[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę sobiedokładnie rozdzielid odcinek, żeby, broo Boże, gdzieś w dole drużyny się nie zeszły.A teraz wyjaśniędokładnie: tam, na te okopy, pójdzie nawała artylerii trzech pułków.W pewnym momencie położę zczołgu zasłonę dymną.Na mój znak ręką w białej rękawicy pójdziecie biegiem w dół.Czołgi wyjdą wtrzy minuty po was, dojdą was w dole i tam was przejdą.Jeżeli wykonacie dokładnie tak, jakpowiedziałem, ręczę, że nie będzie żadnych strat.Zrozumiane?- Jak to przed czołgami? - zaczął niezdecydowanie porucznik.- Nie, panie poruczniku - przerwał chorąży - tak będzie dobrze jak ten rozkaz, i my go wykonamy jaknależy.- Nazwisko pana, panie chorąży?- Chorąży Talaga.- Panie chorąży Talaga, proszę tylko uważad dokładnie na znak do wyjścia.Chorąży, leżąc, zasalutował w odpowiedzi.Uśmiechnąłem się bodaj pierwszy raz dzisiaj.Udał mi sięten chorąży, to jest żołnierz!Przez ten czas major Ostrowski podawał dane przez moje radio.Dwóch ludzi załogi stroiło czołgmałymi gałązkami.Zwróciłem uwagę, że lufę armatnią z góry nakryli zielenią i ubrali tylko samą wieżęz przodu.To Kobierzycki, nie zrażony klęską poprzednika, przygotowywał się do rozprawy z pantherą.O nich nie miałem najmniejszych obaw, to prawdziwi professionals, oni nie strzelą byka jak tamtenmłodziak.Major wrócił już na swój punkt obserwacyjny, więc podciągnąłem się do niego.Nie minęła minuta,jak zawyła nam nad głowami pierwsza seria pułkowa.Była za długa i bardzo w lewo.- Dobrze - mruknął major - mam ich.- No, teraz, panie majorze, małe polowanie na pantherę, tę tam, za rogiem.Spróbujemy jąunieszkodliwid.Pierwsze usiłowanie skooczyło się tragicznie, tu tragedii nie będzie, ale za rezultat nieręczę.Kiwnąłem na Kobierzyckiego.Podsunął się do mnie.- Pierwszy strzał granatem, prosto w łeb, wybuch zadymi mu lunetę na parę sekund.A po pierwszym,dwa AP na tym samym podniesieniu i.do tyłu.Tylko pamiętajcie.wolniutko.Czołg zaczął wolno toczyd się naprzód, skręcając trochę w prawo, gdzie były najniższe krzaczkizasłony.Stanął i równocześnie lufą rzuciło do tyłu.Następny.trzeci.Na samej wieży panthery białyobłok dymu - dostała w sam środek.Rozszedł się dym, ale stoi, jak stała; może lufa trochę niżej, alemoże to byd również złudzenie.W każdym razie wie, że jest na czyimś celowniku.A jeżeli dostałachodby jednego AP, w co wierzę, to już w tej walce udziału nie wezmie.- Kiedy pan będzie gotowy do tego swojego natarcia, to niech pan raczej mnie uprzedzi.A teraz mamcoś nowego - odezwał się major.- Patrz, pan! Tam na tych drugich wzgórzach, raczej na zboczu, idzie droga, prawie równolegle do nas,wysadzona drzewami, tak około trzech tysięcy pięciuset.- Widzę!Major zerknął na mnie spod lornetki.- No, jak pan widzi, to chyba pan ich też widzi.A mógłbym teraz spróbowad po nich jednym pułkiem.I rzeczywiście, pod drzewami pojedynczo, gęsiego, posuwał się oddział piechoty.- O, nie, panie majorze! Do tych to ja panu pokażę, jak my strzelamy.Niech pan poczeka.Skoczyłem do czołgu.Do tego celu na tę odległośd mogę strzelad wygodnie zza zasłony.Różnicakątów położenia - dziesięd stopni.Trzeba skrócid celownik, a wydłużyd zapalnik.- Działo!- Em pięddziesiąt cztery.piętnaście.- Zapalnik.cztery coma jeden.- Co jedna podziałka w prawo.- Kwadrant trzy dwadzieścia osiem.- Mówid, kiedy gotowe.W czołgu gorączkowa praca wydobycia pocisków i nastawy zapalników.Teraz strzelam bez poprawek,od dawna w mózgu siedziała mi ta nastawa.Szczęk zamka.- Fire!Ten miękki odrzut lufy!Targało czołgiem.Pocisk szedł za pociskiem, tam w dok troiły się ręce.Dla nich dopiero terazzaczynała się bitwa.Nad samymi koronami drzew białe obłoczki rozprysków zaczęły się układad w równiusieoką linijkę.Przy tej szybkości wysyłania ostatni wybuch wyrównał do pierwszego, zanim ten zdążył rozpłynąd sięw powietrzu.Wróciłem do majora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]