[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy z polską wioską spotkał się ubogą,Jeżeli trafił w polskich zamków ściany,Wioska i zamek wnet z ziemią zrównanyI car ruiny ich zasypał - drogą.Dróg tych nie dojrzeć w polu między śniegi,Ale śród puszczy dośledzi je oko:Proste i długie na północ się wloką,Zwiecą się w lesie, jak w skałach rzek biegi.I po tych drogach któż jezdzi? - Tu cwałemKonnica wali przyprószona śniegiem,A stamtąd czarnym piechota szeregiemMiędzy dział, wozów i kibitek wałem.Te pułki podług carskiego ukazuCiągną ze wschodu, by walczyć z północą;Tamte z północy idą do Kaukazu;%7ładen z nich nie wie, gdzie idzie i po co;%7ładen nie pyta.Tu widzisz MogołaZ nabrzmiałym licem, małym, krzywym okiem;A tam chłop biedny z litewskiego sioła,Wybladły, tęskny, idzie chorym krokiem.Tu błyszczą strzelby angielskie, tam łukiI zmarzłą niosą cięciwę Kałmuki.Ich oficery? - Tu Niemiec w karecie,Nucąc Szyllera pieśń sentymentalną,Wali spotkanych żołnierzy po grzbiecie.Tam Francuz gwiżdżąc w nos pieśń liberalną,Błędny filozof, karyjery szukaI gada teraz z dowódzcą Kałmuka,Jak by najtaniej wojsku żywność kupić.Cóż, że połowę wymorzą tej zgrai,Kasy połowę będą mogli złupić,I jeśli zręcznie dzieło się utai,Minister wzniesie ich do wyższej klasy,A car da order za oszczędność kasy.A wtem kibitka leci - przednie strażeI dział lawety, i chorych obozyPryskają z drogi, kędy się ukaże,Nawet dowódzców ustępują wozy.Leci kibitka; żandarm powoznikaWali kułakiem, powoznik żołnierzyWali biczyskiem, wszystko z drogi zmyka,Kto się nie umknął, kibitka nań wbieży.Gdzie? - Kto w niej jedzie? - Nikt nie śmie zapytać.%7łandarm tam jechał, pędzi do stolicy,Zapewne cesarz kazat kogoś schwytać."Może ten żandarm jedzie z zagranicy? -Mówi jenerał.- Kto wie, kogo złowił:Może król pruski, francuski lub saski,Lub inny Niemiec wypadł z cara łaski,I car go w turmie zamknąć postanowił;Może ważniejsza pochwycona głowa,Może samego wiozą Jermołowa *.Kto wie! ten więzień, chociaż w słomie siedzi,Jak dziko patrzy! jaki to wzrok dumy:Wielka osoba; za nim wozów tłumy:To pewnie orszak nadwornej gawiedzi;A wszyscy, patrz no, jakie oczy śmiałe;Myśliłem, że to pierwsze carstwa pany,%7łe jenerały albo szambelany,Patrz, oni wszyscy - to są chłopcy małe.Co to ma znaczyć, gdzie ta zgraja leci?Jakiegoś króla podejrzane dzieci".Tak z sobą cicho dowódzcy gadali;Kibitka prosto do stolicy wali.PRZEDMIEZCIA STOLICYZ dala, już z dala widno, że stolica.Po obu stronach wielkiej, pysznej drogiRzędy pałaców.- Tu niby kaplicaZ kopułą, z krzyżem; tam jak siana stogiPosągi stoją pod słomą i śniegiem;Owdzie, za kolumn korynckich szeregiem,Gmach z płaskim dachem, pałac letni, włoski,Obok japońskie, mandaryńskie kioskiAlbo z klasycznych czasów KatarzynyZwieżo małpione klasyczne ruiny.Różnych porządków, różnych kształtów domy,Jako zwierzęta z różnych końców ziemi,Za parkanami stoją żelaznenu,W osobnych klatkach.- Jeden niewidomy:Pałac krajowej ich architektury,Wymysł ich głowy, dziecko ich natury.Jakże tych gmachów cudowna robota!Tyle kamieni na kępach śród błota!W Rzymie, by dzwignąć teatr dla cezarów,Musiano niegdyś wylać rzekę złota *;Na tym przedmieściu podłe sługi carów,By swe rozkoszne zamtuzy dzwignęli,Ocean naszej krwi i łez wyleli.