[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale istoty, które od takdawna żyły naszym kosztem, które czerpały zyski z mozolnej pracy ludzi, śledziły wszystkie nasze ruchy.Obserwowały,tropiły nasze posunięcia, wprowadziły pomiędzy nas szpiegów, a czasami - żebyśmy nie stracili poczucia grozy -porywałyi mordowały naszych członków.Ewangelina natychmiast pomyślała o matce.Od dawna podejrzewała, że ojciec wyjawił jej tylko skrawek prawdy, alemyśl o tym, że istoty, o których mówiła Celestyna, mogły być odpowiedzialne za śmierć jednego z jej rodziców, wydala sięwprost nie do zniesienia.Za wszelką cenę pragnęła zrozumieć, co się stało.- Czemu mordowali tylko niektórych? - spytała.- Skoro są tak potężni, czemu nie zabili wszystkich? Czemu po prostunie zniszczyli całej organizacji?50- Rzeczywiście mogliby nas z łatwością wyeliminować.Mają siłę środki.Ale unicestwienie angelologii nie leży w ichinteresie.- Dlaczego? - dopytywała zdumiona Ewangelina.- Przy całej swojej potędze mają jedną zasadniczą wadę: są istotami zmysłowymi, całkowicie zaślepionymi przezprzyjemności cielesne.Są bogaci, silni, piękni i niewiarygodnie wręcz okrutni.Wmieszali się pomiędzy starożytne rody itak przetrwali najbardziej gwałtowne okresy w dziejach.Mają swoje finansowe twierdze w każdym zakątku świata.Alenie mają takich zdolności intelektualnych jak my, nie mają naszej bogatej spuścizny naukowej i historycznej.To mymusimy myśleć za nich - Celestyna znów westchnęła, jakby temat rozmowy sprawiał jej ból.Z trudem kontynuowaławątek.- W czterdziestym trzecim ich taktyka niemal odniosła sukces.Zabili moją nauczycielkę, a kiedy dowiedzieli się, żeudało mi się zbiec do Stanów, zniszczyli nasz klasztor i dziesiątki innych, byle tylko znalezć mnie i artefakt.- Lirę - uzupełniła Ewangelina.Elementy układanki nagle stworzyły spójną całość.- Tak - potwierdziła Celestyna.- Chcą ją mieć nie dlatego, że wiedzą, do czego może posłużyć, ale dlatego, że jest takdla nas cenna, i dlatego, że tak się obawiamy, że ją zdobędą.Wydobycie jej z jaskini było oczywiście ryzykowne.Natychmiast musieliśmy znalezć kogoś, kto ją zabezpieczy.Powierzyliśmy ją jednej z naszych najznamienitszychsojuszniczek w Nowym Jorku, potężnej, zamożnej kobiecie, która przysięgła służyć naszej sprawie.- Pani Abigail Rockefeller.- Ewangelina wreszcie pojęła rolę filan-tropki w całym przedsięwzięciu.Po twarzy Celestyny przemknął ból.- Była naszą ostatnią nadzieją w Nowym Jorku.Nie wątpię, że potraktowała swoje zadanie bardzo poważnie.Takpoważnie, że jej tajemnica pozostaje nierozwikłana po dziś dzień.%7łeby zdobyć lirę, te istoty są gotowe wszystkich naspozabijać.Ewangelina dotknęła naszyjnika, pod palcami wyczuła ciepło i w jednej chwili zrozumiała znaczenie daru babki.Celestyna się uśmiechnęła.- Widzę, że mnie rozumiesz.Naszyjnik to znak, że jesteś jedną z nas.Babka słusznie ci go dała.- Siostra ją znała? - spytała Ewangelina, zupełnie zbita z tropu tym, że Celestyna wiedziała, od kogo dostała naszyjnik.- Przed wielu laty - powiedziała Celestyna z ledwo dosłyszalną nutą smutku w głosie.- Choć tak naprawdę wcale jejnie znałam.Gabriella była moją przyjaciółką, a do tego błyskotliwą adeptką angelologii.Z oddaniem walczyła o nasząsprawę, ale dla mnie zawsze pozostawała zagadką.Serce Gabrielli było zupełnie nieodgadnione, nawet dla najbliższychprzyjaciół.Ewangelina od tak dawna nie rozmawiała z babką.Minęło tyle lat, uznała, że Gabriella zmarła.- Czy ona żyje? - spytała.- O, tak - odparła Celestyna.- Byłaby z ciebie dumna.- Gdzie jest? - dopytywała Ewangelina.- We Francji? W Nowym Jorku?- Tego nie mogę ci zdradzić.Wiem tylko, że gdyby tu była, wszystko by ci wyjaśniła.A skoro jej nie ma, to ja mogętylko próbować pomóc ci pewne sprawy zrozumieć.Celestyna podciągnęła się na łóżku i wskazała palcem kąt, w którym stała zniszczona, skórzana walizka.Połyskiwał naniej mosiężny zamek, z którego niczym owoc na szypułce zwisała kłódka.Ewangelina położyła dłoń na chłodnymzatrzasku.W dziurkę wetknięty był maleńki kluczyk.Szukając potwierdzenia w oczach Celestyny, Ewangelina przekręciła kluczyk, zamek się otworzył.Wyjęła kłódkę,ostrożnie położyła ją na drewnianej podłodze i otworzyła ciężkie wieko.Mosiężne zamki, nie-oliwione od dziesięcioleci,wydały wysoki, koci jęk, ze środka tchnęło stęchłym potem i kurzem, zmieszanymi z piżmowym, złagodzonym wiekiemaromatem perfum.Wnętrze walizki było starannie zakryte cieniutką, pożółkłą bibułą, tak lekką, że zdawała się unosićponad krawędziami.Ewangelina odchyliła ją, ostrożnie, żeby nie popękała - pod spodem leżały uprasowane ubrania.Wyjmowała je jedno po drugim i przyglądała im się uważnie: czarnemu, bawełnianemu fartuchowi, brązowym spodniomdo jazdy konnej z czarnymi plamami na kolanach, parze damskich, wiązanych, skórzanych butów z wytartymipodeszwami.Rozłożyła wełniane spodnie z szerokimi nogawkami - pasowały na kogoś młodego, nie na Celestynę.Przejechała po nich dłonią - paznokcie zahaczały o szorstki, przesiąknięty kurzem materiał.Na samym spodzie wyczuła pod palcami coś miękkiego, jedwabistego.W rogu leżała zwinięta czerwona satyna -Ewangelina rozłożyła ją machnięciem dłoni i jej oczom ukazała się lejąca, połyskliwa, szkarłatna suknia.Dziewczynarozciągnęła materiał na ramieniu - pierwszy raz widziała równie miękką tkaninę, która w dotyku była niemal jak woda.Suknia przypominała stroje aktorek z czarno-białych filmów - szyta ze skosu, z głębokim dekoltem i wąskim, sięgającymaż do ziemi kloszem, marszczona w talii.Z lewej strony od góry do dołu ciągnął się rząd powleczonych satyną guziczków.Do szwu przyfastrygowana była metka Chanel.Pod nazwiskiem projektantki widniał ciąg cyfr
[ Pobierz całość w formacie PDF ]