[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Okay - szepnęła i dotknęła jego twarzy.- Dzięki Bogu, że tu jesteś, Judd.Dzięki Bogu, że tu jesteś.Wiesz, że to dziecko jest bardziej twoje niż Carla, prawda?- Wiem - też szepnął.- Kocham cię.- Ja też.- Zmarszczyła twarz.- Cholera.Cholera.- Usiłowała oddychać równo, ale ból był wszechogarniający.Otoczył jej brzuch, rezonował wewszystkich częściach ciała, spychając dziecko coraz niżej.- Już muszę przeć.- Nie przyj! - krzyknął Judd i ściszył głos.- Jeszcze nie.Nie, dopóki nie spojrzę i nie zobaczę co siędzieje, a nie mogę tego zrobić, dopóki nie rozłożę czegoś na podłodze.Potrzebuję jakichśprześcieradeł.- Głaskał dolną część jej brzucha, oddychając z nią, dopóki się nie rozluzniła.- Jużlepiej?- Idz.Szybko.Susami wybiegł z pokoju, z Buckiem u nogi.Właśnie wychodziła z kolejnego skurczu, kiedy otwarłysię frontowe drzwi.- Hunter?Zrzucił kurtkę i rękawice i kopnięciem zdjął buty.- Nolan był przy drzewie.Willem razem z synem usuwają je z drogi, a on pojechał po Neila.Gdzie jestten wielki facet?- Poszedł po rzeczy do drugiego pokoju.- Sięgnęła po jego dłoń.Pozwolił jej ją schwycić.- Kolejny?- Ten sam, kolejny, zaczynają się zlewać w jedno.- Ciasno zamknęła oczy.Poprzez ból promieniujący ze środka ciała powiedziała: - Przekłuwanie uszuto nic w porównaniu z tym.Wydał dzwięk, który mógł oznaczać śmiech.Wrócił Judd.- Trzymasz się,kotku? - zapytał.Wydychała powietrze krótkimi, płytkimi sapnięciami.- Trzymam się - wymamrotała.Miał pełne ręce.Spojrzał na dywan.- Nie możemy tu tego robić.- Dlaczego nie? - zawołała Chelsea.- To orientalny dywan.Roześmiała się.Ból, który odczuwała, był niewiarygodny, ale nigdy w życiu nie czuła się bardziejpodniecona.Właśnie miało się urodzić jej dziecko, z jej krwi i kości.Czuła, że zaraz się pojawi.Jużwkrótce, lada moment je zobaczy, wezmie je na ręce.- Na orientalnym dywanie- przykazała.- To był ulubiony dywan mamy.Ona by tego chciała.- Zaczęła płakać.- Nic nie jest zbytdobre dla mojego dziecka!Jej dłoń ściskała mocniej dłoń Huntera.Wydała z siebie rozdzierający jęk.Ból był niskoumiejscowiony, intensywny i nie mający końca.Kiedy w końcu ustał, Judd podniósł ją i ułożył na stosie prześcieradeł na orientalnym dywanie Abbyprzed kominkiem.Położył jej pod głową poduszkę i uniósł koszulę nocną.- O Boże, jest już! Gdzie, do diabła, jest Neil? Chelsea roześmiała się.Nie mogła się powstrzymać.- Zaczynam przeć.- Nie.- Widzisz główkę?- Ma włoski.- Zaczynam przeć.- Zrobiła to przy następnym skurczu.Poczuła, jak dziecko przemieszcza się niżej.Judd musiał to zauważyć i przyjął do wiadomości, że Neil nie zdąży, więc nagle przejął dowodzenie.-Stań za nią, Hunter.Podnieś ją, o tak.Podeprzyj ją z tyłu.Siła ciążenia powinna ułatwić sprawę.Dyszała, kiedy skurcz zelżał, a potem, chwytając mocno za obie dłonie Huntera na jej ramionach,przykucnęła i znów zaczęła przeć przy nowym skurczu.- W porządku, kotku - przemawiał do niej kojąco Judd.- Właśnie tak, jeszcze troszkę, zaraz tu będzie.Skurcz ustał.Westchnęła, otarła skroń o wierzch dłoni Huntera, podparła się i znów zaczęła przeć.- Dobrze, tak właśnie - powiedział Judd.