[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do tego wszystkiego moja szefowa grupy, Nasrin, siedziaław busie w swoim granatowym mundurze - promieniejąca, pięknajak letni poranek i w odrażający sposób świeża i wypoczęta.- Dzień dobry, Tereso, wracam z tobą do Dżuddy.Przywołałam uśmiech, którego brakowało mi na twarzy.Prawie pięciogodzinny lot powrotny z międzylądowaniemw Rijadzie wykończył mnie, ale obecność Nasrin nie pozostawiałami wyboru: musiałam się uczciwie przyłożyć, żeby - przynajmniejjeśli chodzi o pracę, wygląd tego dnia i tak był do niczego - nie daćjej powodów do niezadowolenia.*Moje przyjęcie urodzinowe odbywało się w kampusie rodzinnym,w dużym salonie przyjaciela Jeromea, który akurat był na urlopie.Gdy weszłam do tego pomieszczenia, dobrze zaopatrzony bufet,po którego obu stronach stały dwie filipińskie kelnerki z serwisupewnego luksusowego hotelu, wzbudził okrzyki mojego zachwytu.Podniecony jak mały chłopiec Jerome z wybrylantynowanymilokami, elegancki jak sam szyk Londynu, wręczył mi mój urodzinowy prezent: przepiękny płaski, niebieski zegarek na rękę, zrobiony przez Cartiera dla księżniczki tej ziemi.- Na kartkę urodzinową, niestety, nie starczyło pieniędzy, dlatego zerwałem plakat ze Snoopym w jakiejś toalecie na suku - i szerokim gestem wręczył mi pergamin, którego przesłanie w powodziuczuć szybko przeleciałam wzrokiem, bo czym są słowa, jeśli się jesttak kochanym.- Ale nie myśl sobie, że będę ci co roku urządzał takie przyjęcieurodzinowe - Jerome przywrócił sprawom ich właściwą miarę.- Totwój wieczór, rozkoszuj się nim!Mój wieczór.Moje pierwsze prawdziwe przyjęcie urodzinowe,wydane w pompatycznym stylu, który Jerome tak lubił.Nie brakowało niczego, delikatesów i napojów spokojnie starczyłoby dla trzydziestu osób, a pojawiła się tylko piątka: Dominique i jej narzeczonyDesmond, kapryśna Doris ze swoim niemieckim towarzyszemi sama, rasowa obywatelka Mauritiusa, 01ive.01ive i Doris były poróżnione, to stara historia.Każda próbowała zignorować tę drugą, co na dłuższą metę nie mogło się udać.Doris wprost fukała na 01ive jak drapieżna kotka.Po takim incydencie Doris i jej towarzysz pożegnali się.Pozostali jeszcze Domi-nique, Desmond, OHve i Jerome, by oplotkować niesłychane zacho-wanie Doris.Obydwie kelnerki stały z uprzejmymi uśmiechami naustach, nogi wrastały im w tułów, a ja dzielnie się uśmiechałam, ukrywając rozczarowanie.Cała Arabia Saudyjska: zaproszeń na imprezybyło bez liku, dziewczyny, zblazowane, czuły przesyt i wybierały colepsze kąski.Mój wieczór.Klęska.Zaprosiłam wiele osób, a żadna z moichwspółpracownic i koleżanek nie przyszła, żeby ze mną świętować.Kilka dni pózniej trafiła się okazja, żeby trochę podpytać Evan-thię o Marikę Móbius.- Zadaję sobie pytanie, czy nie lepiej byłoby, żebym się wyprowadziła - zaczęłam.- Ciągle giną mi rzeczy.Marika nadużywamojej cierpliwości swoimi kłamliwymi historyjkami i niekończącymi się rozmowami przez telefon.Mam nieprzyjemne uczucie, żeuważa nas wszystkich za durniów.- Och, nie! - zawołała przerażona Evanthia.- Nie wyprowadzajsię, nie zostawiaj mnie samej!Natychmiast to wykorzystałam.- Co o niej wiesz:- Cóż, Marika zgłosiła się do naboru w Atenach i jako jedyna niebyła Greczynka na moim kursie.Chciała nam wszystkim pokazać,jaka jest świetna, i była najlepszą stażystką.Mieszkała z początkuz Daphne.Znasz Daphne, taką małą brunetkę?Zaprzeczyłam niecierpliwie.