[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja? Ja jestem tylko zwykłym in\ynierem.pilotem rakietowym, na litość boską.- Jesteś moją dziedziczką, Pancho.Jak córka.Nie mam rodziny, której mógłbym wszystko zostawić, a poza tym znasz Astro jaknikt inny.- Ale nie zarząd.Dan zaśmiał się lekko.- Ustawisz ich sobie, mała.Zarządowi przyda się trochę młodej, świe\ej krwi.Pewnie, będziesz musiała pokonać Humphriesa.Onbędzie chciał zostać przewodniczącym zarządu, kiedy mnie ju\ nie będzie.- Mówisz jak na ło\u śmierci, szefie - rzekła cicho Pancho.- Bo jestem na ło\u śmierci, mała.Dziąsła mi krwawią.Czuję się słabo.Mam nadzieję, \e nie dostałem sraczki.- Z burząju\ prawie koniec.- Ze mną te\.- Jak wrócimy na statek, w Selene będziemy za parę dni.Mo\e szybciej.Podkręcę moc do pół g!- A jak wyhamujesz? Uderzeniem? Wpakujesz się w środek krateru Alfons?Pancho milczała przez chwilę.Dan cieszył się, \e go nie widzi.Czuł się tak podle, \e ręce by mu się trzęsły jak u niedołę\nego sta-ruszka, gdyby nie był zagrzebany w \wirze asteroidy.- W Selene potrafią wyleczyć z choroby popromiennej - rzekła w końcu Pancho.- Za pomocą nanomaszyn.- Jeśli do\yję powrotu do Selene.- Jeszcze jakieś siedem godzin - powiedziała.- Poziom promieniowania spada.- Nie tak głęboka jak studnia - zacytował Dan - i nie tak szeroka jak kościelne wrota, ale w sam raz wystarczy. 4- Majaczysz?- Nie, to Szekspir, Romeo i Julia.- Ach, tak.- Zdrzemnę się teraz, mała.Jestem trochę zmęczony.- Dobry pomysł.- Obudz mnie, jak się skończy.Kris Cardenas była wręcz zdziwiona, patrząc, jak jej ręce dr\ą przy pracy.Programowanie po\eraczy rozkładających cząsteczkioparte na węglu było banalnie proste i nie wymagało myślenia.Mała modyfikacja procedury stosowanej codziennie przy budowaniudiamentowych mechanizmów ze stert sadzy.To nie trudność pracy była przyczyną.Siedząc na laboratoryjnej ławce, obserwując obrazy na ekranie, ukazujące to, co działo siępod mikroskopem, rozmyślała o konsekwencjach.Po\eracze.Celowo przygotowałam porcję po\eraczy.Jeśli wydostaną się na wolność.Uspokój się, skarciła się w duchu.Przeanalizuj to logicznie, krok po kroku.Dobrze, wedrą się do środka i znajdą mnie martwą.Le\ącą na podłodze.Zostawię informację na ekranie komputera.Wielkimi,czerwonymi literami, \eby nie mogli jej nie zauwa\yć.Przygotuję tylko mikropróbkę po\eraczy i wyłączę ich funkcje monta\owe.Nie mogą się powielać.Zostaną w moim ciele.A jeśli wydostaną się z twojego ciała? Będą rozkładać cię od środka.Có\ je powstrzyma przed wydostaniem się na zewnątrz?Nic, odpowiedziała sobie.Włączę lampy ultrafioletowe przed połknięciem nanomaszyn.To je zniszczy, gdy tylko się wydostaną.Wystraszyła się, słysząc pukanie do drzwi.- Doktor Cardenas? Wiemy, \e pani tam jest.Proszę otworzyć.Skasowała wszystko na ekranie komputera i zaczęła szybko pisać. Uwaga.Połknęłam mikrogram po\eraczy.Są zaprogramowane na rozkładanie cząsteczek zawierających węgiel.Nie pozwólcie imsię wydostać poza laboratorium.Zdezynfekujcie laboratorium ultrafioletem, zanim zabierzecie stąd moje ciało albo cokolwiek innego.Powiadomcie.Ktoś mocno uderzył w drzwi.