[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wieś sprawiała wrażenie wymarłej.Aż do Rynku nie spotkaliżywej duszy.Przy Nadaszyniance - jak zwykle - stało, siedzia-ło, a nawet leżało kilkunastu przedstawicieli miejscowej i przy-jezdnej żulii.Kiedy już wychodzili z Rynku, Grzegorz zobaczył czerwone-go fiata nadjeżdżającego z kierunku Warszawy.Od razu domyśliłsię, że to przeciwpożarowiec Kwaśniewskiego.I nie mylił się.Kwaśniewski, który na pustej ulicy od razu zobaczył Grzegorza,zatrzymał się ostro.Wyskoczył i nie witając się z nikim, od razu sprzedał najnow-szą wiadomość Grzegorzowi.- Wiesz, stary, za tydzień możesz się ze mną umówić na pla-cu Pigalle.- No to co tu jeszcze robisz? - zdziwił się z fałszywą minąGrzegorz.- Ja bym na twoim miejscu już dziś tam pofrunął.- E tam - Kwaśniewski lekceważąco skrzywił się.- Bogu-siowi upał całkiem na głowę padł i uparł się jak osioł z tą starąhistorią.- Z jaką historią? - Grzegorz spojrzał na Stefana, a ten tylkokiwnął głową, co miało chyba wyrażać pełną aprobatę dla niezbytwzniosłych uczuć względem redakcyjnego kolegi.- Wspominałem ci już chyba przed moim wyjazdem o tym li-ście - ciągnął nie zrażony niczym Kwaśniewski.- No od tego.zaraz, zaraz.jak on się nazywa.Ziętek chyba.- Chyba Ziętarski, bo Ziętka tu nie ma - poprawił go Grze-gorz.198- Tak, tak Ziętarski.No więc napisał on.- On już nie żyje - Stefan przerwał Kwaśniewskiemu popis.A zrobił to tak, że Kwaśniewski, zaskoczony nie tyle informacją,co ostrym tonem, zamilkł.- Ale to nic ciekawego - Grzegorztwardo odgrywał się na zarozumiałym reporterze.- Umarł zwy-czajnie, na zawał serca.- Naprawdę?- Ja jestem stąd - Stefanowi spodobała się widać zabawa we wpuszczanie w maliny.- I to jest prawda.A zresztą, swoje latajuż miał.- Tak - Kwaśniewski mówił już tylko do siebie.- No, to jajuż tu nic nie mam do roboty.Jak powiem o tym Bogusiowi, togo chyba krew zaleje.- Ojojoj - Grzegorz jak przesądna baba powstrzymał Kwa-śniewskiego.- Lepiej niech się już krew nie leje.Kwaśniewski spojrzał na niego zdziwiony, ale niczego chybanie pojął, bo machnął ręką na pożegnanie, wsiadł do swojego przeciwpożarowca i piszcząc oponami, zawrócił w kierunkuWarszawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]