[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może onama przyjaciółkę? Ostatnio nic mi się nie trafiło.Nie.I proszę, tylko bez poufałości.Nie chcę, żeby dowiedziała się o tobie czy którejśz naszych spraw.Jest dobrze zbudowana, ale niezbyt błyskotliwa.- Nie ma nic lepszego niż taka kobieta.- Slater skinął głową na znak aprobaty i zapadłsię w rozłożysty fotel pokryty złocistym aksamitem.- Ty to umiesz żyć, przyjacielu.Zawszemówiłem, że Billy boy potrafi czerpać z życia.Nie zamierzasz chyba rozpowiadać o tym naokoło? - Cunningham nalał dwieszklaneczki dwudziestoletniej szkockiej.Była to czysta strata, jeśli chodzi o Richa, ale chciałzrobić wrażenie.Jak zawsze.- Miałeś się zająć Lipskym.- No i się zająłem.- Zadowolony z siebie Rich zakręcił szklaneczką, po czym upił łyk.- Pierwsza klasa, nie uważasz? Załatwiłem go tak, jak ty załatwiasz konie.Ręka Cunninghama zadrżała, gdy podnosił szklankę.- Nie chcę o tym słyszeć.Na Boga, Rich, mówiłem: tylko bez trupów.Stary Mickuchodził na wyścigach za świętego.- Nieprzewidziana komplikacja - stwierdził Slater.Wstał, by nalać sobie następnąszklaneczkę.- Za którą Lipsky musiał zapłacić.A mnie przysporzyło to dodatkowychwydatków, Bill.No i ciebie będzie to kosztowało kolejne dziesięć tysięcy.Oszalałeś?! - Cunningham poderwał się z miejsca, zachlapując się szkocką.- Zrobiłeśto na własną rękę, Rich.- %7łeby chronić twoje interesy.Glinom wystarczyłoby pięć minut, by Lipsky wskazałpalcem na mnie.A ode mnie ślad prowadzi prosto do ciebie - dodał wielkodusznie.- A więcjeszcze dziesięć, Bill.To uczciwa cena.Cunningham z trudem to przełknął.Pieniądze, które wpadły mu do kieszeni dzięki BigShebie, były istnym cudem.Ale za cud trzeba płacić.Równie dobrze mógłbyś zażądać dziesięciu milionów.Przypierasz mnie do muru.Rich spodziewał się tego.Był przygotowany na rozsądny kompromis.- Mogę zaczekać, nie ma sprawy.Co dla przyjaciół znaczy parę tygodni? A terazsłuchaj.- Założył nogę na nogę.- Przyszedłem, bo mam propozycję, Billy.Drobna zmiana wnaszym planie może nam obu przynieść sporo forsy.Chcesz zgarnąć szmal na ChurchillDowns.Ja również.Ale oprócz tego muszę jeszcze wyrównać rachunki z moim chłopakiem.- Dopóki nasz plan zdaje egzamin, nie wtrącam się w twoje rodzinne sprawy.- Alepomysł odegrania się na Gabie rozgrzał jego emocje silniej niż szkocka.- Ta historia zLipskym omal go nie przekreśliła.- Nie przejmuj się, nie przejmuj.- Rich leniwie pomachał szklaneczką.- Tak tozałatwiłem, że nic ci nie grozi, z wyjątkiem, jak już wspomniałem - jednej drobnej zmiany.- Jakiej zmiany?- No więc słuchaj.- Rich westchnął i wychylił łyk.- Wszystko ci opowiem.I sądzę, żedocenisz ironię naszej umowy, Billy boy.Naprawdę spodziewam się, że docenisz.Gdy Cunningham wgramolił się z powrotem do łóżka, nie mógł opanować drżenia.Nie należał do ludzi żądnych krwi, przekonywał samego siebie.To nie jego wina, że dwojeludzi nie żyje.Widać na nich wypadło, jak powiedział Rich.Może to było szaleństwo wiązać się z Richem Slaterem, ale nie widział innegowyjścia.A ponieważ wszystko tak świetnie dało się zgrać w czasie, uznał to za dobry znak.Precyzyjny plan