[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następny dzień okazał się zimny, ale pogodny i piękny.Aman-da i Jordan postanowili nie ubierać choinki, lecz wybrali się na106przejażdżkę wokół wyspy.I właśnie wtedy Amanda zobaczyładom.Stał między posesją Jordana a przystanią promową.Amanda niemogła pojąć, dlaczego wcześniej go nie zauważyła.Był w wik-toriańskim stylu, cały biały z zielonymi okiennicami.W pobliżuwidniała latarnia morska.A co najważniejsze, na podwórzuAmanda ujrzała tablicę z napisem "Na sprzedaż", którą lekkoporuszała przesycona solą bryza.- Jordan, zatrzymaj samochód! - zawołała, ledwie po-wstrzymując się od złapania za kierownicę.Nie potrafiła opa-nować podniecenia, które ją ogarnęło na widok domu.Jordan posłał jej rozbawione i jednocześnie trochę zdziwionespojrzenie, ale skręcił półciężarówką.na kamienisty podjazd,obok którego leżała przewrócona skrzynka na listy, sterta łysychopon i pusta klatka dla królików.Amanda wyskoczyła z szoferki, gdy tylko koła auta przestały sięobracać.ROZDZIAA 7Na podwórzu rosła od dawna nie koszona trawa, a zewnętrzneściany wymagały odmalowania, lecz nie osłabiło to entuzjazmuAmandy.Obejrzała dom od frontu i potykając się, pobiegła zo-baczyć go od tyłu.Odkryła tam oszkloną werandę biegnącywzdłuż całej ściany budynku.Na piętrze było mnóstwo okien, zktórych niewątpliwie rozciągał się wspaniały widok na wybrze-że i góry.Ten dom idealnie nadawał się na przytulny hotelik.Amandapoczuła dreszcz emocji, zaraz jednak się zreflektowała.Posesjabyła zaniedbana, co świadczyło o tym, że od dawna nikt tu niemieszka.A skoro dom wystawiono na sprzedaż i tak długo nieznalazł nabywcy, to znaczy, że jego cena jest niebotyczna.O jej107wysokości na pewno w dużym stopniu decydowało atrakcyjnepołożenie.Kiedy Amanda to sobie uświadomiła, przygarbiła sięzrezygnowana.- Mógłbym ci pomóc - zasugerował Jordan, jak zwykle czytającw jej myślach.Potrząsnęła głową.Pożyczka mogłaby niekorzystnie wpłynąć naich znajomość, gdyby ich związek nie wytrzymał próby czasu.Poza tym Amanda chciała zdobyć swój wymarzony hotelik bezniczyjej pomocy.Jeszcze raz obeszli dom naokoło i zajrzeli we wszystkie okna,lecz niewiele zobaczyli.Amanda zapisała nazwę i numer telefo-nu agencji obrotu nieruchomościami i schowała karteczkę dotorebki.Pragnęła jak najszybciej dowiedzieć się o cenę domu.Jordan bez słów zrozumiał, że powinni poszukać telefonu.Pojechał więc prosto do restauracyjki, w której pracowała Wan-da.Zamówił kanapki z francuskiej bagietki i gawędził z kelner-ką, a Amanda połączyła się z agencją.W niedzielę.nikt tam niepracował, ale odezwała się automatyczna sekretarka.Amandapodała swoje nazwisko i numery telefonu do domu i do pracy wSeattle.- Nie udało się? - spytał Jordan, gdy wróciła do stolika, usiadła isięgnęła po kubek z kawą, którą zamówił dla nich obojga.- Zostawiłam wiadomość, więc pewnie się odezwą - odparła,lekko wzruszając ramionami.- Sama nie wiem, dlaczego jestemtaka podniecona.Ten dom prawdopodobnie kosztuje majątek inie będzie mnie stać na kupno.- Masz negatywne podejście - skarcił ją, ale w jego oczach igra-ły iskierki wesołości.- Musisz bardziej wierzyć w siebie i swojemożliwości.Bez tego nic w życiu nie osiągniesz.- Dzięki za darmową poradę, mądralo - powiedziała trochę po-irytowanym tonem.Zdjęła płaszcz i położyła go obok siebie na108wyściełanej ławeczce.- Fakt, że ty bez mrugnięcia okiem byłbyśw stanie wypisać czek na odpowiednią sumę, nie oznacza, że jamogę zrobić to samo.Właśnie podano im kanapki z różnymi dodatkami.Jordan wziąłkruchy, ziemniaczany płatek i schrupał go ze smakiem.- No dobrze, przyznaję, że potrafię sobie radzić z finansami.Muszę umieć pomnażać pieniądze, bo na tym polega moja pra-ca.Nie rozumiem, dlaczego nie pozwalasz mi sobie pomóc.- Mam swoje powody, Jordan.- Na przykład jakie?Wzruszyła ramionami.- Przypuśćmy, że za dwa dni lub dwa tygodnie postanowimywięcej się ze sobą nie spotykać.Gdybym była ci winna sporąsumę, sytuacja stałaby się krępująca.Pokręcił głową, najwyrazniej nie przekonany tą argumentacją- To tylko wymówka, Mandy.Ludzie codziennie zaciągają po-życzki na rozkręcenie firm.Musiała przyznać, że podczas ich krótkiej znajomości częstookazywał się zaskakująco przenikliwy.Czasem drażniła ją tajego domyślność.- Masz rację - przyznała.- Po prostu chcę dojść do czegoś cał-kiem samodzielnie.Czy to zbyt wygórowane żądanie?- Skądże - odparł pogodnie i zmienił temat.Przez resztę popołudnia spacerowali po plaży przylegającej doposesji, którą Amanda pragnęła kupić.Dzień minął nie wiado-mo kiedy, a wraz z nim skończył się weekend.Zdaniem Arnan-dy stało się to zbyt szybko.Zmartwiona perspektywą rozstania,z przykrością obserwowała Jordana pakującego walizkę i torbęza siedzenia porsche'a.- Może zjesz ze mną kolację i wrócisz pózniej tutaj? spytałatrochę nieśmiało, gdy Jordan włączał w gabinecie automatyczną109sekretarkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]