[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc znów tu się znalezliśmy - wymamrotał.-1 tańczymy ze sobą, myśląc o śmierci.- Ale ty się mnie nie boisz - zauważyłam.- Bez względu na to, co chodzi mi po głowie.Zacisnął usta w napiętym uśmiechu.- Pomagałem cię stworzyć.Wszyscy mistrzowie Boskiej Kreacji maczali palce w formowaniu twojegogatunku.Byłaś pierwsza, moja pani.Najstarsza ze Strażniczek.I najbardziej kłopotliwa.Oczywiście, żesię ciebie nie boję.Ale czegoś się jednak obawiasz, przemknęło mi przez myśl, gdy spostrzegłam, że King zerka napancerz na mojej ręce.Przez chwilę nawet sądziłam, że spróbuje ją odgryzć.To wyobrażenie było taksilne, że niemal widziałam, jak dłoń i nadgarstek znikają w jego gardle.Ale King nie rzucił się na mnie, choć nagle oblizał wargi i kilkakrotnie poruszył szczęką, jakby cośprzeżuwał.Ten widok wywołał z mojej pamięci obraz człowieczka w pogniecionym garniturzepożerającego pizzę tak, jakby jadł coś po raz pierwszy od wielu lat i nie mógł się tym nasycić.W końcu oderwałam wzrok od jego ust i zobaczyłam, że przygląda mi się uważnie.- Jesteś taka jak ona - oznajmił półgłosem.- Dostrzegłem to w twoich oczach, kiedy zabijałaś mojegopoprzedniego skórnika.Masz w sobie dokładnie coś takiego, co było też w niej.Pięć tysięcy lat niezniszczyło moich wspomnień.Pamiętam twoją poprzedniczkę, zanim zniknęła z tego świata.Zanimwpadła do Labiryntu, a potem powróciła z tym czymś.- Zerknął na pierścień.- Lepiej, żebyś go długonie nosiła, moja pani.Zmiertelnik nie zdoła kontrolować rzeczy zrodzonych w Labiryncie.One mająwłasny umysł.- Ty przecież też jesteś śmiertelny - zauważyłam.- Co znaczy, że możesz umrzeć tak jak my.Wgruncie rzeczy nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to się stało.- Istnieją słońca, które są młodsze od mojego gatunku - odparł.-1 chociaż przez jakiś czas istnieliśmyw zapomnieniu, za wcześnie mówić o naszej śmierci.- Nie pieprz mi tu bzdur.- Pochyliłam się do niego tak bardzo, że mogłabym go pocałować, gdybymchciała.Zmierdział zwłokami; świeżymi, zimnymi i pustymi.- Jesteś przerażony.Boisz się Granta i tego,147że będziesz tutaj, kiedy runie Zasłona.Dobrze wiesz, co demony robiły z Ahsen, kiedy siedziała z nimizamknięta.- Uśmiechnęłam się lodowato.- Pewnie nie chciałbyś tego przeżyć.Drżą ci kolana na myśl, żemusiałbyś obciągać druta jakiemuś demonowi przez kolejne tysiąc lat.A może by ci się to podobało? Mo-że za tym tęsknisz?Podjudzałam go.Chciałam wkurzyć drania.Potrzebowałam tego, bo w środku nadal niczego nieczułam, nawet najmniejszego drgnienia.Przybyłam tu z misją, lecz jak na razie marnowałam każdąsekundę.King, w którego oczach jarzyła się czysta nienawiść, przestał tańczyć.Prawie zapomniałam, że nie jestw stanie mi nic zrobić.Ogarnęło mnie silne pragnienie, żeby uciec.Tak bardzo chciałam stamtąd zwiać,że faktycznie zrobiłam krok w tył.King jednak nie pozwolił mi odejść.Nigdy nie widziałam tyle bólu.Ale nie ja go powodowałam.Awatar patrzył przeze mnie, jakby dostrzegł coś przerażającego.- Jeśli nie jesteś dziwką - szepnął - to musisz być wojownikiem.A jeśli nie jesteś wojownikiem, jesteśkrólową.W krainie demonów nie ma form pośrednich.Zee zamarł na mojej skórze.Podobnie jak reszta chłopców.Jak gdyby słowa Kinga ogromnie ichporuszyły, przywołały dawno zapomniane wspomnienia.Chciałam ich pogłaskać, ale moja prawa dłońnadal była uwięziona, a lewa leżała na ramieniu Kinga, który znów mi się przyglądał już zupełnieprzytomnym wzrokiem.Zdawało się, że nagle się ocknął i przypomniał sobie, gdzie jest i z kim.Nienawiść w jego oczach zmieniła się w lodowatą ciekawość, co strasznie zbiło mnie z tropu.- Stary Jack - zaczął wolno - zrobił z tobą coś ogromnie nieoczekiwanego.- Naprawdę? - zakpiłam.- Nigdy nie przypuszczałabym, że coś może cię zaskoczyć.Tym razem się nie uśmiechnął.- Twoja krew.On jest w twojej krwi.Każdy awatar zostawia w skórze, którą zamieszkuje, swojeznamię, charakterystyczne tylko dla nas.To znamię jest.w tobie.Czuję je.- King przyciągnął mnie dosiebie gwałtownie.- Nawet ja nie odważyłbym się majstrować w twoim rodowodzie.- Ty zamierzałeś mnie zabić.- Zmierć jest bezpieczniejsza od alternatyw - szepnął.- On cię zmienił i przez to stałaś się nietykalna.Ale to znaczy, moja pani, że teraz jesteś więcej warta żywa.Kiedy inni cię zobaczą, kiedy się przekonają,co zrobił Stary Wilk, wściekną się i zemszczą na nim.Będzie cierpiał gorzej niż Ahsen.- Kochałeś ją - stwierdziłam obojętnym tonem.- To dlatego nienawidzisz Jacka.Pchnął mnie tak, że wpadłam w tłum tańczących.Nikt nawet nie pisnął.- Skoro nie mogę czegoś dostać, muszę wymyślić sposób, żeby to sobie wziąć - oświadczył miękko.- Masz w tym wprawę - sarknęłam, wskazując na kołyszących się ludzi, którzy w całkowitymmilczeniu przesuwali się po wyrytych w posadzce ścieżkach labiryntu.- Niejedno już sobie wziąłeś.148- Niczego nie brałem - zaprzeczył i zrobił taki ruch, jakby zamierzał się odwrócić.- To.zostało mipodarowane.I ta moja świątynia.A zrewanżowałem się, dosyć hojnie.Magia.Mniej zwyczajnaegzystencja.Zdziwiłabyś się, ilu pożąda tych tak prostych rzeczy.Widziałam dorosłych mężczyzn i kobiety, którzy pili krew i unikali światła dziennego, sądząc, żedzięki temu staną się wampirami.Spotkałam osoby praktykujące czarną magię lub głęboką medytację wposzukiwaniu ponadnatu-ralnych mocy.New Age panoszyło się wszędzie, nie wspominając już oposzukiwaczach UFO.Zresztą taką samą ucieczką co fantazjowanie o nadludzkiej sile było uganianie sięza władzą i bogactwem.Więc nie, to mnie nie dziwiło.Ale przerażał fakt, że to takie proste.- Walczyliśmy na wojnie - ciągnął King, sprawiając wrażenie, jakby mówił do siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]