[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż jej głos brzmiałdelikatnie, nie mogła ukryć przyspieszonego oddechuczy rumieńca, który gwałtownie okrył jej policzki.Pocałunek zdradził także jej brak doświadczenia,słodki i pociągający.- Nie chcę cię oszukiwać.- Własny głos wydał musię szorstki i chropowaty.- Nie zrobiłeś niczego wbrew moim pragnieniom- zauważyła nieśmiało.- Taaak, ale przynajmniej jedno z nas powinnozachować zdrowy rozsądek.Z powagą skinęła głową.- W porządku.Pozwolę, byś zachowywał się rozsądnie.Z uśmiechem wyciągnęła do Zeke'a ramiona.Przytuliła się doń, jakby była stworzona, by być razemz nim.Jej usta ponownie przylgnęły do jego warg.Tymrazem zachowywała się znacznie odważniej.ZEKE59Najpierw obwiodła językiem kształt jego ust.Potemrozchyliła wargi, aż ich języki się zetknęły.Zeke objął ją zdrowym ramieniem, wsuwając dłońpod piżamę.Wolno przesuwał ją do góry, wzdłużkręgosłupa, aż dotarł do szyi.Następnie, powolii z ogromną ostrożnością, skierował dłoń ku przodowi,aż spoczęła na piersi Angcli.Nie potrafiła ukryć reakcji na tę nową pieszczotę,lecz nie odsunęła się.Jej pierś spoczywała w dłoniZeke'a jak soczysty, dojrzały owoc.Gdy obwiódłpalcem jej czubek, sutka przypominała twardy pączek.Powstrzymując się całą silą woli, Zeke przesunął dłońna drugą pierś i wywołał podobny efekt.Teraz on całował.Odsunął cieniutką tkaninę rozdzielającą ich nagie ciała.Delikatnie pocierał piersiąjejnaprężone sutki.Lekko kołysał całym ciałem.Angie nigdy jeszcze nie była tak podniecona.Tazabawa przestała być niewinna.Zeke wiedział, cobędzie dalej.Ale choć bardzo tego pragnął, nie miałzamiaru doprowadzić tej gry miłosnej do końca.Wiedział też jednak, że nie może zostawić jejw takim stanie.Ostrożnie położył ją na kocu, nakrywając swymciałem, dotykał tego miejsca, gdzie szalał ogień.Nakrył dłonią kędzierzawy wzgórek, pragnąc gorącowybrnąć jakoś z tej niebezpiecznej sytuacji.Przedtem powściągliwa, teraz zachowywała się jakkobieta wiedziona jedynie instynktem.Uniosła biodranapierając na jego dłoń.Delikatnie wsunął palec w jejrozchylone ciało, by mogła przyzwyczaić się do tegowtargnięcia, zanim zrobi to, co w ciągu kilku minut,doprowadzi ją do upragnionego końca.Gdy poczuł, żedobiega kresu, nakrył jej usta swoimi, skutecznietłumiąc krzyk, gdy rozkołysana dopływała tam, gdzieznajdowało się ujście, którego tak gorączkowo szukała.Nieustannie obsypywał jej twarz łagodnymi pocałunkami, tuląc ją delikatnie.60 ZEKECała dygotała, oddychając nierówno.Minęły długie minuty, nim uspokoiła się zupełnie.W końcu z trudem uniosła ciężkie powieki i spojrzałamu w oczy.- Nigdy nie przypuszczałam.- zaczęła, lecz zabrakło jej słów.- Wszystko w porządku.- Ale nie sądziłam.-Raz jeszcze wydawało się, żestraciła wątek.- Wiem, że nie masz w tych sprawach żadnegodoświadczenia.To naprawdę dla mnie nie ma znaczenia.Spróbuj teraz zasnąć, dobrze?- Ale co z tobą? Ty nie.to znaczy, nie byłeś.Nie potrafił ukryć rozbawienia, gdy na próżnoszukała słów.- Tak było bezpieczniej.Ty eksperymentowałaś.A ja nie chciałem wykorzystywać twojej wiary w ludzi,zwłaszcza w mężczyzn.Patrzyła nań Figlarnie, ale dostrzec było można, żedręczą ją jakieś wątpliwości.Usiadł tyłem do niej.Spoglądając przez ramię, powiedział:- Zpij już.Wrócę za kilka minut.- Dokąd idziesz?- Wyjdę na zewnątrz.Prześpij się trochę.- OdsunąłSię do niej, wstał i cicho podszedł do drzwi.Otworzył jebezszelestnie i wyśliznął się na zewnątrz.Kątem okapopatrzył na leżącą pod kocem Angie.Na kształt jejtalii, bioder i ud.Zacisnął szczęki, by stłumić okrzyk.Wiedział, że zrobił w swym życiu kilka głupstw, lecz to,Co uczynił przed chwilą, było najbardziej nielogicznym,nieracjonalnym i prawdopodobnie zgubnym w skutkachpostępkiem w jego życiu.Ból, jakiego doświadczał, byłtylko początkiem tego, co mogło doprowadzić doprawdziwej katastrofy.Nigdy przedtem nie pozwoliłSobie na szaleństwo, gdy miał zadanie do wykonania.Byłto najprostszy sposób, aby narazić się na śmierć.ZEKE61Stał na maleńkiej polanie i patrzył w gwiazdy,modląc się o mądrość i wsparcie.Będą mu potrzebne,by zdołał wykonać zadanie.Zwłaszcza teraz, gdydowiedział się, jak smakują pocałunki Angeii De laGarzy.ROZDZIAA PITYAngela otworzyła oczy.Tuż obok niej spał Zeke.Uniosła się na łokciu i rozejrzała dokoła.Blade światło,sączące się z okna, led wie rozświetlało izbę.Spojrzała nazegarek - było po siódmej.Cicho wstała i wyszła z chaty.Słońce prześwitywało przez gałęzie drzew.Zapowiadał się kolejny pogodny dzień.Przeciągnęła sięi wąską dróżką poszła za chatę.Wróciwszy, zatrzymała się przed wejściem.Niechciała teraz spotkać Zeke'a.Musiała najpierw uporaćsię z własnymi myślami.Musi zastanowić się nadwydarzeniami poprzedniej nocy.Rzuciła się w objęciaZeke'a, pragnąc, by trzymał ją mocno, całował.kochał.Wyświadczył jej tę przysługę.Teraz powinna umiećspojrzeć mu w oczy bez zawstydzenia.Ostateczniesama tego chciała.Pragnęła poznać to, czego nigdyprzedtem nie zaznała.Wybrała mężczyznę doświadczonego, który wie, jak uszczęśliwić kobietę.Teraz musiała o wszystkim zapomnieć.Była już dorosła i nie było żadnego powodu, byokazywać temu mężczyznie, jak bardzo wstydzi siętego, co zrobiła.Niebawem znajdzie się w domu stryja.Robienie sobie wyrzutów do niczego nie prowadziło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]