- Myślę, że się pokłóciły i Marika się wyprowadziła.Pewnego wie-czoru,gdy czekała przy bramie, Daphne zobaczyła Marikę w spodniach,które jej dawno temu zginęły.Daphne podeszła do Mariki i zażądała,by ta oddała jej spodnie. Musisz się mylić - odparła Marika chłodno- to moje spodnie". Ale przecież rozpoznaję moje własne spodnie!- obstawała Daphne - Ukradłaś mi je!".Marika, poczerwieniałana twarzy, rzuciła się na Daphne jak furia.Daphne przestraszyła sięi już nie obstawała przy zwrocie spodni.- To niesłychane! Dlaczego opowiadasz mi to dopiero teraz?- A dlaczego miałabym cię oświecać? Myślałam, że dajesz sobiez nią radę i w ogóle to stata historia z drugiej ręki.- broniła sięEvanthia.Najwyrazniej również Evanthii zginęło parę drobiazgów.Nagleznów przypomniały mi się słowa Charlotte:,Taka krowa, mówię ci,gdy wyjechałam, po powrocie nie znalazłam połowy moich rzeczy.Nie wiem, co z nią jest, naprawdę!"Cofnęłam się myślami do dnia, kiedy wprowadzałam się do Marikii ona skarżyła się kontroli stewardes na to, że zginęły jej bluzki odmunduru.A co, jeśli nikt jej niczego nie ukradł? Co, jeśli to wszystkobyło tylko przedstawieniem, aby oszukać mnie i innych, może nawet,aby mnie ostrzec: uważaj, tu się kradnie wszystko, co nie jest przybitegwozdziem do ściany! Musiałam tę sprawę wyjaśnić.Gdy Marika poleciała na dwa dni, otworzyłam szafę i przeszukałam jej ubrania.To były góry ubrań; Marika wydawała się należeć do ludzi, którzy wszystko gromadzą i nie potrafią się z niczym rozstać.Naliczyłam pięć bluzek od munduru więcej, niż dawała nam Saudia.Zachęcona, szukałam dalej i znalazłam w pudełku pełnym różności ślicznąfuttzaną broszkę, którą podarował mi pewien wielbiciel!Co teraz? Nie mogłam przecież oskarżyć Mariki z powodumałej, niewiele wartej broszki.Również dla nadprogramowych bluzek od munduru można było znalezć wiarygodne wytłumaczenie.Musiałam być naiwna, żeby mieć nadzieję, że coś tutaj znajdę.Ktokradnie w kraju, gdzie za karę może stracić dłoń, musi się przedtemdobrze zabezpieczyć.Stało się dla mnie jasne, gdzie można byłobyznalezć złodziejskie łupy - w mieszkaniu ślepo zakochanego, nie-mającego o niczym pojęcia Danilo.Mnie pozostało tylko jedno: wyprowadzić się z tego pokoju.Dwa dni pózniej w biurze kontroli stewardes spotkałam Tulay,koleżankę z kursu.Turczynka najwyrazniej była zachwycona, że mnie spotkała.Jeszcze zanim zdążyła mi opowiedzieć nowinki, wybuchłam z moimproblemem:- Powiedz, Tulay, nie wiesz o jakimś wolnym pokoju? Pilnieposzukuję jakiegoś nowego lokum!- O, to się świetnie składa! - zawołała zaskoczona Tulay.Wyjęłaz torebki klucz i wcisnęła mi go w rękę.- Masz, apartament jedenaściedwa B, twoje nowe mieszkanie! Ponieważ ja dziś wieczorem przenoszęsię do bazy w Londynie, pokój będzie wolny, moja współlokatorka teżsię wyprowadziła.Mam tam tylko jeszcze jedną walizkę, którą zabiorępo południu.Możesz się od razu wprowadzić.Obok mieszkają dwiemiłe nowe Francuzki, Claudine i Aude.Na pewno się z nimi dogadasz.Promieniejąc z radości, pospieszyłam do swojego pokoju.Jak sięnależało spodziewać, Marika jeszcze spała.Jak zwykle gadała przezcałą noc, a potem odsypiała do drugiej po południu.- Co tak hałasujesz?- Pakuję się.Zupełnie nie wyglądała na zaskoczoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]