[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grant wciąż śpiewał.Kiedy o nim pomyślałam, złociste światło naszej więzi rozbłysło żarem w mojej piersi,otaczając ciemność.To coś nie uciekło ani nawet się nie wzdrygnęło, lecz zamruczało i zasiliło więz częściąwłasnego duchowego ciała.Głos Granta osłabł.Nagle wszystkie szczęki wokół niego zamknęły się i zbiorowy dreszcz przeszył demony powstrzymywanedudniącą pieśnią Granta.Odwróciłam się, zapalając się instynktownie i wymachując mieczem, po czymodrąbałam ostro zakończone ręce i palce, które gwałtownymi ruchami zbliżały się do jego bezbronnej twarzy.Nie zatrzymałam się.Chwyciłam Granta za ramię i pociągnęłam, żeby się podniósł i stanął tuż przy mnie.Oddychał z trudem, a jego skóra była ciepła jak ogień.Przycisnął usta do mojej głowy i tak pozostał.Zaczęłam się śmiać.To nie był mój śmiech.Ale wydobywał się ze mnie, triumfalnie i z przekonaniem, a w moich ustach jegodzwięk miał fizyczny kształt i przypominał długi język badający powietrze, wyczuwający wyborny smak krwii śmierci.Poczułam głód.Przejmujące, szalone pragnienie.Dawne, głębokie i nieskończone.Grant znieruchomiał przy mnie.Atakujące nas demony się zawahały.Ja nie.Rzuciłam się do przodu izłapałam okaleczonego jednorękiego demona, w którego czarnych49oczach malowała się bardzo ludzka konsternacja, a przez moment także ludzka rozpacz.Kiedy go dotknęłam,chłopcy zakłębili się na mojej ręce i mój śmiech stał się głębszy.Demon spojrzał na mnie z przerażeniem i wrzasnął.Wciąż krzyczał, obracając się w popiół.Pierwsza rozsypała się jego ręka, rozfruwając się jak płatkisrebrzystego śniegu, następnie pokruszyły się stopy i ramię, potem nogi i tułów, roztrzaskując się z impetemjak kruche szkło, a na końcu twarz - szczęka, czaszka i spoglądające na mnie oczy; wszystko rozpadało się nagrudki, które zamieniły się w proch.Testowałam smak echa jego wrzasków w swoim wnętrzu jak wino: turlając każdy dzwięk po języku,delektując się warstwami jego przerażenia i przekonując się, jakie są czyste, dobre i słodkie.Dłoń miałam pełnąprochów demona, uniosłam je i wsypałam sobie te szczątki do ust.Część mnie również krzyczała, ale ciemność przetaczała się z zadowoleniem, a kiedy zmieszałam prochy ześliną i połknęłam je, to nie było już tylko moje ciało.Stałam się piątym kołem u wozu.W ustach miałam smaktrucizny.Wszystkie demony zamarły, gapiąc się na mnie.Czułam Granta za plecami, ale nie wyczuwałam jegodotyku.Rozejrzałam się za olbrzymem i zobaczyłam, jak stoi, przerastając o głowę pozostałe demony.Jego zieloneoczy błyszczały, podchodził do nas, nie spuszczając ze mnie wzroku.Inne demony ustępowały mu z drogi, ate, które poruszały się zbyt wolno, były spychane na bok.Na skraju pola widzenia ujrzałam zmarłego, któryzostał ukradkiem wciągnięty w to stado.Usłyszałam kolejne trzaski pękających kości i cichy odgłosrozdzieranego ciała.Olbrzym zatrzymał się przed nami.Nie odzywał się.Padł na kolana, przycisnął długie, ostro zakończoneręce do piersi i pochylił głowę.Pozostałe demony bez wahania również padły na ziemię za jego przykładem.Klęczały przede mną.Z opuszczonymi głowami i zamkniętymi oczami.Przyglądałam się im zaskoczona, ale ciemność wzniosła się w moim gardle z uśmiechem, który miał smakśmierci.- Wybacz nam - zagrzmiał demon.- Wybacz nam wszystkim.Nie rozpoznaliśmy cię.Miecz zabłysł, a runy zafalowały na jego powierzchni, przepływając na zbroję na mojej ręce.Pomyślałam, żemówi do mnie, ale czułam tylko bicie serca w metalu i uderzenia pięciu pozostałych na skórze.Bicie sercpłonących w mojej piersi.Płonących jak moja więz z Grantem, która wydawała się tak odległa, jakby pod skórąmoja dusza znajdowała się na mrocznej równinie, patrząc na jego światło z odległości wielu kilometrów.Ciemność wdrapała mi się do ust i tchnęła słowa na mój język.- Ha'anie - rzekła cicho przeze mnie.- Co z innymi Panami?- Nie wiem - odparł, obrzucając moją twarz przelotnym spojrzeniem.- Byliśmy w drugim kręgu, apęknięcie dotarło tylko do nas.Nic nie wiem o Draeanie, K'ra'anie ani o innych, ale Pani Dziwka wciąż siętrzyma, a my będziemy karmić swoje brzuchy jej dziećmi, dopóki możemy polować.- Zawahał się.-Uwolniliście nas.Myśleliśmy.że może odeszliście na zawsze.- Jesteśmy wieczni - odparła ciemność.-Ale to czas snu.Wyraz twarzy demona był zadziwiająco ludzki.Potwórściągnął brwi tak, jak zrobiłby to każdy skonsternowany człowiek.- Zasłona została rozwarta, moi Królowie.To zaledwie ułamek Mahati, którzy są gotowi wam służyć,wystarczy tylko o to poprosić.Błagamy tylko o jedzenie.O dobre łowy.- Spojrzał za mnie na Granta.-Wygląda na to, że ludzie wciąż tu mieszkają.Oni wystarczą.- Nie - odparłam i tym razem byłam to w zupełności ja.Ciemność spoczywała w moim gardle, alewydawała się zadowolona, pozwalając mi wymówić to słowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]