[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzież on siępodział.?Florence otwarła szufladę biurka, jakby tam właśniespodziewała się odnalezć zagubionego policjanta, postukałapalcem w blat, zdjęła i przetarła okulary.Nie wiadomo,co miała zamiar zrobić dalej, bo ktoś cichutko zastukał dodrzwi. O, to właśnie on! ucieszyła się Florence.Poznajcie się.Vanessa starannie obejrzała młodzieńca.Ten z koleiobejrzał ją.No cóż, egzemplarz nie był taki zły.Trochę więcej niżśredniego wzrostu, rudawy, znaków szczególnych brak,twarz miał nieco bez wyrazu. Vanessa Lee przedstawiła się Van. Dla przyjaciółpo prostu Van.443 Michael Shepard Jackson odpowiedział jej nowypartner. Lub po prostu Mike, ale lepiej Shep tak mi siębardziej podoba. Nie jestem z nim w żaden sposób spokrewniony pospiesznie dodał Shep, uśmiechając się szeroko. Poprostu zbieżność nazwisk. To co, poznaliście się? zapytała znudzona Florence. W takim razie proszę przystąpić do pełnieniaobowiązków.Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Shep rzekłz niepokojem: Jestem w San Francisco dopiero trzeci dzień,w ogóle to.%7łonie zaproponowali nową pracę i awans,więc się przeprowadziliśmy.Przedtem służyłem w Detroit,co prawda niedługo, bo tylko pół roku.Tak więcz doświadczeniem u mnie krucho przyznał się szczerze. Jesteś żonaty? zdziwiła się Van.Wydawało jej się,że Shep jest na to zdecydowanie za młody. Dopiero kilka lat. wzruszył ramionami. A ty oddawna tu jesteś? Urodziłam się tu.A niech to diabli, co znowu?Ostatnie zdanie wykrzyknęła, bo coś dziwnego działosię w jej kieszeni.Coś tam szurało jak rozzłoszczonykociak, dygotało.dobrze chociaż, że nie drapało.Okazało się, że to puderniczka zmieniona przez Kreolaw wideofon.Vanessa otworzyła ją i na gładkiejpowierzchni lustra pojawiła się twarz maga. Gdzie się podziewałaś? zapytał. Wywołuję cię jużod dziesięciu minut! A niech mnie! zachwycił się Shep, zaglądając jejprzez ramię. Kapitalna rzecz! Co to, telefon z kamerą?,! Mniej więcej.Po co dzwonisz?444 Tak po prostu.A kto to stoi obok ciebie? Kreolzmarszczył brwi. Mój partner.A co? Jesteś zazdrosny? kokieteryjniemrugnęła Van. I co jeszcze?! prychnął mag, wyłączając się.Obrażona Vanessa pociągnęła nosem, chowającpuderniczkę do kieszeni.Jak zwykle, wycisnąć z Kreolajakieś ciepłe słowo było niezwykle trudno. To twój. Shep szukał odpowiedniego słowa. Coś w tym rodzaju zgodziła się Van. Dobrze,idziemy, pokażę ci naszą komendę.A potem pójdziemy napróbny patrol.Po drodze Vanessa niezgrabnie przeprosiła, wpadła dotoalety i natychmiast wyciągnęła puderniczkę. Po co dzwoniłeś? wyszeptała, gdy tylko twarzKreola pojawiła się w lusterku. Możesz przyjąć, że po nic burknął obrażony mag.Sam Kreol do nawiązania kontaktu nie korzystał z żadnychartefaktów, więc w lusterku odbijała się tylko i wyłączniejego twarz jakby płynęła samotnie w ciemnym kosmosie. A ty po co dzwonisz? Zapytać, po co ty dzwoniłeś odparłazdezorientowana Vanessa. Tfu, całkiem mnie skołowałeś.No więc? Niepokoiłem się niechętnie burknął Kreol,spuszczając oczy. O mnie?! zachwyciła się dziewczyna. Oj, Kreolu,jakie to miłe. Nie ma w tym nic miłego! wybuchnął mag.Jesteś moją uczennicą, jestem twoim nauczycielem, więcsię niepokoję.Co w tym dziwnego?!Van uśmiechnęła się skromnie.Kreol zawstydził się445jeszcze bardziej. A w ogóle, dlaczego mówisz dzwoniłeś spróbował zmienić temat. Nie widzę żadnychdzwoneczków. Tak się mówi zbagatelizowała Van. Co porabiasz? Podlewam kwiaty.Obok stoi twój ojciec, przekazaćmu coś? Nooo.Zawołaj go, sama z nim porozmawiam. Uczennico. Kreol uśmiechnął się z wyższością.Jak mam go zawołać, jeśli nie włada magią? Nie matakiego artefaktu zrobiłem tylko jeden.Możeszrozmawiać tylko ze mną. Szkoda.No dobrze, słuchaj, muszę już lecieć, jak bynie było jestem w pracy.I w ogóle nie naruszajkonspiracji! Umówmy się, że będziesz dzwonił tylkowtedy, gdy będziesz miał coś naprawdę ważnego dopowiedzenia, okej? No to świetnie, na razie!Kreol chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył Vanessa zatrzasnęła wieczko. Ej, Van, wez trzeci radiowóz i pędz pod ten adres;mamy morderstwo! wesoło zawołał do niej dyżurny. Masz ci los, właśnie chciałam pokazać partnerowikomendę. powiedziała rozczarowana Vanessa. Nic się nie stało, potem zobaczymy wzruszyłramionami Shep. Co, Van, rozleniwiłaś się? Dyżurny chytrze zmrużyłoczy. W kurorcie pewnie lepiej niż w pracy, co? No cóż,przyzwyczajaj się, przyzwyczajaj.Vanessa spojrzała na niego złym wzrokiem.Miał naimię Lester, nie znosiła go.Kiedyś próbował ją podrywać,ale szybko zorientował się, że nic z tego nie będzie i dał446sobie spokój.Ale wzajemna niechęć została, chociażzazwyczaj nie przekraczali przyjętych norm. Dawaj no to. Wyrwała Lesterowi kartkę z adresem,obrzucając go na pożegnanie pełnym pogardy spojrzeniem. Jedziemy, Shep. Jak chcesz, ty tu jesteś szefem. Shep uśmiechnął sięblado.Uspokojona Vanessa westchnęła z zadowoleniem,sadowiąc się za kierownicą policyjnego samochodu.Lubiłaswoją toyotę, ale wozy policyjne przewyższały ten modelpod każdym względem.Szkoda, że nie można mieć ich nawłasność.Po dziesięciu minutach byli na miejscu.Zabójstwadokonano w domu czynszowym, w jednymz odnajmowanych mieszkań.Praca szła tam już pełną parą starannie oglądano ciało i miejsce zbrodni, specjaliści odmedycyny sądowej próbowali z grubsza określić czasśmierci. Co my tu mamy? rzeczowo zapytała Vanessa.Shep,jako młodszy w patrolu, posłusznie trzymał się z tyłu,bacznie przyglądając się zabitemu. O, Van, wróciłaś? uśmiechnął się ekspert. Jakodpoczęłaś? Nie odchodz od tematu, Lucas. Mężczyzna, biały, wiek czterdzieści dziewięć lat wyrecytował Lucas monotonnie. Nazwisko: CarloToscani, włoski imigrant.Rozwiedziony, dwoje dzieci,mieszkają z matką.Zabity strzałem w pierś.Kula przeszłana wylot, przeszyła lewe płuco i serce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]