[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.208RSAxel był zbyt inteligentny, by zadawać mi zgryzliwe pytania czy robićwymówki w obecności obcej osoby.Odwrócił wzrok i zobaczyłam, jak jegotwarz przybiera całkowicie opanowany wyraz; odsunął włosy do tyłu, jakbytym krótkim gestem chciał dać ujście hamowanej furii. Przepraszam, że wyszłam z pokoju, Axelu powiedziałamnerwowo ale usłyszałam kroki i doszłam do wniosku.błędnego, terazwiem, że to Alexander.Chciałam z nim porozmawiać. Niedobrze się stało stwierdził nawet na mnie nie spojrzawszy ale jesteś tutaj i nic nie mogę zrobić, by to zmienić czy naprawić.Wszystkoprzygotowane zwrócił się do Charlesa Shermana i wszyscy się jużrozeszli do swoich pokoi.Powinniśmy bez zwłoki zająć nasze pozycje. Co proponujesz? Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałbym, byś zaczaił się wnaszym apartamencie i skrył w ubieralni sąsiadującej z sypialnią.Jazaczekam u szczytu schodów i będę mógł zablokować mu drogę ucieczki dosalonu.W ten sposób osaczymy go z obu stron. W Bogu nadzieja, George, że twój plan się powiedzie.Ale jeśli nieprzeczytał listu? Albo nie zareaguje tak, jak się spodziewamy? Musi oświadczył Axel dobitnie. Zabił trzy razy; dwukrotniepo to, by nie przypisano mu pierwszego morderstwa.Nie przestanie teraz.Lepiej nie traćmy czasu. W istocie.Chodzmy natychmiast. Wygląda na to, że nie mogę ci ufać, jeśli nie mam cię w zasięguwzroku stwierdził Axel sarkastycznie, zwracając się do mnie. Lepiejbędzie, gdy pójdziesz ze mną.Charles Sherman przystanął w drzwiach mocno zaniepokojony.209RS Ależ George zaczął, ale nie dano mu dokończyć. Wolę wiedzieć, co robi moja żona oznajmił Axel, wciąż na mnienie patrząc niż ryzykować, że znów zacznie samotną wędrówkę po domui zniweczy nasz starannie przygotowany plan.Nic nie powiedziałam.Za bardzo czułam się upokorzona, by sięsprzeczać, a poza tym jego brak zaufania był uzasadniony. Tylko pamiętaj powiedział spokojnie, kiedy Sherman wyszedłjuż na korytarz masz być zupełnie cicho i robić dokładnie, co ci powiem.Nie wiem, ile ci Charles wyjawił, ale. Wszystko, co nie sprzeciwiało się, jak to określił, wymogomdelikatności. W takim razie rozumiesz chyba, jak istotne jest, by nic nieprzeszkodziło nam w zastawieniu pułapki.Mogę, jak sądzę, mieć nadzieję,że nie zaczniesz krzyczeć, cokolwiek by się zdarzyło.Obiecałam pokornie pod żadnym pozorem nie wydać ani dzwięku.Ruszyliśmy korytarzem.Axel szedł, osłaniając ręką płomyk świecy,tak że rozpoznawałam drogę bez kłopotu.U szczytu kuchennych schodówzgasił ją jednak i zostawił lichtarz na podłodze. Idz tuż za mną wyszeptał. Kierujemy się ku podestowi.Jeślisię obawiasz, że nie nadążysz albo się zgubisz w ciemności, złap połę megofraka i nie puszczaj.Uśmiechnęłam się, ale oczywiście nie mógł tego widzieć w mroku.Zaczęliśmy schodzić w dół; jedną rękę trzymałam na poręczy, drugąściskałam połę fraka, jak to zasugerował, i wkrótce znalezliśmy się w niżejpołożonym korytarzu.W chwilę pózniej staliśmy na podeście i zrobiło sięjakby trochę jaśniej, prawdopodobnie dlatego, że w holu było wiele okien,210RSmogliśmy więc rozróżnić, choć niewyraznie, kształt klatki schodowej.Axelzaprowadził mnie do wysokiego okna przy końcu podestu i ukryliśmy się zaobfitymi zasłonami.Czekaliśmy długo.W pewnym momencie zachwiałam się na nogach.Axel zesztywniał. Chyba nie zamierzasz zemdleć?Spojrzałam chłodno na niewyraznie majaczący przede mną owal jegotwarzy. Nigdy nie mdleję.Ale przecież zaczęłam drżeć i zachwiałam się nie dlatego, że długostaliśmy w uciążliwej pozycji; byłam podekscytowana, zdenerwowana iprzerażona.Oparłam się o okno, usiłując odzyskać panowanie nad sobą, agdy wreszcie byłam zdolna stanąć prosto, znowu poczułam, że Axel sztyw-nieje u mego boku.Idąc za jego przykładem, zerknęłam przez niewielkąszczelinę w zasłonie.Zamarłam.Niewyrazny kształt, osłonięty długą białawą szatą, wyłonił siębezszelestnie z ciemnego korytarza i przeciął podest kierując się kuschodom.Osiągnął hol i zniknął.Doszedł nas dzwięk otwierania izamykania drzwi gdzieś w głębi domu.Zastanawiałam się, w którym pokoju zniknęła ta zjawa, ale nieśmiałam zapytać w obawie złamania absolutnej ciszy.Wreszcie gdzieś wgłębi domu drzwi znowu się otworzyły i zamknęły, białawy kształt pojawiłsię w holu i zaczął bezszelestnie kroczyć w naszym kierunku po schodach.Stałam jak wykuta z kamienia.Wydawało mi się, że tylko serceporusza się w moim ciele, tłukąc o żebra z przerażającą gwałtownością.211RSByłam świadoma jednego: oto morderca kroczący na spotkanie ofiary.Atym, kogo ma zabić, jestem ja.Biaława postać dotarła do podestu.Oddychaliśmy oboje płytko,czekając w bezruchu za leciutko rozchylonymi zasłonami.Postać przeszłaobok i skierowała się korytarzem ku naszemu apartamentowi.Niosła broń,jedną ze strzelb używanych do polowań, taką samą, jak ta, którą zgładzonoRoberta Brandsona. Idz za mną. Axel wypowiedział to polecenie tak cicho, żewydało mi się ledwie myślą.Ruszył naprzód bezszelestnie.Drzwi do apartamentu stały otworem.Coś białawego zamajaczyło wdrzwiach sypialni, zasłaniając na krótki moment lampę płonącą obok okna.Dawała niepewne światło, właściwie słaby poblask, ale wydało mi się, żektoś śpi w łóżku.Patrzyłam, jak biaława postać unosi broń i zaczynawymierzać ciosy bezkształtnej sylwetce.Przycisnęłam dłoń do ust.Stałam, z przerażenia niezdolna, by sięporuszyć.Axel wyminął mnie, a jednocześnie otworzyły' się powoli drzwiubieralni i Charles Sherman wyszedł mu naprzeciw.Biała postać wymierzyła ostatni słaby cios, jakby zorientowała się, żema przed sobą nie osobę, a zwodniczy kształt pułapkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]