[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zejdz do nas, człowieku.Kaspar nie będzie miał nic przeciwko temu, żesię zabawimy.Nie miałam zamiaru schodzić, ale spojrzenie Kaspara nie zostawiało miwyboru.Nie musiałam długo czekać, kiedy zamieniło się w broń, gdy przeczytałnapis na podkoszulku& Lyli: NIE PIJ SZAMPANA.Z WYJTKIEM VANHELSINGA[1]. Do kuchni! Natychmiast! warknął.Pokazał palcem drzwi do salonu iposzedł za mną.Kiedy tylko znalezliśmy się w kuchni, napadł na mnie: Co to jest, do cholery?! Wskazał podkoszulek. To Lyli! zaprotestowałam.Oparł się o blat i przesunął dłonią po policzku. Tam na dole zgromadziła się połowa rady, a ty pokazujesz się im w czymśtakim! Jest z tobą więcej problemów, niż jesteś tego warta. Wampiry mają radę? A jakże.Właśnie ją widziałaś warknął. Idz, zniknij po prostu.Alepózniej masz zejść na kolację.Tylko się przebierz! Wskazał ręką drzwi.Odpowiedziałam mu obojętnym mhm i wyszłam.Kiedy wspinałam się poschodach, włosy stanęły mi dęba.Musiałam przystanąć i spojrzeć za siebie.Ktośsię we mnie wpatrywał.No jasne.Z odległego kąta foyer wbijał we mnie wzrokjakiś młodzieniec.A raczej nie we mnie, tylko w moją pupę.Miał długie,srebrzyste, związane z tyłu włosy i chudą twarz o wystających kościachpoliczkowych.Nie był brzydki, przeciwnie, całkiem przystojny, ale kryło się w nimcoś, co wzbudzało odrazę.Może to spojrzenie przez przymknięte szparki oczu ichłód malujący się na obliczu? A może szkarłatna peleryna koloru krwi?Odwróciłam się i popędziłam na górę, przeskakując po dwa schody.Rzuciłam się na łóżko i z wściekłości okładałam pięściami materac.Kolacjaz wampirem! Rozkosz!Zbliżała się szósta, a ja z ociąganiem podniosłam się z łóżka, zaspana popopołudniowej drzemce.Wcale nie chciałam spać, ale wstałam za wcześnie.Lylaprzyniosła mi krótką ciemnobrązową sukienkę, w którą się przebrałam, niezbytzadowolona z głębokiego dekoltu.Wkrótce rozległo się pukanie do drzwi.Myślałam, że to Fabian, więcwstałam, żeby otworzyć.Ale kiedy ujrzałam, kto za nimi stoi, nie mogłamuwierzyć własnym oczom.Był to wampir, który przyglądał mi się z kąta foyer.Jego ciemnoniebieskieoczy teraz szeroko otwarte wpatrywały się we mnie znacznie cieplej, a na jegotwarzy gościł uśmiech.Miał na sobie czarny garnitur z czerwonym krawatem irozpuścił długie srebrzyste włosy. Proszę mi wybaczyć, panno Lee, ale przysłano mnie, bym towarzyszyłpani do jadalni odezwał się miłym głosem.Zaczerwieniłam się. No tak& Kiwnęłam głową, starając się zachować należycie. Eee&Proszę o dwie minuty.Jestem prawie gotowa powiedziałam, cofając się, izniknęłam w garderobie. Ma się rozumieć zawołał za mną.Rozglądałam się po garderobie w poszukiwaniu odpowiednich pantofli. Więc kim pan jest? zawołałam ku drzwiom. Kawaler Ilta Szkarłatny, do pani usług.Drugi syn hrabiego ValerianaSzkarłatnego, hospodara Wołoszczyzny.Podskoczyłam, słysząc jego głos tuż za sobą. Proszę się nie bać, panno Lee.Nie mam zamiaru zrobić pani krzywdy.Wyciągnął rękę i ujął moją dłoń. Intryguje mnie tylko pani przyszłość& Uśmiechnął się, nieco zbyt przymilnie, obnażając dwa ostre kły.Byłabym gotowaprzysiąc, że znacznie dłuższe i znacznie ostrzejsze od kłów Varnów czy też ichdomowników.W tej samej chwili w progu stanął Fabian.Na jego twarzy odmalowało sięzaskoczenie i gniew. Co tu robisz? zwrócił się do Ilty.Spojrzałam na nasze splecione dłonie iwyrwałam rękę. Jestem tu, gdyż król posłał mnie, abym sprowadził pannę Lee na kolację odrzekł Ilta.Fabian uniósł brwi. A mnie przysłał Kaspar.Nic ci nie jest? zapytał, obrzucając mnieniespokojnie wzrokiem.Chyba powinnam drżeć.Pokręciłam głową. Prowadz powiedziałam. SZESNAZCIEVioletDo jadalni wprowadził mnie Ilta, a Fabian szedł tuż za nami.Na ścianach wświecznikach płonęły świece, zalewające salę łagodnym blaskiem.Na oknachzaciągnięto czerwone kotary, a na środku jadalni stał bardzo długi stół, przykrytyszkarłatnym obrusem i niezwykle wykwintnie zastawiony.Każdy porcelanowytalerz musiał kosztować fortunę.Ilta poprowadził mnie w kierunku środka stołu i odsunął dla mnie krzesło.Usiadłam.W mgnieniu oka znalazł się naprzeciw mnie i stanął przy swoim krześle.Do jadalni wchodzili pozostali goście i zajmowali miejsca.Po mojej lewej stronieusiadł Amerykanin, a po prawej Fabian.Gdy wszyscy byli na miejscu, jadalnię wypełnił szmer przyciszonychrozmów.Pochyliłam się w kierunku Fabiana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]