[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ma brązowe oczy, czerwone usta i biega nadwóch nogach; ale myśli jej są mi tak samo nieznane, jak myśli papieża w Rzymie.A co tymogłabyś powiedzieć o swoim chłopcu? Ma niebieskie oczy, niegodziwe usta i silne, bezczelne ramiona; ale myśli jego są mi taksamo nieznane, jak myśli tureckiego cesarza. To prawda rzekł Sali znamy się mniej, niż gdybyśmy się nigdy nie widzieli; przezten długi czas, odkąd jesteśmy dorośli, staliśmy się sobie obcy.Powiedz, dziecino, co działosię tymczasem w twojej główce? Ach, niewiele.Tysiące żartów chciało się w niej urodzić, ale nic z tego nie wyszło, bobyło mi zawsze bardzo smutno. Moje biedactwo powiedział Sali ale teraz już tylko śmiejesz się z tego wszystkiego,prawda? Nieraz się o tym przekonasz, jeśli będziesz mnie mocno kochał. Kiedy zostaniesz moją żoną?Weronka zadrżała lekko przy tych słowach i wtuliła się głębiej w jego ramiona całując godługo i czule.Azy ukazały się w jej oczach i oboje posmutnieli, bo przypomnieli sobie swąbeznadziejną przyszłość i wrogość rodziców.Weronka westchnęła i rzekła: Chodz, muszę już iść.Gdy wstali i trzymając się za ręce wyszli z łanu zboża, spostrzegli przed sobąrozglądającego się ojca Weronki.Marti spotkawszy chłopca, zaciekawiony, z małostkowąbystrością próżniaczej nędzy, zaczął się zastanawiać, po co Sali idzie do wsi; wspominającwypadki wczorajszego dnia i ciągle jeszcze idąc w kierunku miasta wpadł w końcu nawłaściwy trop; z samej urazy i nieznajdującej ujścia złości powziął podejrzenie, które jednaknie od razu przybrało określoną postać; dopiero znalazłszy się na ulicach Seldwili zawróciłnagle ku wsi, gdzie na próżno szukał córki w domu, w obejściu i wśród okolicznychopłotków.Z wzrastającą ciekawością popędził na pole i tu ujrzał porzucony koszyk, wktórym Weronka przynosiła zwykle do domu jarzyny; ale nie widział jej nigdzie; rozglądał19się właśnie po łanach sąsiada, gdy wyłoniły się z nich wystraszone dzieci.Stanęły jakskamieniałe, a Marti, z szarą jak ołów twarzą, też stał tylko i ogarniał ich złym spojrzeniem,potem jak szalony zaczął im straszliwie wygrażać i kląć, usiłując w pasji schwycić chłopca,by go udusić.Sali wywinął się i cofnął o kilka kroków, przerażony tą dziką furią, doskoczyłjednak natychmiast, widząc, że stary miast niego schwycił drżącą dziewczynę, uderzył ją wtwarz, tak że czerwony wianek spadł z jej głowy, i owinął sobie jej włosy dokoła dłoni, chcącją powlec za sobą i bić dalej.Sali, w trwodze o Weronkę i pod wpływem nagłego gniewu,bez namysłu, podniósł kamień i uderzył starego w głowę.Marti zatoczył się, a potem padłnieprzytomny na stos kamieni, pociągając za sobą rozpaczliwie krzyczącą córkę.Saliwyplątał jej włosy z dłoni nieprzytomnego i podniósł ją; potem stanął nieruchomo jak posąg,bezradny i niezdolny do żadnej myśli.Dziewczyna ujrzawszy ojca, który leżał jak martwy,przeciągnęła dłońmi po swojej pobladłej twarzy i wzdrygnąwszy się spytała: Czyś ty go zabił? Sali skinął głową milcząco, a Weronka krzyknęła: O, Boże, Boże! Mój ojciec, mój biedny ojciec!I w najwyższej rozpaczy przypadła do niego, podnosząc głowę zranionego, na którejjednak nie było śladów krwi.Po chwili wypuściła ją z rąk, Sali usiadł po drugiej stronie ciała i oboje, cisi jak grób, z omdlałymi, nieruchomymi rękami, wpatrywali się w martwą twarz.Wreszcie, aby cokolwiek powiedzieć, Sali rzekł: Czyżby naprawdę nie żył? To wcale nie jest pewne.Weronka zerwała płatek maku i przyłożyła do pobladłych warg ojca; płatek kwiatuporuszył się.słabo. Oddycha jeszcze zawołała. Biegnij do wioski i sprowadz pomoc.Gdy Sali zerwał się, by pobiec, wyciągnęła ku niemu rękę, przywołując go z powrotem. Ale nie wracaj tu z nimi i nie mów nikomu, co zaszło, ja także, będę milczała, niczegosię ode mnie nie dowiedzą rzekła zwracając ku chłopcu twarz oblaną gorzkimi łzami. Chodz, pocałuj mnie raz jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]