- Kris! Tu Doug Stavenger.Nie musisz tego robić.Wyjdz stamtąd.Przeczytała szybko tekst na ekranie i usunęła ostatnie słowo.Nie trzeba powiadamiać Douga, skoro ju\ tu jest.- Kris, to nie twoja wina - głos Stavengera tłumiły cię\kie stalowe drzwi, ale doskonale słyszała naleganie w jego głosie.- Wyjdz iporozmawiaj ze mną.4William Shakespeare Romeo i Julia.Przeło\ył Stanisław Barańczak. W drodze , Poznań 1990.112Wstała z taboretu na cienkich nogach i podeszła do stacji dozującej na końcu ławki.Stał tam lśniący kubek z księ\ycowego alumi-nium, a w nim trochę wody zawierającej nanomaszyny, które miały ją zabić.- Kris - zawołał Stavenger - spędziłaś całe \ycie pracując nad nanotechnologią.Nie niszcz tego.Nie dostarczaj kolejnego argumen-tu ludziom, którzy twierdzą, \e nanomaszyny to mordercy.Wzięła kubek i trzymała go w dłoniach, myśląc: nie mogę \yć z takim cię\arem.Popełniłam morderstwo.Zabiłam cztery osoby.Stevenger dalej krzyczał przez zamknięte drzwi.- A tak mówią.Przecie\ wiesz.Powiedzą, \e nanomaszyny zabiły najznakomitszą badaczkę w tej dziedzinie.Będzie to przykład nato, jak niebezpieczne są nanomaszyny i jak to mieli rację, postulując ich zakazanie.Uniosła wzrok znad trzymanego kubka i spojrzała na zamknięte drzwi.To był pomysł Humphriesa, ale wykonanie moje.I zrobiłamto z ochotą.Pociągnął za sznurki, a ja zatańczyłam jak ślepa, posłuszna marionetka.- Nie przekreślaj całego swojego \ycia, Kris - prosił Stavenger.- Zniszczysz wszystko, co stworzyłaś.Dostarczysz im argumentu,\eby tu wrócili i zmusili nas do przestrzegania ich prawa.Humphries, pomyślała.Kiedy zginę, będzie mógł zwalić całą winę na mnie.Prawnicy go z tego wyciągną.Ujdzie mu to na sucho.Cztery morderstwa.Ze mną - pięć.Cardenas zaniosła kubek z powrotem do stacji dozującej i starannie zamknęła go pokrywką.Gdy pokrywka zaskoczyła, umieściłakubek w sterylizatorze i zamknęła drzwiczki.Wewnętrzne ścianki zaświeciły, gdy ultrafiolet oblał naczynie.Dlaczego miałabym umierać za Martina Humphriesa, zapytała w duchu.Ktoś musi się mu przeciwstawić.Ktoś musi wyjawićprawdę.Bez względu na cenę, muszę stawić mu czoła, stawić czoła im wszystkim.- Przestań, Kris.Otwórz drzwi.Widzą wszystko dzięki kamerze, uświadomiła sobie.Podeszła z powrotem do komputera i skasowała wiadomość.Ktoś z personelumo\e jutro zniszczyć po\eracze.W sterylizatorze nie stanowią zagro\enia.Powoli podeszła do drzwi i zatrzymała się przy klawiaturze na ścianie obok.- Doug? - zawołała.- Jestem tu, Kris.Otwórz, proszę.- To głupie - rzekła, czując się idiotycznie - ale zapomniałam kodu wprowadzonego przy resetowaniu zamka.Po drugiej stronie drzwi słychać było pomruk stłumionych głosów.Potem odezwał się Stavenger, a w jego głosie słychać było ulgę.- Dobrze, Kris.Ochrona przeniesie zaraz analizator.Otworzymy je za parę minut.- Doug? - odezwała się ponownie.- Tak?- Dzięki.- Da nada - odparł.Kiedy otwarto drzwi, Cardenas dziwiła się, \e jest tak spokojna.Spojrzała śmierci w twarz i odkryła, \e jest na tyle silna, by \yć da-lej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]