[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej jednej sprawie Grigori się nie mylił: dopóki nie dostaną się doklasztoru, niczego więcej się nie dowiedzą.Okrążając budynek, w połowie drogi Verlaine trafił na skute lodem schody prowadzące do drzwi we wgłębieniukamiennego sklepienia.Zszedł po nich, trzymając się metalowej poręczy.Nacisnął klamkę, nie były zaryglowane.Już pochwili stał w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu, w którym pachniało mokrym kamieniem, gnijącym drewnem ikurzem.Kiedy jego oczy oswoiły się z mrokiem, domknął mocno drzwi i wszedł w zapomniany, prowadzący w głąbklasztoru korytarz.86 25Biblioteka Wizerunków Anielskich, klasztor Zwiętej Róży, Milton, stan Nowy JorkPrzybywających do klasztoru gości oprowadzała zwykle Ewangelina, której siostry powierzyły rolę łączniczki międzyświatami konsekrowanym a świeckim.Młoda mniszka jak nikt inny potrafiła wybawić laików z zakłopotania - roztaczałaaurę młodości i nowoczesności, tak obcą innym siostrom, i wprowadzała zwiedzających w tajniki funkcjonowaniawspólnoty.Goście spodziewali się, że powita ich zakonnica w pełnym habicie, czarnym welonie i koszmarnych, skó-rzanych łapciach, z Biblią w jednej ręce i koronką w drugiej - oczekiwali staruszki noszącej na twarzy wszystkie troskiświata.Tymczasem wychodziła do nich młoda, ładna i bystra zakonnica będąca zupełnym zaprzeczeniem stereotypu.Pozwalała sobie na żart albo komentowała jakieś wydarzenie, o którym rozpisywały się gazety, w jednej chwili łagodzącsurowy wizerunek klasztoru.Prowadząc przybyszów krętymi korytarzami, objaśniała, że jej wspólnota zakonna jestnowoczesna i otwarta na nowe idee.Ze starsze siostry noszą tradycyjne habity, ale na jesienne spacery nad rzeką albolatem, do pracy w ogrodzie, wkładają wygodne buty firmy Nike albo birkenstocki.Ze wygląd zewnętrzny znaczy takniewiele.Naprawdę ważne są ustalone przed dwustu laty zasady i przestrzegane z żelazną dyscypliną rytuały.Panującana korytarzach cisza, modlitewny rygor i jednolite stroje sióstr wprawiały gości w zdumienie, ale Ewangelina potrafiłaprzedstawić je tak, że wydawały się czymś naturalnym.Tego popołudnia jednak jej maniery zostały wystawione na zupełnie nową próbę wobec szoku wywołanego widokiemstojącej w drzwiach biblioteki postaci.Usłyszawszy niesprecyzowany odgłos, zorientowała się, że w pomieszczeniu ktośjest.Odwróciła się i dostrzegła opartego o futrynę młodego mężczyznę wpatrującego się w nią z nadzwyczajnymzainteresowaniem.W jednej chwili ogarnęła ją trwoga.Poczuła ucisk w zatokach, od którego rozmazał jej się obraz przedoczami i zaczęło leciutko dzwonić w uszach.Wyprostowała się, bezwiednie wcielając się w rolę strażniczki biblioteki, izwróciła się twarzą do intruza.Coś jej podpowiadało, że stojący w progu mężczyzna jest autorem listu, który przeczytała dziś rano, choć wyobrażała gosobie zupełnie inaczej.Spodziewała się nie młodego człowieka, ale zasuszonego profesora, siwego, w grubych szkłach.Verlaine tymczasem miał niesforną, czarną grzywę włosów i okulary z złotej oprawie, a kiedy tak stal, w jegowyczekiwaniu czuć było chłopięce wahanie.Ewangelina zachodziła w głowę, jak dostał się do klasztoru, a zwłaszcza jakniezauważony dotarł do biblioteki.Nie miała pojęcia, czy ma się z nim przywitać, czy wezwać pomoc, żebywyprowadzono go z budynku.Wreszcie wstała i starannie wygładziła spódnicę.Była zdecydowana zachować się tak, jak należało.Podeszła do drzwi,wpatrując się w niego lodowatym wzrokiem.