[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma czasu do stracenia.Musisz natychmiast stąduciekać.Nakrył jej dłoń swoją, wyraznie rozbawiony jej niepokojem.- Wzrusza mnie twoja troska, skarbie, ale sytuacja niejest aż tak dramatyczna.Co Adrian może mi zrobić? Udzielićsurowego upomnienia za to, że z nim nie korespondowałem?Nie od dzisiaj wie, że pisanie listów nie jest moją mocnąstroną.- Obawiam się, że nie idzie tu po to, żeby ci udzielićreprymendy - oznajmiła ponuro.- A więc co mi zrobi? Wydziedziczy mnie? Wykluczyz rodziny? Możesz go sobie wyobrazić, jak tutaj wpadai w uniesieniu woła: Nie jesteś już moim bratem! Dla mnienie żyjesz!Kiedy Portia nie roześmiała się z jego dowcipu, znieruchomiał.Nadal uśmiechał się ironicznie, ale ciemne, błyszczące oczy spoglądały poważnie.- Czyli zdrowy rozsądek mojego brata wreszcie wygrałz sentymentalnym pojmowaniem braterskich obowiązków.- Lekko wzruszył ramionami.- Trudno mi go za to winić.Już dawno powinien przebić mi serce ostrym kołkiem.Szkoda, że nie zrobił tego zaraz po tym, jak Duvalier skradł miduszę.Oszczędziłoby to nam obu bardzo wielu kłopotów.Portia chwyciła go za ramię i próbowała odciągnąć od okna.- Nic nie rozumiesz? Musimy uciekać! Zanim będzie zapózno!Miała wrażenie, że za chwilę pociągnie ją za nos.- Dla mnie już jest za pózno, skarbie.Ale ty lepiej stądzmykaj, bo inaczej też będziesz musiała wysłuchać reprymendy Adriana.Nie musisz się o mnie martwić.Nie pierwszy raz muszę uciekać przed żądnym krwi motłochem.Portia usłyszała jakiś hałas za oknem, odwróciła się i wyjrzała na zewnątrz.- Zdaje się, że prawdziwy żądny krwi motłoch właśniesię pojawił - stwierdziła, wskazując na wylot ulicy.W zaułku pojawił się wysoki mężczyzna o wąskim nosiei górnej wardze uniesionej w pogardliwym grymasie.Za nimpodążało kilku obdartych zabijaków, których miny świadczyły o tym, iż rzeczywiście mogą być żądni krwi.- To Wallingford! - zawołał Julian i zaklął pod nosem,patrząc, jak jego brat i szwagier podchodzą ku nim corazbliżej.- Miałem nadzieję, że ten drań zostawi mnie w spokoju chociaż na jedną noc, zanim każe mnie wtrącić do więzienia za długi.Portia znów gwałtownie szarpnęła go za ramię.- Może, gdyby cię nie przyłapał, jak obściskujesz jegonarzeczoną podczas ich kolacji zaręczynowej, miałby dociebie życzliwsze podejście.Spojrzał na nią oskarżycielsko.- A więc dziś rano na łące w parku to jednak byłaś ty.Odrazu się domyśliłem.Wyczułem cię.- Uwolnił wijący siękosmyk włosów z upiętej na czubku głowy fryzury i podsunął go sobie pod nos.Nozdrza mu się rozszerzyły, kiedyznów wyczuł znajomy, ulotny zapach.Zapach zwierzyny, na którą polował?Zza okna dochodziły stłumione okrzyki.Najwyrazniejzbliżający się ludzie postanowili przestać się ukrywać.Kuzaskoczeniu Portii, Julian usiadł w głębokim fotelu, skrzyżował długie nogi i przybrał taką pozę, jakby nie zamierzałruszyć się z miejsca przez następne sto lat.- Co zamierzasz zrobić? - zapytała.- Będziesz tak siedział i czekał, aż wpadnie tu Adrian i przebije cię kołkiem?Potarł paznokciami o mankiet koszuli, żeby nabrały połysku.- Jeśli sprawi mu to przyjemność.- A jeśli Wallingford dopadnie cię pierwszy?- W więzieniu dla dłużników nie będzie mi tak zle- oznajmił radośnie.- Panuje tam mrok, a i ze zdobyciempożywienia nie będę miał większego kłopotu.Niepokój Portii przerodził się w gniew.- Czy po to wróciłeś do Londynu? Bo zmęczyło cię jużwywoływanie pojedynków, w których i tak nie możesz zginąć? Bo wiedziałeś, że Adrian w końcu cię odnajdzie i zrobito, na co tobie nie starcza odwagi?W odpowiedzi tylko patrzył na nią.- Pomyślałeś o tym, co się ze mną stanie, jeśli stąd nieuciekniesz? - zapytała.- Ty być może zginiesz, ale ja teżbardzo ucierpię.Przez jego twarz przebiegł cień niepokoju.- O czym ty mówisz?- Jeśli mnie tutaj znajdą, w tym wynajętym mieszkaniu,w twoim towarzystwie, moja reputacja legnie w gruzach- wyjaśniła, zerkając prowokująco na zmiętą pościel leżącąna łóżku.Julian spojrzał na nią zwężonymi oczami.- Ani trochę nie dbałaś o swoją reputację, kiedy nie takdawno temu wkroczyłaś do niesławnego domu gry.- Tam nikt mnie nie znał.A markiz Wallingford to potężny i bardzo wpływowy człowiek.Kiedy zacznie rozsiewaćplotki o tym, że szwagierka wicehrabiego Trevelyana zadajesię z jego bratem, bezwstydnikiem, nicponiem i osławionymlibertynem.- Nie wspominając już nawet o tym, że jest on krwiożerczą bestią z piekła rodem - wtrącił Julian.Portia zignorowała tę uwagę.- Wtedy żaden bogaty arystokrata nie poprosi mnie jużo rękę.I będę mogła pożegnać się z wizją gromadki dziecii spokojnym, rodzinnym życiem.- Westchnęła ze smutnąminą, jaką przybierała w dzieciństwie, kiedy chciała nakłonićCaroline, żeby jej kupiła wstążkę, chociaż tak naprawdę niebyło ich na to stać.- Zapewne nie będę miała innego wyboru,jak tylko zostać kochanką jakiegoś bogacza, na przykładWallingforda.Na pewno będzie okrutnym i wymagającympanem, ale sądzę, że z czasem nauczę się, jak mu dogodzić.Julian prędko przemierzył pokój i chwycił ją za rękę.Pociągnął ją za sobą do drzwi, gniewnie spoglądając na niąprzez ramię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]