%7łeby zwiezć głazy do tych obelisków,Ileż wymyślić trzeba było spisków,Ilu niewinnych wygnać albo zabić,Ile ziem naszych okraść i zagrabić;Póki krwią Litwy, łzami UkrainyI złotem Polski hojnie zakupionoWszystko, co mają Paryże, Londyny,I po modnemu gmachy wystrojono,Szampanem zmyto podłogi bufetówI wydeptano krokiem menuetów.Teraz tu pusto.- Dwór w mieście zimuje,I dworskie muchy, ciągnące za woniąCarskiego ścierwa, za nim w miasto gonią.Teraz w tych gmachach wiatr tylko tańcuje;Panowie w mieście, car w mieście.- Do miastaLeci kibitka; zimno, śnieżno było;Z zegarów miejskich zagrzmiała dwunasta,A słońce już się na zachód chyliło *.Niebios sklepienie otwarte szeroko,Bez żadnej chmurki, czcze, ciche i czyste,Bez żadnej barwy, blado przezroczyste,Jako zmarzłego podróżnika oko.Przed nami miasto.- Nad miastem do góryWznoszą się dziwnie, jak podniebne grody,Słupy i ściany, krużganki i mury,Jak babilońskie wiszące ogrody:To dymy z dwiestu tysięcy kominówProsto i gęsto kolumnami lecą,Te jak marmury kararyjskie świecą,Tamte się żarzą iskrami rubinów;W górze wierzchołki zginają i łączą,Kręcą w krużganki i łukami plączą,I ścian, i dachów malują widziadła;Jak owe miasto, co nagle powstanieZe śródziemnego czystych wód zwierciadłaLub na libijskim wybuchnie tumanie,I wabi oko podróżnych z daleka,I wiecznie stoi, i wiecznie ucieka *.Już zdjęto łańcuch, bramy otwierają,Trzęsą, badają, pytają - wpuszczają.PETERSBURGZa dawnych greckich i italskich czasówLud się budował pod przybytkiem Boga,Nad zródłem nimfy, pośród świętych lasów,Albo na górach chronił się od wroga.Tak zbudowano Ateny, Rzym, Spartę.W wieku gotyckim pod wieżą barona,Gdzie była cała okolic obrona,Stawały chaty do wałów przyparte;Albo pilnując spławnej rzeki ciekówRosły powoli z postępami wieków.Wszystkie te miasta jakieś bóstwo wzniosło,Jakiś obrońca lub jakieś rzemiosło.Ruskiej stolicy jakież są początki?Skąd się zachciało sławiańskim tysiącomLezć w te ostatnie swoich dzierżaw kątkiWydarte świeżo morzu i Czuchońcom *?Tu grunt nie daje owoców ni chleba,Wiatry przynoszą tylko śnieg i słoty;Tu zbyt gorące lub zbyt zimne nieba,Srogie i zmienne jak humor despoty.Nie chcieli ludzie - błotne okoliceCar upodobał, i stawić rozkazałNie miasto ludziom, lecz sobie stolicę:Car tu wszechmocność woli swej pokazał.-W głąb ciekłych piasków i błotnych zatopówRozkazał wpędzić sto tysięcy palówI wdeptać ciała stu tysięcy chłopów.Potem na palach i ciałach MoskalówGrunt założywszy, inne pokoleniaZaprzągł do taczek, do wozów, okrętów,Sprowadzać drzewa i sztuki kamieniaZ dalekich lądów i z morskich odmętów *.Przypomniał Paryż - wnet paryskie placeKazał budować.Widział Amsterdamy -Wnet wodę wpuścił i porobił tamy.Słyszał, że w Rzymie są wielkie pałace -Pałace stają.Wenecka stolica,Co wpół na ziemi, a do pasa w wodziePływa jak piękna syrena-dziewica,Uderza cara - i zaraz w swym grodziePorznął błotniste kanałami pole,Zawiesił mosty i puścił gondole.Ma Wenecyją, Paryż, Londyn drugi,Prócz ich piękności, poloru, żeglugi.U architektów sławne jest przysłowie,%7łe ludzi ręką był Rzym budowany,A Wenecyją stawili bogowie;Ale kto widział Petersburg, ten powie,%7łe budowały go chyba szatany.Ulice wszystkie ku rzece pobiegły:Szerokie, długie, jak wąwozy w górach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]