- Mogę panu w czymś pomóc, panie Verlaine? - spytała.Jej głos zabrzmiał obco, jakby rozlegał się w tunelupowietrznym.- Skąd siostra wie, kim jestem?- Nietrudno się domyślić - odparła Ewangelina, mimowolnie przybierając surowy ton.- Zatem siostra wie już, że dziś dzwoniłem - zaczął Verlaine, rumieniąc się, a jego zakłopotanie ułagodziło Ewangelinę,zupełnie wbrew jej woli.- Rozmawiałem z jedną z sióstr, zdaje się, że miała na imię Perpetua.Uprzedzałem, że chciałbymodwiedzić klasztor w celach badawczych.Napisałem też list, żeby zaplanować ewentualną wizytę.- Mam na imię Ewangelina.To ja go czytałam i stąd wiem o pana prośbie.Wiem również, że rozmawiał pan z matkąPerpetuą na temat kwerendy w naszym archiwum i że nie otrzymał pan zgody.Nie mam pojęcia, jak się pan tu dostał,zwłaszcza o tej porze.Rozumiem, że może się to zdarzyć po niedzielnych mszach, które odbywają się z udziałem wier-nych - przydarzyło się też, że ktoś ciekawski zawędrował do naszych prywatnych kwater - ale wczesnym popołudniem?Dziwię się, że nie spotkał pan po drodze żadnej siostry.Musi się pan zgłosić do Biura Misyjnego -taka proceduraobowiązuje wszystkich gości.Proszę się tam udać od razu lub przynajmniej porozmawiać z matką Perpetuą, nawypadek.- Przepraszam - przerwał jej Verlaine - wiem, że to niezgodne z protokołem i że nie powinienem tu wchodzić bezpozwolenia, ale mam nadzieję, że siostra mi pomoże.Znalazłem się w dość kłopotliwej sytuacji i muszę porozmawiać zkimś, kto ma pewną wiedzę.Proszę mi wierzyć, że nie chcę sprawiać kłopotów.Ewangelina przez chwilę przypatrywała się Verlaine'owi, usiłując ocenić szczerość jego intencji.Po chwili, wskazując nadrewniany stół obok kominka, powiedziała:- Nie ma takich kłopotów, z którymi nie mogłabym sobie poradzić, panie Verlaine.Proszę usiąść i wyjaśnić, w czymmogę panu pomóc.86 26- Dziękuję - Verlaine wśliznął się na krzesło naprzeciwko Ewangełiny.- Rozumiem, że siostra dowiedziała się z listu, żeszukam dowodów na istnienie korespondencji między Abigail Rockefeller a ksienią klasztoru Zwiętej Róży zimączterdziestego trzeciego roku.Wspominając treść listu, Ewangelina pokiwała głową.- Pracuję nad książką - właściwie jest to moja rozprawa doktorska, która, mam nadzieję, zmieni się w książkę o AbigailRockefeller i Muzeum Sztuki Współczesnej.Przeczytałem niemal wszystko, co kiedykolwiek ukazało się na ten temat,dotarłem też do wielu niepublikowanych materiałów, ale nigdzie nie ma wzmianki o związkach Rockefellerów ze ZwiętąRóżą.Domyśla się siostra, że listy, które znalazłem, mogą się okazać znaleziskiem zupełnie wyjątkowym, przynajmniej wdziedzinie, którą się zajmuję.Mogłyby całkowicie odmienić przebieg mojej kariery.- Bardzo to ciekawe - odparła Ewangelina - ale nie rozumiem, w czym mogłabym panu pomóc.- Pozwoli siostra, że coś jej pokażę - Verlaine sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza i położył na stole plik kartek.Arkusze były zapełnione rysunkami, które na pierwszy rzut oka wydawały się jedynie zbiorem prostokątów i okręgów,ale wystarczyło lepiej im się przyjrzeć, żeby rozpoznać szkice budynku.Wygładzając kartki, Verlaine wyjaśnił: - To planyarchitektoniczne Zwiętej Róży.Ewangelina pochyliła się nad stołem.- Oryginały?- Tak - Verlaine przekartkował plik, pokazując Ewangelinie kolejne rzuty.- Z tysiąc osiemset dziewiątego roku.Podpisane i opatrzone datą przez ksienię założycielkę.- Matkę Franciszkę - dodała Ewangelina, urzeczona wiekiem i złożonością planów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]