[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale mam dzieci.- Nikt ci nic nie zrobi, dziadygo - krzyknął inny.- Bierz, co chcesz i mordę w kubeł.- Puść to wino - dodała jedna z kobiet.- Wez cukierki dla dzieci.- No, ale.ja jestem pijakiem - wyjaśniał chuderlawy.- Jak mam żyć bez wina?Biafra zerknął w tył.Dwie kompanie zablokowały luański oddział na skrzyżowaniu.Zprzodu widać było wielki plac.- Znam regulamin Armii Troy na pamięć - powiedziała Achaja.- Przecież, jeśli tamjest już przystań - wskazała wielki plac przed nimi - i jeśli są tam sojusznicze wojska, to tutajmusiałyby stać warty tyłowe.- Kurwa - Biafra uniósł się w strzemionach i rozejrzał jeszcze raz.- Kurwa.Zawrócić konia by nie zdołał.Zeskoczył więc z siodła i runął w tył biegiem takszybkim, że zdążył przed rycerzami, którzy właśnie wyłaniali się z bram domów za nimi.Dobiegł do dwóch poharatanych kompanii Arkach, ale cóż znaczą dwie kompanie wobectakiej masy sił Zakonu? Biafra był tchórzem tyle tylko, że.tchórzem wyjątkowointeligentnym.Przebiegł przez linię własnych wojsk i wpadł pomiędzy atakującychLuańczyków, rycząc:- %7łołnierze! Cesarz w śmiertelnym niebezpieczeństwie!!! Kazał, żeby wszystkiewojska ruszyły odciążyć pałac!!!Jako jedyny mężczyzna w armii kobiet miał na sobie cywilne ubranie.Wyglądał jakbogacz.Był człowiekiem nawykłym do wydawania rozkazów.Poza tym, oni uważali go zabohatera, przecież facet nietknięty przebiegł przez sam środek wrogich, w ich mniemaniu,oddziałów.Luańczycy mu uwierzyli.Ruszyli za nim biegiem do pałacu.Prosto w ręceczekających tam grenadierów.Achaja nie miała już takiej szansy.Była odpowiedzialna za swój oddział.Wyszarpnęłamiecz, kazała zsiadać z nieprzydatnych w wąskiej uliczce koni, ale rycerze nie atakowali.Cała masa zasłoniła drogę z tyłu.Odebrano im konie, a raczej odprowadzono je w tył i rozpędzono, uderzając mieczamiw zady.Wszystkie dziewczyny były ciągle uzbrojone, mierzyły do rycerzy, ale tamci nieatakowali.- Chodzmy na plac przy przystani - powiedział nagle Meredith do Achai.- Tam będzie jeszcze gorzej - mruknęła.- To pułapka.Nic nie poradzimy.A tam jest Pierwszy Sługa i Czarownik Zakonu.- Skąd wiesz?- Mam swoje zródła informacji.Skrzywił się lekko i pierwszy ruszył w stronę placu.Achaja wściekła przygryzaławargi.No szlag! Kazała wycofywać się swojemu plutonowi.Rycerze nie naciskali.Postępowali z tyłu w odległości jakichś dwudziestu kroków.Plac był ogromny.Przecięty kanałem z przystaniami wyładunkowymi po jednej i podrugiej stronie wody.Teraz jednak zajęty był wojskami Zakonu, które utworzyły niezbytścisły czworobok.W jego centrum stało jedno jedyne, dość skromne krzesło.Zajmował jePierwszy Sługa Zakonu.Niski, ubogo ubrany mężczyzna w sile wieku.Jadł właśnie gotowanyryż z małej miseczki.Na widok plutonu służbowego wstał lekko i podszedł bliżej.- Proszę o wybaczenie - przełknął porcję ryżu i uśmiechnął się przepraszająco.- Zanimzaczniemy, chciałbym coś wyjaśnić.Wziął do ust nową porcję, tym razem jednak tak małą, by mógł swobodnie mówić zpełnymi ustami.- Muszę wysługiwać się donosicielami, muszę nadstawiać ucha zdrajcom, muszękupować różne męty czy to za pieniądze, czy tylko zaspokajając ich ambicje.To, niestety, mójobowiązek.Muszę słuchać donosicieli, ale.ich nie cenię.Jeśli przestają być potrzebni i jeślitylko mogę, z reguły oddaję ich w ręce tych, których zdradzili - odchrząknął i włożył do ustkolejną porcję gotowanego ryżu.- Was zdradziła ta mała tutaj - wskazał łyżką - jak jej naimię?Sharkhe runęła do ucieczki, zaskakując nawet Chloe, która stała najbliżej.Jednak jużpo chwili dwóch rosłych rycerzy przyprowadziło ją, szarpiącą się, z powrotem.- Zróbcie sobie z nią, co chcecie - powiedział towarzyszący im człowiek z czerwonąopaską mistrza na głowie.- Możemy zaczekać nawet dłuższą chwilę.- Jakbyście chcieli kata, żeby nabić na pal - odezwał się Pierwszy Sługa.- Mogę wamdać mojego.Sharkhe wyrwała się rycerzom i runęła do własnego, porzuconego na bruku, karabinu.Tym razem złapali ją nie tylko rycerze.Również Shha, Chloe i Bei chwyciły ją za ramiona.Sharkhe płakała coraz głośniej.- Dajcie mi to zrobić samej! - łzy ciekły jej po policzkach.- Dajcie mi to zrobićsamej.Uwolniła jedną rękę i zdjęła sobie but i skarpetę.Chwyt strażników rozluznił siętrochę.Sharkhe wzięła swój własny but do ust i wyszarpnęła sznurówkę.Uwolniła drugą dłońi przywiązała sobie sznurówkę do dużego palca u nogi.- Dlaczego to zrobiłaś? - Lanni odsunęła się kilka kroków, tak jakby sama bliskośćdonosiciela mogła ją skalać.Dziewczyny patrzyły zszokowane.Sharkhe pozwolono dosięgnąć własnego karabinu.Przywiązała drugi koniecsznurówki do spustu, ale i tak była za mała, żeby włożyć sobie lufę do ust.Z tyłu podeszłaChloe.- Za zdradę powinni cię regulaminowo powiesić - mruknęła cicho.- Ale byłaś mojąsiostrą.Dlaczego mi zrobiłaś coś takiego?- Zastrzel mnie, siostro - poprosiła Sharkhe.- A po co, śmieciu?Chloe wyjęła bagnet i wbiła tamtej w klatkę piersiową.Potem odwróciła się, by niewidzieć padającego ciała.- Ja nic o tym nie wiedziałam - szepnęła i rozbeczała się nagle.- Wierzę ci! - krzyknęła Lanni.- Wierzę ci - powtórzyła jak echo Bei.- Wierzę ci - mruknęła Mayfed.- Wiem - powiedziała Achaja.Reszta dziewczyn potakiwała ruchami głowy.Dwienajbliższe rozsunęły się, żeby zrobić Chloe miejsce na powrót w szeregu.Pierwszy Sługa nachylił się nad konającą.- Donoszenie jest bardzo brzydkie - uśmiechnął się kpiąco.Wesołe ogniki zabłysły wjego oczach.- Jaki jestem biedny, że muszę mieszać w pokładach takiego gówna.- Przecież.przecież wy sami mnie.- wyszeptała malutka dziewczyna, trzymającoburącz bagnet.Już odpływała.- Wybór miałaś - powiedział Pierwszy Sługa poważnie.- Co? Ojciec i matka nienauczyli, jak należy postępować? - i powtórzył za Chloe: - Zmieciu.Wyprostował się powoli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]