[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotychczas nie zwracaÅ‚em specjalnej uwagi nanaszych ludzi, lecz ta nagle pojawiajÄ…ca siÄ™ w okularze ponura, ciemna twarz, przeciÄ™taczarnym krzyżykiem lunety, zwróciÅ‚a mojÄ… uwagÄ™ i zaniepokoiÅ‚a mnie.NastawiÅ‚em szkÅ‚a naostrość i obserwowaÅ‚em ciemne, nieprzeniknione oblicze, które teraz wystÄ…piÅ‚o z caÅ‚Ä… wyrazi-stoÅ›ciÄ….ByÅ‚ to mÅ‚ody czÅ‚owiek imieniem Jango o dziwnie ponurym i zaciÄ™tym wyrazie twa-rzy.Nie wiedzÄ…c, że go obserwujÄ™, staÅ‚ nieruchomo, czekajÄ…c na wskazanie rÄ™kÄ… kierunku, wktórym ma ustawić tyczkÄ™. Gdzie ja tÄ™ twarz widziaÅ‚em pomyÅ›laÅ‚em usiÅ‚ujÄ…c sobie przypomnieć to niezwykÅ‚eoblicze.Nagle uÅ›wiadomiÅ‚em sobie, że to w chwili wyruszenia z Marcellino Ramos, pochwy-ciÅ‚em spojrzenie tego caboclo utkwione w Sinoce.Spojrzenie węża hipnotyzujÄ…cego ptaka.Jango patrzaÅ‚ na niÄ… wzrokiem drapieżcy czyhajÄ…cego na ofiarÄ™, wzrokiem peÅ‚nym zmysÅ‚owe-go gÅ‚odu i niepohamowanej żądzy.Teraz twarz jego nieruchoma i jakby senna wyrażaÅ‚a tylkoobojÄ™tność i lenistwo.OżywiÅ‚ siÄ™ dopiero, gdy mu ukazaÅ‚em rÄ™kÄ… kierunek.Po chwili ruszyli-Å›my dalej.Wieczorem o zmierzchu witaÅ‚y nas wesoÅ‚e okrzyki kucharza i Å›miechy Sinoki szykujÄ…-cej chimarrão.W porównaniu z poprzedniÄ…, praca obecna nie byÅ‚a ciężka ani przykra.Puszcza nie takgrozna, pozbawiona owego kÅ‚ujÄ…cego poszycia jakie cechuje dżungle równikowe pozwala-Å‚a na swobodniejsze poruszanie siÄ™, toteż korzystajÄ…c z tego urzÄ…dzaliÅ›my polowania na różnÄ…zwierzynÄ™ i ptactwo, których byÅ‚a duża obfitość.MyszkujÄ…cy po puszczy caboclos natrafialinieraz na pszczoÅ‚y, którym podbierali miód aromatyczny i o specyficznym smaku.Pewnego dnia Jango i Leonardo myszkujÄ…c po puszczy natrafili na legowisko jaguarów,w którym byÅ‚o dwoje maÅ‚ych.Nie namyÅ›lajÄ…c siÄ™ dÅ‚ugo, jeden z nich zdjÄ…Å‚ koszulÄ™, zawiÄ…zaÅ‚rÄ™kawy i w tak zaimprowizowany worek wsadziÅ‚ maÅ‚e, po czym obaj popÄ™dzili do obozu.Szczęściem dla nich, rodzice maÅ‚ych byli gdzieÅ› na Å‚owach i nie zdążyli dopÄ™dzić rabusiów,którzy szczęśliwie dobrnÄ™li do obozu budzÄ…c zrozumiaÅ‚Ä… sensacjÄ™.Stary Bazilio ujrzawszymaÅ‚e jaguary zÅ‚apaÅ‚ siÄ™ za gÅ‚owÄ™. Ach wy durnie! wykrzyknÄ…Å‚ Wiecie coÅ›cie zrobili? Teraz nikt nie bÄ™dzie mógÅ‚siÄ™ oddalić na krok od acampamento i bezkarnie Å‚azić po lesie.Daj Boże, żeby siÄ™ na tymskoÅ„czyÅ‚o.Jeszcze dziÅ› w nocy stare zÅ‚ożą nam wizytÄ™.Można zrobić na nie zasadzkÄ™ pod-rzucajÄ…c maÅ‚e, ale w nocy to siÄ™ nie uda.Obejrzawszy maÅ‚e, które wcale nie miauczaÅ‚y, lecz wydawaÅ‚y grozne pomruki jeżąc siÄ™i Å‚ypiÄ…c ciemnymi, bÅ‚yszczÄ…cymi oczami, stwierdziÅ‚, że sÄ… to dzieci czarnego jaguara. Onça negra oÅ›wiadczyÅ‚ podnoszÄ…c maÅ‚ego za kark. Não é brinquedo nieżarty, ja tam dzisiaj w szaÅ‚asie spać nie bÄ™dÄ™, a ogieÅ„ radzÄ™ zrobić porzÄ…dny. Nie bój siÄ™ compadre uspokajaÅ‚ go Jango pintada nie taka znów straszna, aprzy pomocy tych maÅ‚ych możemy upolować dużą.To mówiÄ…c wziÄ…Å‚ na rÄ™ce szamocÄ…ce siÄ™ maÅ‚e i zaniósÅ‚ je Sinoce. Masz, to dla ciebie Sinoka.Dziewczyna wzięła je na rÄ™ce i chciaÅ‚a przytulić do piersi, lecz koty zaczęły siÄ™ gwaÅ‚to-wnie bronić wysuwajÄ…c drapieżne Å‚apki i warczÄ…c jak rozzÅ‚oszczone psiaki. Aj, jak drapiÄ… krzyknęła jeden próbuje mnie nawet ugryzć.JaguarzÄ…tka jak wielkie zÅ‚oto-czarne kule, krÄ…gÅ‚e i puszyste, pociesznie niemrawe,usiÅ‚owaÅ‚y uciekać, lecz tylko krÄ™ciÅ‚y siÄ™ w kółko mruczÄ…c i potykajÄ…c siÄ™.SpojrzaÅ‚em na Janga, gdy wrÄ™czaÅ‚ kociaki Sinoce.DrżaÅ‚ caÅ‚y z podniecenia, a wyrazjego oczu miaÅ‚ w sobie coÅ› z jaguara.W czarnych oczach pÅ‚onÄ…Å‚ ogieÅ„ namiÄ™tnoÅ›ci, a biaÅ‚ezÄ™by lÅ›niÅ‚y w rozchylonych wargach jak u drapieżcy.Sinoka również wyczuÅ‚a to dziwnepodrażnienie Janga i cofnęła siÄ™ zarumieniona.W tej chwili z gÅ‚Ä™bi pikady wynurzyÅ‚a siÄ™druga grupa wracajÄ…cych z pomiaru robotników prowadzonych przez Tadeusza.Ujrzawszy maÅ‚e jaguary, Tadeusz poczÄ…tkowo uradowaÅ‚ siÄ™, gdy siÄ™ jednak zastanowiÅ‚,uznaÅ‚, że sprawa nie jest zbyt bezpieczna i może dla nas przybrać zÅ‚y obrót.RzeczywiÅ›cie,gdy tylko zapadÅ‚ zmierzch i ludzie zasiedli przy ogniskach, rozlegÅ‚ siÄ™ tÄ™tent pasÄ…cych siÄ™opodal mułów i koni, które wpadÅ‚y na polanÄ™ z oznakami najwiÄ™kszego przerażenia.Trzypsy, leżące spokojnie z pyskami zwróconymi w stronÄ™ ognia, zerwaÅ‚y siÄ™ nagle warczÄ…c gro-znie i z podkulonymi ogonami kryÅ‚y siÄ™ pomiÄ™dzy ludzmi. Dorzućcie drew na ogieÅ„ zawoÅ‚aÅ‚ Tadeusz, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ wokoÅ‚o.Po chwiliczerwone jÄ™zyki ognia wystrzeliÅ‚y wysoko oÅ›wietlajÄ…c zÅ‚owrogÄ… Å›cianÄ™ dżungli. Macie wasze żarty zawoÅ‚aÅ‚ Bazilio kucajÄ…c przy ognisku.W tej chwili rozlegÅ‚ siÄ™ grozny pomruk, który zamieniÅ‚ siÄ™ w gÅ‚uche warczenie, gdzieÅ›dalej odpowiedziaÅ‚ mu krótki, urywany ryk, od którego ciarki przeszÅ‚y mi po skórze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]