[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyobraża pan sobie, co by się stało, gdybymój mąż przeczytał te listy?- Trudno sobie tego nie wyobrazić.Ciągu dalszego zresztą też: pewniewzruszyła pani Ferralsa smutną historią o kuzynie, który popadł w biedę iktórego pani cudem odnalazła.- Prawie tak.Powiedziałam mu, że jest synem mojej niani, i od razu dostałpracę lokaja.- Można by rzec, to historia rodem z powieści.Nianie zawsze mają w nichnieślubne dzieci, które stają komuś na drodze.To z pewnością on zabił sirEryka.- Oczywiście.Taki pewnie miał cel, ale nie powiedział mi o tym.- Na Boga! Czemu nie opowiedziała pani tego wszystkiego policji, tylkodała się zatrzymać i uwięzić? Słowa sekretarza nie miałyby wtedy takiegoznaczenia.- To nie było możliwe.Gdybym tak zeznała, ryzykowałabym życie.Niechpan wreszcie zrozumie! Władysław nie przyjechał do Anglii sam.Są tu jegotowarzysze, którzy mają za zadanie pilnować go, gromadzić przekazywaneprzez niego informacje i w przypadku niebezpieczeństwa pomóc mu wucieczce.A mnie zapowiedzieli bardzo wyraznie: nie wolno mi powiedzieć nic,co mogłoby skierować policję na jego trop, bo w przeciwnym razie.- W przeciwnym razie nie będzie mogła się pani spodziewać od nich anilitości, ani łaski - powiedział Aldo.- Byłaby pani skazana na pewną śmierć.- Właśnie tak.Więc uznałam, że w więzieniu nie muszę się ich obawiać.Jestem dobrze strzeżona.- Oczywiście nie mówiąc o szubienicy.Nieszczęsna, niech pani w końcuzrozumie, że jeśli policja nie znajdzie prawdziwego mordercy, grozi paniśmierć przez powieszenie!.- Nie wierzę w to.Mój ojciec wraca wkrótce z Ameryki.Będzie wiedział,jak mnie obronić.Znajdzie jakiegoś dobrego adwokata w miejsce tego młodegoidioty, który mnie bronił w zastępstwie Geoffreya Ardena.- Skoro pani o tym wspomina - rzekł Aldo, wyciągając z kieszeni złożoną napół kartkę - polecono mi bardzo zręcznego i walecznego adwokata.Jegonazwisko i adres są tu zapisane.- Kto go panu polecił?- Może się to pani wydać dziwne, ale był to wysoki urzędnik policji.Tak sięskłada, że znam tego adwokata.Nazywa się Desmond Saint Albans.Nie pałamdo niego zbytnią sympatią, ale podobno po włożeniu peruki staje się mistrzem,który broni sprawy jak pies kości.Muszę jeszcze dodać, że jest bardzo drogi,ale chyba warto zaryzykować.- Dziękuję.Zwrócę się do niego.Pieniądze nie grają roli.W tym momencieweszła strażniczka.- Czas widzenia upłynął, proszę pana.- Jeszcze słówko - powiedział Morosini, podnosząc się z krzesła.- Kiedyspotka się pani z nowym obrońcą, proszę powiedzieć mu prawdę, całą prawdę.Jak się nazywa ten pani Władysław?- Wosiński.Czemu pan o to pyta?- Nie sądzi pani, że on i jego banda powinni zostać schwytani? Niemusiałaby pani niczego się obawiać.Proszę nie tracić nadziei, Anielko.Postaram się panią wkrótce odwiedzić.Czy czegoś pani potrzebuje?- Wanda ma mi przynieść jakieś drobiazgi - odparła i skierowała sięposłusznie do strażniczki, która właśnie otwierała ciężkie drzwi.Aldo nie chciał rozstać się z Anielką w ten sposób.Krzyknął w jej kierunku:- Czy jest pani pewna, że już nie kocha tego człowieka, którego stara się panitak chronić?- Nie powinien mi pan zadawać takiego pytania.Odpowiedziałam na nie wliściku kilka miesięcy temu i od tamtego czasu nic się nie zmieniło.Dzięki tym słowom, które tylko miłość mogła przywołać, Aldo odniósłwrażenie, że promień słońca rozświetlił i ogrzał ponure, szare mury, i zlżejszym sercem opuścił więzienie.W momencie kiedy podchodził do czekającej na niego taksówki, innataksówka zatrzymała się tuż obok.Wysiadła z niej kobieta w średnim wieku isolidnej postury.Zaczęła wyładowywać z samochodu walizkę, która zdawałasię bardzo ciężka.Aldo rzucił się na pomoc.- Proszę pozwolić.To jest zbyt ciężkie dla pani.- Och, dziękuję! - odpowiedziała z obcym akcentem kobieta i natychmiastzaczęła szlochać.Aldo zorientował się, że jest to Wanda, wierna pokojówka Anielki, która zpewnością przywiozła drobiazgi" dla swojej pani.- Jego Wysokość, książę Morosini! - wykrzyknęła, powstrzymując łzy.- Pantutaj? Mój Boże, co za radość! Co za wielka radość!I znowu zaszlochała.- No, niechże się pani uspokoi! - zawołał Aldo, któremu niespodziewanieprzyszedł do głowy pewien pomysł.- Dlaczego przyjechała pani taksówką?Gdzie się podziały samochody sir Eryka?- Stoją w garażu, ale nie mogę z nich korzystać - odpowiedziała Wanda,która teraz zaczęła mówić po francusku z większą swobodą.- Ten strasznySutton na to nie pozwala, twierdząc, że nie wolno nam pomagać tej, tej.morderczyni.To straszne!- Ten człowiek, chociaż Anglik, słabo zna prawo swojego kraju.Każdypodejrzany jest uznawany za niewinnego aż do momentu udowodnienia muwiny.- To czemu ten biedny aniołeczek jest w więzieniu?- Nazywają to prewencją.Zaniesie jej pani tę walizkę?- Tak, prosiła o parę rzeczy.Biedny aniołek, ona jest taka.Ale Aldo przerwał peany pokojówki na cześć Anielki, które z pewnościątrwałyby jeszcze długo, i odprowadził ją do bramy Brkton, a następniezaproponował, że na nią zaczeka i odwiezie do domu.- Jeden samochód wystarczy dla nas obojga, odeślę pani taksówkę.Zaskoczona Wanda nieco się uspokoiła.- Chce pan na mnie poczekać?- Z chęcią.To pozwoli nam porozmawiać.Niech pani nie zostaje u niej zbytdługo.Kilka minut pózniej kobieta była już z powrotem i zajęła miejsce obokksięcia Morosiniego, który nie tracił czasu, aby poruszyć nurtujący go temat.- Dałem Anielce nazwisko i adres dobrego adwokata.Podobno do tej porymiała kiepskiego obrońcę.- To prawda.Jak mógł dopuścić, że znalazła się w tym więzieniu? Towszystko przez te kłamstwa sekretarza.- Wiem dobrze, co o nim myśleć - przerwał Morosini.- Chciałbym z paniąporozmawiać o Władysławie Wosińskim, który nie tak dawno został u waszatrudniony pod fałszywym nazwiskiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]