[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Naprawdę zastanawiające.Nadine niespokojnie poruszyła się na krześle.— Czy pan sugeruje, że moja świekra umarła nie na atak serca, lecz skutkiem przedozowania digitalisu? — spytała, by dodać po chwili: — To zupełnie nieprawdopodobne.Mały Belg pochylił się do przodu.— Nie zmieni pani zdania, gdy powiem, że doktor Gerard, francuski lekarz, który był wówczas w obozie, stwierdził w apteczce podróżnej brak znacznej dawki digitoxyny?Milczała.Zbladła wyraźnie i spuściła wzrok.Zacisnęła ręce.— Słucham, madame? Co teraz ma pani do powiedzenia? Mijały sekundy.Wreszcie uniosła głowę i detektyw zdziwił się wyrazem jej oczu.— Proszę pana — zaczęła.— Ja jej nie zabiłam.To pan wie niewątpliwie.Była żywa i zdrowa, kiedy się z nią rozstawałam.Potwierdzić to może kilka osób.Mam prawo zaapelować do pana, nie poczuwając się do winy.Czy musi pan mieszać się do tej sprawy? Czy zaniecha pan dochodzenia, jeżeli zaręczę honorem, przysięgnę, że tylko sprawiedliwości stało się zadość? Wiele było cierpień, o których pan nie wie.Czy teraz, kiedy nastał spokój i rysują się możliwości szczęścia, musi pan niszczyć to wszystko?— Postawmy kwestię jasno — powiedział Poirot.— Czego żąda pani ode mnie?— Twierdzę, że świekra umarła naturalną śmiercią i proszę, by przyjął pan moje twierdzenie.— Sformułujmy to inaczej.Jest pani przekonana, że ktoś zabił ją z premedytacją i prosi pani, abym morderstwo puścił płazem!— Proszę pana o litość!— Tak… Dla kogoś, kto nie miał litości.— Pan nie rozumie… To nie tak było…— Czy to pani popełniła zbrodnię, że wie wszystko tak dobrze?— Nie! — zaprzeczyła stanowczo.— Ona żyła, kiedy się z nią rozstawałam.— Więc co się stało? Wie pani czy tylko podejrzewa?— Słyszałam, proszę pana — podjęła z przekonaniem — że raz w sprawie Orient–Expressu przyjął pan bez zastrzeżeń oficjalną wersję wydarzeń.Poirot zerknął na nią spod oka.— Ciekaw jestem, od kogo wie pani o tym?— Czy to prawda?— Cóż… Tamta sprawa przedstawiała się zupełne inaczej, więc…— Nie! — przerwała.— Sprawa nie przedstawiała się inaczej.Zabity został człowiek zły… — głos Nadine załamał się.— Ona była zła!— Charakter ofiary nie ma nic do rzeczy! Jednostka, która przypisuje sobie uprawnienia wymiaru sprawiedliwości i odbiera człowiekowi życie, jest groźna dla społeczeństwa.— Bardzo pan nieustępliwy!— Tak, madame! W pewnych kwestiach jestem nieustępliwy.Nie puszczę płazem morderstwa! Herkules Poirot powiedział swoje ostatnie słowo!Nadine wstała.W jej oczach pojawiły się nagłe błyski.— Dobrze! Niech pan robi swoje! Niech pan niszczy niewinnych ludzi! Nie mam już nic do powiedzenia.— Ależ ma pani.Bardzo dużo!— Nie, proszę pana.Nic więcej.— Powtarzam: Bardzo dużo! Co działo się po pani rozstaniu z panią Boynton? W czasie, kiedy pani razem z mężem była pod markizą?Nadine wzruszyła ramionami.— Skąd ja miałabym wiedzieć?— Wie pani czy tylko podejrzewa? Spojrzała mu prosto w oczy.— Ja nic nie wiem, proszę pana.Odwróciła się i wyszła.Rozdział XVIIPoirot zrobił notatkę: „N.B.4.40”.Następnie uchylił drzwi, zawołał ordynansa, którego przydzielił mu pułkownik Carbury, i kazał wezwać pannę Carol Boynton.Gdy weszła, spojrzał nie bez uznania na kasztanowe włosy, głowę osadzoną pięknie na długiej szyi, smukłe i kształtne dłonie.— Zechce pani usiąść, mademoiselle — rozpoczął i zdawkowo wyraził współczucie, co dziewczyna skwitowała nie mniej zdawkowo, następnie zaś podjął, nie zmieniając tonu: — Czy będzie pani łaskawa opowiedzieć mi, jak spędziła popołudnie krytycznego dnia?Carol zaczęła tak gładko, jak gdyby odbyła niejedną próbę:— Po drugim śniadaniu poszliśmy na spacer.Do obozu wróciłam…— Momencik, mademoiselle.Czy przez cały czas wszyscy byliście razem? — przerwał detektyw.— Nie.Prawie cały czas byli ze mną mój brat Raymond i panna King.Później odeszłam trochę.Byłam sama.— Dziękuję.A więc wróciła pani do obozu.Plus minus o której?— Myślę, że dziesięć po piątej.Poirot zanotował: „C.B, 5.10”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]