[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cochwila rozpuszczał konie, podpadał do kołowrotu, ale po salwiecofał się bezładnie.I jako fala, rozlawszy się po płaskim brzegu,zostawia po sobie muszle, kamyki, martwą rybę, tak po każdymataku zostawało kilkanaście ciał końskich i ludzkich na drodzeprzed kołowrotem.Wreszcie ataki ustały.Podjeżdżali tylko ochotnicy palącw stronę wsi z pistoletów i muszkietów dość gęsto, aby uwagęBillewiczowskich zająć.Natomiast pan miecznik, wylazłszy po wę-głach pod okap dworku, dojrzał ruch w tylnych szeregach nieprzy-jacielskich ku polom i chruśniakom, ciągnącym się z lewej stronyWołmontowicz.- Stąd będą tentowali! - zakrzyknął i natychmiast posłał częśćjazdy między chałupy, żeby z sadów dała nieprzyjacielowi odpór.W pół godziny nowa bitwa, ale także na palną broń, zawiązałasię z lewego skrzydła partii.Sady ogrodzone utrudniały jeszcze atak wręcz, ale utrudniałyzarówno dla stron obu.Przy tym nieprzyjaciel rozrzuciwszy się nadługiej linii mniej był narażony na strzały.Bitwa z wolna stawała się coraz zażartszą i coraz pracowitszą, nieprzestano bowiem atakować i kołowrotu.Miecznik począł się niepokoić.Z prawej strony miał za sobą błonia wolne jeszcze, kończącesię rzeczką niezbyt szeroką, lecz głęboką i bagnistą, przez którąprzeprawa, zwłaszcza w pośpiechu, mogła być trudną.W jednymmiejscu tylko była wydeptana droga do płaskiego brzegu, przezktóry przepędzano bydło do boru.387Henryk SienkiewiczPan Tomasz coraz częściej jakoś jął się oglądać w tamtą stronę.Naraz, między przejrzystą, bo pozbawioną już liści wierzbinowągęstwą, ujrzał przy zorzy wieczornej połyskującą broń i czarniawąchmurę żołnierstwa. Babinicz nadchodzi! - pomyślał.Lecz w tej chwili przypadł do niego pan Chrząstowski, któryszwadronem jazdy dowodził.- Od rzeki szwedzką piechotę widać! - krzyknął w przerażeniu.- Zdrada jakowaś! - zawołał pan Tomasz.- Na rany Chrystusa!skoczże waść ze swoim szwadronem na tę piechotę; inaczej w boknam przyjdzie!- Siła wielka! - odrzekł pan Chrząstowski.- Wesprzyjcie ją choć na godzinę, my zaś będziem się w tył kulasom salwować.Pan Chrząstowski skoczył i wkrótce ruszył błoniem na czele dwustuludzi, co widząc nieprzyjacielska piechota poczęła się szybko formowaćw gąszczach na przyjęcie nieprzyjaciela; po chwili szwadron rozpuściłkonie, a zaś z wierzbinowych krzów zagrzmiała muszkietowa palba.Miecznik zwątpił już nie tylko o zwycięstwie, ale nawet o ocale-niu własnej piechoty.Mógł jeszcze wycofać się w tył z częścią jazdy, z pannami i szukaćschronienia w lesie, lecz taki odwrót równał się wielkiej klęsce, boprowadził za sobą wydanie pod miecz większej części partii i resztekludności laudańskiej, która zgromadziła się w Wołmontowiczachdla widzenia Babinicza.Same Wołmontowicze zostałyby natural-nie w takim razie z ziemią zrównane.Pozostawała jeszcze jedynie nadzieja, że pan Chrząstowski prze-łamie ową piechotę.Tymczasem ściemniło się na niebie, ale w zaścianku blask czyniłsię coraz większy, bo zapaliły się wióry, drzazgi i heblowiny leżącekupą przy pierwszym domu od kołowrotu.Od nich zajął się samdom i krwawa łuna zaświeciła nad wioską.388Potop t.3Przy jej blasku ujrzał pan miecznik jazdę Chrząstowskiego,wracającą w popłochu i nieładzie, za nią zaś piechota szwedzkawysypywała się z gąszczów, idąc pędem do ataku.Wówczas zrozumiał, że trzeba cofać się jedyną wolną drogą.Już więc dopadł do resztek jazdy, już machnął szablą i krzyknął: W tył, mości panowie! a w ordynku! w ordynku! - gdy naglei z tyłu ozwały się strzały, pomieszane z okrzykiem żołnierstwa.Poznał tedy miecznik, że jest otoczony, że wpadł jakoby w pułap-kę, z której nie ma ni wyjścia, ni ratunku.Pozostawało mu tylko zginąć z chwałą, więc wyskoczył przedszereg jazdy i zawołał:- Padniemy jeden na drugim! Nie pożałujem krwi za wiaręi ojczyznę!Tymczasem ogień jego piechoty, broniącej kołowrotu i lewejstrony zaścianka, zesłabł, a coraz potężniejszy krzyk nieprzyjacielazwiastował jego bliski triumf.Lecz co znaczą te chrapliwe głosy krzywuł w szeregachSakowiczowskiej watahy i warczenie bębnów w szeregachszwedzkich?Wrzaski słychać coraz przerazliwsze, jakieś dziwne, zamieszane,jakby nie triumf, ale przerażenie w nich brzmiało.Ogień przy kołowrocie ustaje naraz, jakby kto nożem przeciął.Kupy jazdy Sakowiczowskiej lecą na złamanie karku od lewej stronyku głównej drodze.Z prawej strony piechota staje i zamiast naprzód,poczyna się cofać ku zaroślomCo to jest?.Na rany Chrystusa! Co to jest? - krzyczy miecznik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]