Richa, choć ohydny, nie był pozbawiony sensu.A poza tym czy miałem wybór? - zapytywał Cunningham samego siebie.Wiedział, żejeżeli przegra w Churchill Downs, nie będzie więcej żadnych Marli, koniec z marzeniem odużej wiejskiej posiadłości, koniec z dumnym paradowaniem na padoku.Spodziewał się, że Big Sheba będzie jego asem w rękawie.Utopił w niej pieniądze,wszystkie zaoszczędzone i pożyczone dolary.A ona miała słabe płuca.Zacisnął powieki,przeklinając siebie, że postawił fortunę na tego konia.%7łeby się odkuć, musi mieć te Derby, właśnie Derby.Gdy już to osiągnie, zadowoli sięrozmnażaniem Big Sheby.Będzie mógł całkiem niezle żyć ze sprzedaży jej zrebaków.A na razie, wracając do planu Richa, trzeba się zastanowić nad ustawieniem gonitwy.Wszystko musi się odbyć bez najmniejszego potknięcia.Jeden bieg, pomyślał, tylko jedendobry bieg.Aby się ogrzać, wtulił się w Marlę, a jej chrapanie ukołysało go do snu.ROZDZIAA CZTERNASTYPodróż z wiejskiej Wirginii do podmiejskiego Marylandu wydała się Kelsey dłuższaniż zwykle.Miała więc dużo czasu na myślenie.Wiedziała, że napotka opór.Potężny opór,jeśli nic się nie zmieniło w ciągu ostatnich kilku tygodni.Z pewnością Candacepoinformowała Milicent, że jej wnuczka jest w drodze.Lepiej już stawić czoło wszystkim naraz, stwierdziła Kelsey.Wstrząsnąć nimi,rozczarować ich, zgorszyć.Idealna sytuacja, pomyślała z kwaśną miną.Candace będziezszokowana, ojciec rozczarowany, babka zgorszona.A ona, miała nadzieję, będzie szczęśliwa.Kiedy wjechała na podjazd, ojciec zajęty był pracą przy klombie.Ubrany w starysweter z łatami na łokciach i w ubłocone, podwinięte do kolan drelichowe spodnie pełł azaliepokryte świeżymi, maleńkimi pączkami.Poczuła ogromny przypływ miłości.Wypadła z samochodu i pobiegła przez starannieprzystrzyżony trawnik, by objąć ojca i przytulić się do niego; trwali tak przez chwilę wmilczeniu, spoglądając na kwitnące krzewy.- Kocham ten dom - szepnęła Kelsey, opierając głowę na jego ramieniu.- Właśnieniedawno sobie uświadomiłam, jak wielkie miałam szczęście, mogąc tutaj dorastać.-Pomyślała o Gabie i dotknęła ręką łososiowych kwiatów.- Tak, to wielkie szczęście, żemiałam ciebie i kwiaty przed domem.- Uśmiechnęła się lekko.- I lekcje baletu.- Znienawidziłaś je po sześciu miesiącach - przypomniał jej ojciec.- Ale miałam szczęście, że mogłam je mieć.Przyjrzał się twarzy córki i odgarnął jej włosy, które rozsypały się na ramionach.- Wszystko w porządku, Kelsey?- Tak.- Martwiliśmy się o ciebie.Ta ostatnia gwałtowna.- Tak, wiem - przerwała mu.- To straszne, co stało się z tymi dwoma mężczyznami.Wolałabym ci powiedzieć, że to mnie nie poruszyło, ale oczywiście tak nie jest.Czuję sięjednak dobrze.- Chciałem się o tym przekonać na własne oczy.Rozmowy telefoniczne to nie tosamo.- Philip pozbierał narzędzia ogrodnicze do drucianego koszyka.- No to jesteś w domu.To najważniejsze.Wejdzmy od tyłu, bo Candace gotowa jest obedrzeć mnie żywcem ze skóryza brudne ślady na podłodze.Kiedy szli, Kelsey objęła ojca w pasie.- Widziałam samochód babci.- Tak, Candace powiadomiła ją, że jesteś w drodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]