[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lisa z przekonaniem kiwaÅ‚a gÅ‚ow¹ za ka¿dymrazem, gdy pastor wymieniaÅ‚ imiê ojca.Co nie bez znaczenia, gdy wiêksza czêSæ ceremonii odbywa siê pod goÅ‚ymniebem, pogoda dopisaÅ‚a.Lej¹cy siê na trumnê deszcz nie napeÅ‚niÅ‚by serc ¿aÅ‚ob-ników nadziej¹.Jack Kincaid zostaÅ‚ pochowany przy akompaniamencie Swiergo-tu ptaków, na oSwietlonej promieniami sÅ‚oñca polanie, gdzie Å‚agodny wiatr poru-szaÅ‚ gaÅ‚êziami cicho szumi¹cych drzew.Kincaid opuSciÅ‚ cmentarz ze spokojnymsumieniem.SpeÅ‚niÅ‚ wolê ojca.Gdy ostatni uczestnicy uroczystoSci zniknêli za bram¹, Kincaid zwróciÅ‚ siêdo Nigela Reesa:147 Piêkna uroczystoSæ.Jestem bardzo wdziêczny.PodaÅ‚ pastorowi rêkê.Rees zawahaÅ‚ siê przez chwilê, ale podj¹Å‚ wyci¹gniêt¹dÅ‚oñ.Kiedy Kincaid chciaÅ‚ ju¿ odejSæ, pastor powiedziaÅ‚: Mam nadziejê, ¿e pañska matka czuje siê dobrze.Dziennikarz zatrzymaÅ‚ siê w pół kroku i nie odwróciwszy nawet, powiedziaÅ‚: Mo¿e pastor spaæ spokojnie.Nie ¿yje.Kincaid miaÅ‚ zamiar wsi¹Sæ do samochodu, gdzie czekali na niego Lisa i Kevin,gdy k¹tem oka zauwa¿yÅ‚ Julie, swoj¹ byÅ‚¹ ¿onê.StaÅ‚a przy otwartych drzwiach samo-chodu po przeciwnej stronie drogi i spogl¹daÅ‚a na niego jakby zastanawiaj¹c siê, czyKincaid j¹ pozna.PoprosiÅ‚ Lisê, ¿eby na niego poczekali i przeszedÅ‚ na drug¹ stronê. Nie mySlaÅ‚em, ¿e przyjedziesz powiedziaÅ‚.Nie potrafiÅ‚ prowadziæ kur-tuazyjnej rozmowy z kobiet¹, z któr¹ kiedyS Å‚¹czyÅ‚o go tak wiele. Sporo ludzi przyszÅ‚o na pogrzeb Jacka zauwa¿yÅ‚a Julie. Prawda? Piêknie go po¿egnali. Piêknie. Julie byÅ‚a zdenerwowana.Kincaid widziaÅ‚, ¿e ktoS czeka na ni¹w samochodzie.SchyliÅ‚ siê, aby zajrzeæ do Srodka.Za kierownic¹ siedziaÅ‚ mê¿-czyzna w jasnej marynarce i nerwowo bêbniÅ‚ palcami po kierownicy.MiaÅ‚ na gÅ‚o-wie czapkê, która zawsze kojarzyÅ‚a siê Kincaidowi z beztroskimi weekendamispêdzanymi na wsi.Julie powiedziaÅ‚a cicho: Poznajcie siê.Jim, to jest Mark.Mark, to Jim.Kincaid przywitaÅ‚ siê.Mark skin¹Å‚ tylko gÅ‚ow¹ i zdobyÅ‚ siê na mdÅ‚y uSmiech.Odruchowo spojrzaÅ‚ na zegarek i stwierdziÅ‚: Julie, chyba powinniSmy ju¿ jechaæ.Kincaid wyprostowaÅ‚ siê i zwróciÅ‚ do Julie: ChciaÅ‚bym, ¿ebyS wiedziaÅ‚a, ¿e Kerry zostanie wkrótce zbadana przeznastêpn¹ komisjê. To wspaniaÅ‚a nowina odparÅ‚a Julie, wsiadaj¹c do samochodu. Napiszmi, co u niej sÅ‚ychaæ.Muszê ju¿ lecieæ.Kincaid otworzyÅ‚ usta, aby coS dodaæ, ale