[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wybiega za kulisy.Kiedy mnie mija, czuję od niej ostry za-pach potu.To też teatr.Ona powinna grać Armandę, która ma wtej sztuce siedemnaście lat.Ja już jestem trochę za stara.I to teżjest teatr.Wejściu na scenę Magdaleny towarzyszą szepty, skoroja je słyszę za kulisami, ona musi je słyszeć lepiej, bo jest bliżejwidowni.MOLIER: Magdaleno, mam tu jedną taką ważną sprawę.Chcę się ożenić.MAGDALENA: Z kim?MOLIER: Z twoją siostrą.MAGDALENA: Błagam cię, powiedz, że żartujesz.Na widowni szmer, jakby przeciągłe westchnienie.MAGDALENA: Nikt nie wypędza psa, który cale życie pil-nował domu.Ale ty to potrafisz.Straszny z ciebie człowiek,boję się ciebie.MOLIER: Me dręcz mnie.Namiętność mnie opętała.Magdalena pada na kolana, podpełza do Moliera.MAGDALENA: Ale.Może jednak tego nie uczynisz? Takjakby tej rozmowy nie było.Co? Wrócimy do domu, poza-palasz świece, ja przyjdę do ciebie.Przeczytasz mi trzeci akt Zwiętoszka.Co? Moim zdaniem to rzecz genialna.Jak ona to mówi, ten przypochlebny ton śmiertelnie zranio-nej, ale mądrej kobiety, która wie, że nie wolno jej tego okazać.MAGDALENA: A jeśli potrzebna ci będzie rada, to kto ci po-radzi? Przecież to jeszcze dziecko.Czy zdajesz sobie sprawę,jak się postarzałeś, o, skroń już siwa.Ty już lubisz, żeby łóżkobyło zagrzane.Ja wiem, co ci potrzeba.Wyobraz sobie, płonie93świeca.Napalimy w kominku, wszystko się dobrze ułoży.Ajeżeli.Jeżeli już nie możesz.Przecież ja ciebie znam.Spójrzna pannę Rival.Może niedobra? Co za figura? Co? Ani słowaode mnie nie usłyszysz.Boże - myślę - jak to się wszystko miesza z życiem, przecieżoni mogli tak rozmawiać, gdy on opuszczał ją dla mnie.TęRival gra jego studentka.Nie tak grozna jak ja, bo on jej niekocha.Dlaczego wcześniej mi to nie przyszło do głowy.Bo onzle grał, a teraz gra wspaniale, to Molier godny Magdaleny.Comu się stało? Skąd taka przemiana? Przecież nie odmienił gokostium i charakteryzacja.Chociaż.ucharakteryzowany naSganarela - fioletowy nos z brodawką, na głowie przesadniewielka peruka i karykaturalny hełm - twarz ma pokrytą szmin-ką, która spływa wraz ze strużkami potu.Bułhakow chciał, żebyjego bohater wyglądał w tym momencie śmiesznie.I tak wyglą-da, jest śmieszny i tragiczny zarazem.Właśnie mówi:MOLIER: Opamiętaj się.Co ty pleciesz? Co za rolę sobiewybrałaś?Ona zrywa się z klęczek, twarz jej wykrzywia wściekłość, wy-gląda teraz jak jędza.MAGDALENA: Z kim tylko chcesz, tylko nie z Armandą!Niech będzie przeklęty ten dzień, kiedy ją przywiozłam do Pa-ryża!Znowu to westchnienie przepływające przez widownię, tymrazem to podziw dla nich obojga, czuję to.Niedługo moje wej-ście.Przedstawienie trwa.Zaraz będzie słynna scena spowiedzi.O Boże, żeby tylko nic się nie stało złego, żeby nic jej nie prze-szkodziło, jak wtedy ta zle puszczona taśma ze śpiewem dziecka.Ale nic nie może przeszkodzić temu, co się teraz dzieje.94Tyle razy już ją w tym widziałam i za każdym razem jej wiel-kość wydaje się bardziej niedościgniona.Kiedy mówi końcową kwestię: Armando, Armando, siostromoja, chodz tu, sam arcybiskup chce cię pobłogosławić.Szczę-śliwa jestem! Co za szczęście!. , czuję, że po policzkach spływa-ją mi łzy.A jeżeli chodzi o teatr, płaczę tylko oglądając Aąckiegow Szalbierzu, więc może to nie przypadek, że ona tego dnia we-szła z powrotem na scenę, kiedy jego z niej zniesiono.Może onisię wymienili, on jej oddał swój geniusz.Elżbieta jest już obok mnie za kulisami, dotyka mojego po-liczka.