rakietnica.Nie mam pojęcia, czy jest sprawna.- Ma pan klucz od schowka? - zawołał Sam, zmierzając w stronę rufy.- Jest otwarty, do licha!RLTROZDZIAA 56- Co ty, do diabła, wygadujesz? - krzyknął Hayman, ponownie zbliżając siędo Grace.- Naprawdę zaczynam się o ciebie martwić.- Nie miałam zamiaru cię niepokoić, Peterze.- Pomimo zamazanego obrazuprzed oczami Grace była pewna, że nadal trzymał strzykawkę w prawej ręce, ipostanowiła, że bez walki nie pozwoli zrobić sobie zastrzyku.- Chcę tylko, że-byś zajął się łodzią i odstawił mnie na ląd.- Zaraz wrócę do sterów.Przedtem trochę cię tylko uspokoję - oznajmił.- Jestem spokojna - oświadczyła, cofając się przed nim.Wiatr zwiewał jej ko-smyki włosów na twarz i smagał policzki.- Nie zrozumiałem, co miała znaczyć wzmianka o Marie? - Zamokły mu oku-lary i sięgnął lewą ręką, aby je wytrzeć.- O jaką Marie ci chodziło?- Nieważne.Niespodziewanie znalazł się tuż obok Grace i mocno chwycił ją za prawe ra-mię.- Nie! - krzyknęła, usiłując się wyswobodzić.- Przestań, Grace.- Z bliska jego twarz wydawała się zatroskana, a w oczachmalowało się zakłopotanie, ale nie wypuszczał jej z uścisku.- Muszę to zrobić,muszę cię uspokoić.Stanowisz zagrożenie.- Dla kogo? - wreszcie uwolniła ramię.- Dla ciebie?- Dla nas obojga i dla łodzi! - wykrzyknął Peter.- Mam obowiązek panowaćnad pasażerami mojego jachtu.- Broderick zawsze był w tym doskonały! - odkrzyknęła Grace.- Co ma do tego Broderick? - zawołał Hayman.- Myślę, że bardzo wiele!Oszalała z trwogi, znowu zaczęła się cofać, nerwowo rozglądając się na boki.Aodzią huśtało w przód i w tył, a Grace wciąż odczuwała nudności i zawrotygłowy, ale najwidoczniej pragnienie przetrwania pomagało jej utrzymać się nanogach.RLT- Grace, o czym tym mówisz?Napotkała wzrokiem pokrywę włazu.Przez moment zastanawiała się, czy nieuciec pod pokład i nie zamknąć się od wewnątrz.Wtedy jednak naprawdę znala-złaby się w pułapce.Doszła do wniosku, że w razie konieczności powinna szukaćszansy ratunku raczej w oceanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]