[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedziało w nim dwóch ludzi.Jan nie mógł sięzorientować wich stopniu wojskowym, gdyż ubrani byli jedynie w spodenkikąpielowe ihełmy.Na gołe ciało mieli pozakładane pasy pistoletowe.Sierżantzasalutował i zwrócił się do starszego z nich.- Panie generale, oficerowie inteligencyjni już są!- To dobrze! Możecie wracać do dowództwa!Obaj nadzy ludzie podnieśli się.Jan omal nie parsknął śmiechemna widokwydatnego brzuszka generała, lecz powstrzymał się i wraz zSeymourem ipatrzącym szeroko otwartymi oczyma Renardem oddał honorywojskowe.Generałmachnął ręką.- Tu nie przedstawienie w akademii wojskowej.Proszę, niechpanowiesiadają.Briggs! - krzyknął do kogoś niewidocznego poza namiotem- przynieśparę butelek "Coca-cola", tylko prędko! A więc to tak.- popatrzyłprzezchwilę na siedzących na przeciw ludzi i nagle, jak gdybyprzypominając cośsobie, powiedział:- Zapomniałem panom przedstawić mego adiutanta: PułkownikCollins -kapitanowie, Seymour, Renard i.Smo-lar-ski - odczytał z trudem.-No,jakże panom przeszła droga? Kiedy przeprawiałem się przezKanał, kiwałopaskudnie, ale teraz podobno jest dużo lepiej.- Tak.- Jan pierwszy ochłonął z wrażenia.- Mieliśmy zupełnieznośnąpodróż.Za pierwszym razem także i nas kiwało dużo gorzej - dodałrozmyślnie.- A więc panowie, nie pierwszy raz we Francji? Czy pierwszy razlądowaliście panowie jeszcze w momencie, kiedy front był kilkakilometrówod brzegu?Jan roześmiał się.- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie panie generale.Kiedywysiadałemna brzeg po rozpoczęciu inwazji, front znajdował się około pięciumetrów odlinii brzegu.Z wielkim strachem musieliśmy go przesuwać naprzód.- Jak to, więc wylądował pan z pierwszą falą? - Niestety tak, ale to nie moja wina.Gdyby mi ktoś dawał zamek wSzkocjii sto tysięcy funtów rocznego dochodu, nie zrobiłbym tego po razdrugi.Generał roześmiał się głośno.- Tak.Ma pan rację.Nie znam dotychczas ani jednegoodważnego człowieka.Wszyscy boimy się śmierci.No, ale powróćmy do zadania, jakiepanowie majądo wykonania w naszej dywizji.Dziś w nocy prawdopodobnierozpoczniemyofensywę.Mamy nadzieję, że uderzenie pancerne, które wyjdzie ztegoobszaru, przyczyni się w dużej mierze do przerwania frontu.Wobecniedostatecznej ilości oficerów znających język francuski iniemiecki,depeszowałem do Dowództwa Armii o uzupełnienia.Oni widoczniepołączyli sięz Londynem i tam dopiero "wynaleziono" panów.Dziś, w ciągu dniama przybyćjeszcze dwudziestu kilku ludzi pełniących takie same obowiązki.Sądzę, żenajlepiej będzie, jeżeli od razu przejedziecie panowie do swoichjednosteki tam zapoznacie się z ich dowódcami i otoczeniem.- Dziękujemy bardzo, panie generale - podnieśli się z ziemi.- Chwileczkę! Briggs! ! ! - krzyknął ponownie tak głośno, żesiedzącyniedaleko namiotu wartownik poderwał się i chwycił za leżący wtrawiepistolet maszynowy - Briggs, kiedy nareszcie dostaniemy "Coca"?Przy tegorodzaju żołnierzach ciężko będzie wygrać wojnę.- zaśmiał się wstronęJana. Brigs nadszedł dzwigając przed sobą całą naręcz butelek.Generał wręczyłpo jednej każdemu z oficerów.- No, do widzenia! Zobaczymy się podczas akcji.So long!Zasalutowali i odeszli kilka kroków.- No dobrze, ale gdzie właściwie mamy iść? - zapytał Seymourkolegów.Ledwie skończył, a już koło nich wyrósł jak z podziemi olbrzymiegowzrostużołnierz.- Proszę za mną.Rozprowadził ich kolejno do różnych, stojących w głębi lasunamiotów,gdzie mieściły się punkty dowodzenia poszczególnych pułkówpancernych.Kiedy Jan został przedstawiony oficerom wchodzącym w składsztabujednostki, w której odtąd miał się znajdować, pułkownik zapytał go:- Czy nie chce pan jakiegoś innego hełmu? W tym angielskimgarnuszkuczłowiek nie musi czuć się bezpiecznie.- Dziękuję panu, pułkowniku.Byłem w nim podczas dnia "D"(Dzień "D" =dzień inwazji) i jakoś dałem sobie radę.Nie przypuszczam, żebyjutro ranobyło mi cieplej, niż wtedy.- Powiedział to rozmyślnie, mając wpamięciefekt, jaki miało tego rodzaju oświadczenie na generale.Nie omyliłsię.Legenda o dniu lądowania poczęła rozprzestrzeniać się szerokopomiędzystojącymi na kontynencie wojskami.Mimo krótkiego stosunkowoczasu, jakiprzeszedł od tego dnia, zamieniła się ona w mit. - A więc brał pan udział w uderzeniu!!! O której godzinie panlądował?- O wpół do siódmej rano.- Jan powiedział to ze szczerąsatysfakcją.W tym momencie nastąpił zupełnie nie oczekiwany przez niegowypadek.Pułkownik odwrócił się w głąb namiotu i zawołał:- Chodzcie no tutaj! Mamy ze sobą człowieka, który wylądował zpierwsząfalą podczas dnia "D"!!!Po chwili Jan zobaczył, że otacza go duże koło zaciekawionychtwarzy.Posypały się niezliczone pytania.Odpowiadał jak umiał.Wreszciejakiśporucznik przyniósł z czołgu aparat fotograficzny i dokonanowspólnegozdjęcia.Przez cały czas Janowi wydawało się, że śni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]