[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedział, \e zbrodni nie wyklucza.- Ka\dy ma swoje zdanie - rzekł sentencjonalnie repor-ter.- Czy pan jest bardzo bogaty?- Jestem zamo\ny.- A czy lubi pan zagadki psychologiczne?- Naturalnie.Dlatego byłem adwokatem i dlatego je-stem reporterem.- Czy reporter tak często spotyka się z zagadkami psy-chologicznymi?- Wiem, co pan chce powiedzieć.śe częściej spotykamsię ze złamaniami rąk ni\ z zagadkami.Niech pan mi jed-nak wierzy, \e zagadki te\ się od czasu do czasu trafiają.222- Wierzę.Mo\e mi pan w takim razie odpowie, czyczłowiek zamo\ny mo\e być szanta\ystą?- Naturalnie, \e mo\e.- Ja myślałem tak samo.I myślę - zastrzegłem się szyb-ko.- Co pan chce przez to powiedzieć? - zapytał groznie.- Nic takiego, co mogłoby pana zainteresować - odpar-łem leniwie.- Chocia\.Mo\e mi pan w takim razie powie,gdzie pan był w dniu śmierci pani Orso?- Obecny byłem przy nakręcaniu pierwszych scen filmuGranice uczuć.Zaprosił mnie Carlo Barenzo.Film nakrę-cano w Marino.- To niedaleko Mediolanu - zauwa\yłem lekko.- Tak.Wieczorem dowiedzieliśmy się o śmierci paniOrso.Było to dla nas wielkie prze\ycie.Odwoziliśmy wte-dy moją klientkę do Mediolanu.Pan Carlo Barenzo zaanga-\ował ją do tego filmu.Przyjechaliśmy, a tu słu\ba zawia-damia nas o śmierci.- Jaka słu\ba?- Tam była tylko jedna stara kobieta.Pani Orso miaładziwne zwyczaje.Nie chciała du\o słu\by.- Dziękuję.Proszę mówić dalej.- Staruszka była bardzo przera\ona Wróciła z miasta,gdzie była po lekarstwa, i zastała trupa.- Gdzie w tym czasie była pana klientka?223- Znajdowała się w Marino.- Czy tego dnia kręcone były sceny o du\ej ilości staty-stów?- Nie.Ze względu na brzydką pogodę zdjęcia zostałyodwołane.Moja klientka wraz ze mną i panem Carlem Ba-renzo znajdowała się na terenie wytwórni.Piliśmy i rozma-wialiśmy - dodał z uśmiechem.- Jak wynika z opowiadania, alibi pańskiej klientki opie-rało się na zeznaniach pana i Carla Barenzo.Czy tak?- Tak.- To dosyć sprytne.- Co jest dosyć sprytne?- Myślałem o czymś innym.Raczy pan wybaczyć.Mo-\e mi pan za to powie, jaki charakter miała pani Orso?- To była jędza.- Tak przypuszczałem.Czy pańska klientka była jej je-dyną spadkobierczynią?- Tak.- Je\eli zało\ymy, \e panowie zło\yli fałszywe zezna-nia, to pańska klientka mo\e się okazać morderczynią swo-jej ciotki.- Wypraszam sobie podobne przypuszczenia - krzyknął,uderzając pięścią w biurko.- Pan jest strasznie energiczny.Mam do pana prośbę.224Zejdzie pan teraz ze mną i wsiądzie do mojego auta.Poje-dziemy na policję, gdzie zadadzą panu parę pytań.- Mogę odmówić.- Tak.Mo\e pan odmówić.Nic jednak panu z tego nieprzyjdzie.Je\eli pojedzie pan ze mną, policja będzie kultu-ralna.Je\eli po pana przyjdą, to.I proszę nie zapominać,\e mam dowody na to, i\ podawał się pan za funkcjonariu-sza policji.- Jadę - powiedział krótko i wstał zza biurka.Przecho-dząc przez pokój sekretarki, rzucił:- Niedługo wrócę.Sekretarka skinęła głową.Kiedy auto ruszyło, odezwałem się:- Pozwoli pan, \e wstąpię do mego mieszkania, skądwezmę parę rzeczy.- Mnie to jest obojętne.- Dziękuję.Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu.Zatrzymałemwóz przed domem, w którym mieszkałem.Partini wysiadłwraz ze mną.Gdy znalezliśmy się w moim mieszkaniu,wskazałem mu wygodny fotel.Ja natomiast poszedłem dotelefonu i nakręciłem numer Francesca.- Ktooo? - odezwał się jego głos.- Umberto.Przyje\d\aj w tej chwili do mego mieszka-nia.- Dobrze.Poło\yłem słuchawkę.225- Czy napije się pan czegoś?- Przecie\ jedziemy.- Za chwileczkę - uspokoiłem go.