- Co ty wyprawiasz - szepcze - zaraz wychodzisz na scenę!Popycha mnie lekko.Wchodzę w krąg światła, zbliżam się dokonfesjonału, gdzie oczekuje mnie Charron.Przecież Armandama prawo płakać w takim momencie - myślę.Wtedy, w tej krótkiej chwili za kulisami, kiedy ona zeszła zesceny, a ja na nią wychodziłam, i kiedy ona mnie na tę scenęwyprawiła popychając lekko, coś zaszło pomiędzy nią i mną.Myśmy były jednym teatralnym ciałem.Nie wolno triumfować za wcześnie.Teraz to wiem.Za-pamiętam do końca życia.Za kulisami rzuciłam się Zygmuntowina szyję.- Jak ty pięknie grałeś!- Jeszcze nie było premiery.- Dla mnie już była dzisiaj, nic ponad to w teatrze nie możesię wydarzyć.W jego oczach dostrzegłam strach.Miał ten sam strach woczach, kiedy Brzeski wszedł do garderoby i powiedział, że Elż-biety nie ma w teatrze i jeżeli nie przyjdzie w ciągu pół godziny,95trzeba będzie odwołać premierowe przedstawienie.Wszystko,co się działo potem, pamiętam jak przez mgłę.Tylko jedno zda-rzenie zapamiętałam wyraznie.Przybycie córki Zygmunta, czyraczej ich córki, Zygmunta i Elżbiety.Tak śmiesznie była do nichpodobna, pół twarzy jej, pół twarzy jego.Czoło, oprawa oczu,nos matki, usta i broda ojca.Zygmunt krzyczał:- Gdzie ona jest? Jak mogła zrobić nam coś takiego!Jego córka skrzywiła się lekko.Była spokojna, wręcz lodowa-ta.- Nie jestem głucha, nie musisz tak wrzeszczeć - powiedzia-ła.- A poza tym, tato, pomyliły ci się role, ty nie grasz w tej sztu-ce.Grasz w innej podstarzałego Romea.Myślałam, że Zygmunt się na nią rzuci, nawet gotowa byłamją sobą zasłonić, a ona ciągnęła tym samym opanowanym to-nem, zwracając się teraz do nas wszystkich obecnych w garde-robie:- Elżbieta Górniak nie zagra.Nie zagra i już.I nie musi sięprzed wami tłumaczyć.- Raczej wypadałoby - rzekł Brzeski, ale już nie wykrzykiwał,że jeżeli Elżbieta Górniak nie leży w szpitalnej kostnicy przywie-ziona z wypadku, to jej dni są policzone.- Nie pamiętam, żebyktóryś z moich aktorów zawalił premierę.- To teraz pan wie, jak to jest, kiedy się komuś zawala życie -odpowiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.Nikt jej nie zatrzymywał.- Czy był ktoś u Elżbiety w domu? - spytał reżyser.- Zamknięte na cztery spusty - odpowiedziano.- Telefon teżgłuchy.Gdzieś z tyłu dobiegł szept, że córka Zygmunta odjechała96właśnie najnowszym typem mercedesa.To wszystko robiło wra-żenie jakiejś upiornej giełdy.Coś się musiało stać - myślałam.-Wydarzyło się coś takiego, że ona nie mogła przyjść, wyręczyłają córka, która odegrała przed nami zupełnie inny tekst niż ten,z którym wysłała ją matka.Mówiła tak, jakby chciała dopiecojcu.I udało jej się w stu procentach.- Ja was ostrzegałem - mówił Zygmunt biały na twarzy.- Ba-ła się konfrontacji z prawdziwą publicznością.Zawsze się tegobała, dławiła ją trema i dlatego przestała grać.A jeżeli Elżbieta postanowiła się w taki sposób zemścić, jeżeliprzyjazń ze mną cały czas była grą? - chodziło mi po głowie.- Amoże to było wymierzone nie tylko we mnie, ale i w Zygmunta, ijednocześnie w teatr, który ją odtrącił.- Idę zawiadomić publiczność - powiedział smętnie Brzeski.Inni też się porozchodzili, zostałam sama w garderobie.Pochwili zjawił się w niej kolega grający Jednookiego i rzucił mi nakolana kolorowy magazyn.- Może to jest przyczyna - powiedział i odwróciwszy się napięcie, wyszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]