- Jeszcze trochę przyj, kotku, jeszcze trochę mocniej.Jezu,jest.Chelsea wiedziała to w momencie, kiedy główka dziecka przedostała się przez kanał rodny,wyskakując niczym korek z butelki, i poczuła natychmiastową ulgę.Potem coś jeszcze prześliznęłosię przez nią, usłyszała cichuteńki płacz, potem głośniejsze zawodzenie, a potem usłyszała dumnesłowa Judda: - Masz dziewczynkę, kochanie.Jest maleńka, ale prześliczna.Po policzkach Chelsea popłynęły łzy.Wyciągnęła ręce i objęła małe zawiniątko, które Judd położył najej brzuchu.Dziewczynka.Własna dziewczynka Chelsea.Zmiała się i płakała, i głaskała swojącóreczkę.Jej palce zetknęły się z palcami Judda, kiedy próbował ją wytrzeć.I była taka maleńka.Miała ciemne włoski i różową skórę pod lepką mazią, którą była pokryta i niewątpliwie byłanajpiękniejszą istotą, jaką Chelsea w życiu widziała.ROZDZIAA 23Neil przyszedł, kiedy zaczęło się już sprzątanie, i oznajmił, że dziecko jest doskonałe, o czym Chelseai tak wiedziała.Do rana śnieg przestał padać.Drogi zostały odśnieżone i posypane piaskiem i choćprądu nie było jeszcze przez dzień, Chelsea nie odczuwała jegobraku.Miała wszystko, czego kiedykolwiek w życiu pragnęła - małą córeczkę, która pewnego dniawłoży pierścionek jej matki, Judda, nawet grono napływających z życzeniami mieszkańców Notch,którzy odważyli się wypuścić na ciągle śliskie drogi, żeby przynieść jedzenie i picie i podziwiaćdziecko.Hunter kręcił się po domu z ledwie zauważalnym poczuciem własności, co cieszyło Chelseaogromnie.Donna też kręciła się po domu, na zmianę nosząc małą i zajmując się kuchnią, często zNolanem.Ku zdziwieniu Chelsea, przyszedł Oliver razem z Margaret, która nie przestawała sięwpatrywać w dziecko, dopóki Oliver jej nie wyprowadził.Najlepszy był Judd.Od początku kąpał dziecko, zmieniał pieluszki i wyskakiwał z łóżka, kiedy tylkomała zapłakała, żeby przynieść ją do niej, a potem siedział i patrzył, jak Chelsea karmi ją piersią.Czasami zadawał pytania, ale często obserwował w milczeniu, niekiedy z taką powagą, że Chelseachciało się śmiać.- Wyglądasz, jakbyś stracił najbliższego przyjaciela - kiedyś powiedziała.- Nie.To jest po prostu piękne.Ta bliskość.To wszystko.Pochyliła się i pocałowała go ponad ciepłą głową dziecka.Jeżeli o nią chodziło, to piękno i bliskośćrównież obejmowały jego.Uwielbiała dziecko, ale nie czułaby takiego wewnętrznego spokoju, gdybynie Judd.Nie wiadomo na jak długo, ale on był jej rodziną, bo Kevin nadal odmawiał przyjazdu.Zadzwoniła doniego, kiedy tylko naprawiono telefony i chociaż wyczuła, że jest zadowolony i wzruszony imieniem,które wybrała dla córki, nie chciał obiecać, że przyjedzie do niej na północ.Znów czuła się urażona,dopóki Judd nie wykazał jej, jaki uczyniła postęp.Kevin z nią rozmawiał.Podsunął jej znakomitąwskazówkę, jak ma pracować.I wcale nie wykluczył odwiedzin.Prosił tylko o czas.Po miesiącu Chelsea wróciła do biura.Judd zainstalował tam maleńką kołyskę, żeby dziecko mogłospać, kiedy ona pracowała.Cydra, która odwiedziła ją dwa tygodnie po porodzie, oznajmiła, że narodziny małej Abby sąsymbolem dobrych rzeczy, które nadejdą.Na początek opór mieszkańców Notch przeciwko niej jakośsię przełamał.Dziecko stało się przedmiotem rozmów i ludzie, którzy poprzednio nie wiedzieli, comają powiedzieć, nagle znajdowali temat.Potem dostała zamówienie na projekt szpitala.Chelsea nie mogła być bardziej uradowana, bojednocześnie zawarła korzystny kontrakt na dostawy granitu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]