- Musimy tu poczekaćna pewnego pana.Niespodziewanie doskoczyłem do Partiniego, objąłem golewą ręką.Moja prawa dłoń przesunęła się po jego ubraniu.Reporter nie miał przy sobie broni.- Przepraszam - powiedziałem, siadając w fotelu na-przeciw tego, w którym siedział Cristoforo Partini - chcia-łem się przekonać, czy ma pan broń.Uśmiechnął się niewyraznie.- Przypuszczam, \e pan szanta\ował swoją klientkę.Ijeszcze jedno: \e to ona zamordowała swoją ciotkę.- Jest pan durniem - krzyknął piskliwie - słyszy pan?!Jest pan durniem!- Cieszy mnie pańska opinia.Mimo wszystko trwamprzy swoim przypuszczeniu.- Nie ma pan \adnych dowodów!- Nic nie szkodzi.Będę je miał.Partini nie odzywał się a\ do przybycia Francesca.- Pospieszyłeś się - pochwaliłem swego pomocnika.- Chcę zasłu\yć na nagrodę - odpowiedział z galanterią.226- Usiądziesz na moim miejscu i będziesz pilnował tegopana.Mo\esz mu opowiadać o swoich przygodach, jednaknie wolno ci pozwolić, \eby ten pan wstał z fotela.- A je\eli będzie chciał siusiu?- Niech uzbroi się w cierpliwość - odpowiedziałem zminą świątobliwego mnicha, zalecającego grzesznikowipokutę.- Bądz wola Twoja - równie nabo\nie odpowiedziałFrancesco.- Czy mogę wiedzieć, co to oznacza? - spytał Partini.- Czy\by pan był taki nieinteligentny? - wyręczył mniew odpowiedzi Francesco.- Słyszał pan przecie\, \e posiedzipan tutaj a\ do przybycia mego szefa.A szefem jest tenuroczy chłopiec, udający się w tej chwili na przechadzkę -okrągłym ruchem wskazał na mnie.- Poskar\ę się policji - oświadczył były adwokat.Francesco wybuchnął śmiechem.- Przecie\ nikt panu tego nie zabrania - rzekł, zginającsię w ukłonie.- Zwinie!- Te, chłopczyk.Zamknij mordę, dobrze? Bo mogę ci jąrozkwasić.Z trudnością opanowałem śmiech.Cwaniacki językFrancesca odniósł wielki sukces.Cristoforo Partini popa-trzył na mego pomocnika z respektem i nie odezwał się ju\ani słówkiem.227- Za dwie godziny powinienem być z powrotem.Płynysą na swoim miejscu.Papierosy tak\e.- Dziękuję, szefie - Francesco skłonił się i zrobił domnie perskie oko.- Do zobaczenia, panie Partini.Reporter nie odpowiedział.- Grymaśny chłopczyk, co? - pieszczotliwie powiedziałmój pomocnik.- Có\ robić - z rezygnacją wzruszyłem ramionami.Kiwnąłem im jeszcze raz ręką i wyszedłem z mieszkania.Wsiadając do wozu, pomyślałem: Gdzie teraz pojechać?Ostatecznie pojechałem w stronę śródmieścia.Po półgodzinnej jezdzie zatrzymałem się przed domem,w którym mieszkała Maria.Drzwi otworzyła mi ona sama.- A.to ty - powiedziała z uśmiechem i pocałowałamnie.Poszedłem z Marią do pokoju, w którym zobaczyłem jąpo raz pierwszy.- Cieszę się, \e przyszedłeś.- Gdzie jest słu\ąca?- Wyszła do miasta.Dlaczego cię to interesuje? - spyta-ła zalotnie.- Mam pewną wa\ną sprawę - odpowiedziałem oschle.- Przera\asz mnie, Umberto.228- Nie ma na to rady - odpowiedziałem, rozpoczynającspacer po pokoju.- Niejaki Partini - w tym momencie spoj-rzałem na Marię i zobaczyłem jej zmru\one oczy - niejakiPartini przyznał mi się, \e ty zabiłaś swoją ciotkę, paniąOrso.Nic by mnie to nie obchodziło, gdyby nie to, \e przy-znał się do szanta\u.Szanta\ował ciebie - powiedziałemdobitnie.- Umberto, wariacie, có\ ty wygadujesz?- Wiem - mówiłem dalej z wielką pewnością siebie - \eBarenzo i Partini zło\yli fałszywe zeznania.Czyli miałaśfałszywe alibi.Co najdziwniejsze, Partini twierdzi, \e to tyzabiłaś Carla Barenzo.- Umberto, co ty mówisz? - twarz Marii skrzywiona by-ła jak do płaczu - mogę ci dać dowód, \e to kłamstwo.- Dobrze.Daj dowód.Maria wyciągnęła szufladę stoliczka i zaczęła gmeraćwśród papierów.Nagłym ruchem wyciągnęła rękę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]