zrezygnowaÅ‚.Nie byÅ‚o sensu, Julieza bardzo oddaliÅ‚a siê od niego. Uwa¿aj na siebie rzekÅ‚ na po¿egnanie.Julie zatrzasnêÅ‚a drzwi i pomachaÅ‚a do niego zza szyby.Mark wÅ‚¹czyÅ‚ silnik.Kincaid skin¹Å‚ rêk¹, odwróciÅ‚ siê i poszedÅ‚ do samochodu, gdzie czekali na niegoLisa i Kevin. To byÅ‚a Julie? zapytaÅ‚a Lisa. Tak. MiÅ‚o, ¿e przyjechaÅ‚a. Tak.O ósmej Kincaid spotkaÅ‚ siê z Eve i opowiedziaÅ‚ jej o pogrzebie.ByÅ‚a zado-wolona sÅ‚ysz¹c, ¿e tak wielu starych przyjaciół i kolegów darzyÅ‚o starego Jacka148Kincaida szacunkiem i sympati¹.James równie¿ byÅ‚ rad z tego powodu.Przy-puszczaÅ‚a, ¿e bêdzie w ponurym nastroju, ale myliÅ‚a siê.UroczystoSci pogrzebo-we zostaÅ‚y zakoñczone, pochowaÅ‚ swojego ojca zgodnie z jego wol¹, wszystkoposzÅ‚o gÅ‚adko, wiêc siedziaÅ‚ obok niej rozluxniony i spokojny. Nasz ostatni wieczór powiedziaÅ‚a Eve. NiedÅ‚ugo wrócê zapewniÅ‚ j¹ Kincaid. Mam nadziejê. Uwierz mi. PopatrzyÅ‚ na ni¹ czule i otoczyÅ‚ ramieniem. Dok¹d jedziemy? zapytaÅ‚a, gdy zaprowadziÅ‚ j¹ do samochodu. Nad morze. Powa¿nie? uSmiechnêÅ‚a siê z niedowierzaniem. Powa¿nie odparÅ‚. Zapowiadaj¹ pogodn¹ noc, jest peÅ‚nia ksiê¿yca, wiêcpojedziemy do maÅ‚ego hotelu przy pla¿y.To niecaÅ‚a godzina drogi st¹d.Ju¿ za-mówiÅ‚em tam stolik.Co ty na to? Wspaniale odparÅ‚a Eve. Naprawdê tego chcesz? To znaczy twój ojcieci to wszystko& Chcê odparÅ‚ krótko.Spêdzili w restauracji ponad dwie godziny, a potem poszli na dÅ‚ugi spacernad brzegiem morza. Cudowne miejsce szepnêÅ‚a Eve. Specjalne miejsce dodaÅ‚ Kincaid. Przywo¿ê tutaj tylko specjalne osoby. Piêkny komplement. OdkryÅ‚em tê wieS przypadkowo, gdy miaÅ‚em dwadzieScia lat.Postanowi-Å‚em, ¿e to bêdzie mój sekret.Mój i specjalnych osób, które tu zapraszam.Wiêk-szoSæ mieszkañców nie ma pojêcia, ¿e takie miejsce w ogóle istnieje i chciaÅ‚bym,¿eby tak pozostaÅ‚o.Przez chwilê szli w milczeniu, gdy nagle Eve zapytaÅ‚a: Pewnie przywiozÅ‚eS tu tak¿e swoj¹ ¿onê? To dawne czasy.WidziaÅ‚em j¹ dzisiaj.PrzyjechaÅ‚a na pogrzeb. Spóxnione ¿ale? Nie odparÅ‚ Kincaid. Na pewno?Kincaid zatrzymaÅ‚ siê i pocaÅ‚owaÅ‚ Eve. Na pewno powiedziaÅ‚. Uwa¿aj na siebie w Londynie.Na dobr¹ sprawê nie wiemy, w jakie bagnozabrn¹Å‚eS. Bêdê uwa¿aÅ‚ przyrzekÅ‚ Kincaid. Spójrz na ksiê¿yc! zawoÅ‚aÅ‚a Eve, wdrapuj¹c siê na szczyt wydmy.Kincaid zatrzymaÅ‚ siê na górze. PrzyjechaÅ‚em tutaj przed pierwszym wyjazdem do Londynu powiedziaÅ‚
[ Pobierz całość w formacie PDF ]