[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mateusza.Od tej pory szczęście i element zaskoczenia sprzyjały im jak nigdy dotąd.Starli się zlicznym lecz zdezorganizowanym i pozbawionym chęci do walki oddziałem wroga i wmgnieniu oka go rozproszyli.Zwycięstwo jest w zasięgu dłoni, pomyślał Esko.Mamy wolęwalki, upór i doskonały plan.Biegli, strzelając do wszystkiego, co wydało im się podejrzane, oraz do okien, niezależnieod tego, czy widzieli w nich kogoś, czy nie.Na rogu ulic Kuninkaankatu iPuuvillatehtaankatu Selin wystrzelił trzy race, aby pozostała część armii wiedziała, że zbliżająsię do wyznaczonego celu.Kiedy na tle nieba rozsypały się czerwone i zielone gwiazdki, zzazakrętu wyskoczyły zaprzężone w jednego konia niewielkie sanie.Siedział w nich ubrany wrosyjski mundur oficer Czerwonych, tęgi mężczyzna o czerwonej twarzy i połamanych,spróchniałych zębach. Dokąd biegniecie?! zawołał wysokim głosem. Wracajcie na drugą stronę mostu, tamtoczy się walka! Ilu ludzi strzeże kościoła? zapytał Selin. Salmela powiedział mi, że potrzebne imposiłki. Na zewnątrz stoi pięciu, to zupełnie wystarczy.Biali nie atakują kościoła powiedziałoficer i w tej samej chwili jego twarz przybrała odcień kredy na widok szerokiego uśmiechuSelina. Cholera ciężka& wymamrotał.Ledwo zdążył ze strachu zamknąć usta, kiedy Holm wysunął się naprzód i strzelił mu wszyję.Koń zarżał przerazliwie i poniósł, wlokąc sanki ze zwisającymi zwłokami oficera,którego głowa obijała się o bruk jak piłka.Ostrożnie przemknęli przez ulicę Nasijarvenkatu, ponieważ brodaty mężczyzna ostrzegłich, że na jednym z pięter budynku mieszkalnego może znajdować się stanowisko karabinumaszynowego.W pewnej chwili okno na trzecim piętrze otworzyło się i stanęła w nim starakobieta. Walczcie! krzyknęła. Odeprzyjcie tych białych bandytów!Holm uciszył ją jednym celnym strzałem.Zza rogu wybiegła kilkunastoletnia dziewczynaz wiatrówką w ręku.Esko wyrwał jej broń z ręki, zanim Holm zdążył ją zauważyć. Gdzie mam iść? zapytała ze łzami w głosie. Wracaj do domu.Serce biło mu szybko, dopóki nie zniknęła.Była drugim dzieckiem, które uratował wciągu tej długiej nocy.Na końcu ulicy znalezli kościół, ciężką, przycupniętą przy ziemi bryłę z kamienia, zestrzelistą wieżą i oszronioną kopułą.Przed kościołem rozciągał się wybrukowany plac, niechroniony ani przez ogrodzenie, ani przez działa.Selin ponownie podzielił kompanię na trzy grupy.Wpadli na plac z trzech stron.Esko iKlaus znajdowali się w grupie Selina, która zaatakowała od frontu.Z krzykiem ruszyligęsiego ku drzwiom kościoła.Z lufy pistoletu Selina dwukrotnie błysnął ogień, kiedyzastrzelił dwóch strażników, którzy nawet nie zdążyli podnieść ciężkich karabinów.Drzwiotworzyły się z hukiem i na zewnątrz wybiegł jakiś mężczyzna.Usiłował wskoczyć nauwiązanego do żelaznego słupa konia, lecz Selin położył go jedną kulą.Strzały wywabiły zwnętrza kościoła jeszcze czterech czy pięciu Czerwonych, którzy równie szybko zawrócili dośrodka, zostawiając otwarte drzwi.Kolejny wyskoczył z okna, szybko podniósł się i pobiegłprzed siebie, utykając na jedną nogę.Holm strzelił mu w plecy.Między kolumnami u wejścia, gdzie kamienne płyty usłane były słomą, Esko i Klausdostrzegli jeszcze dziewięciu lub dziesięciu Czerwonych, którzy wbiegali właśnie na szerokieschody, prowadzące na dzwonnicę.Przyjaciele wymienili szybkie spojrzenie.Klaus przez chwilę z namysłem przygryzałwąsa, potem zaś ruszył biegiem po schodach.Esko był tuż za nim.Bezpiecznie dotarli napółpiętro i Esko już sięgał po granat, aby rzucić go za załom kamiennej klatki schodowej,kiedy nagle ujrzał wysuwający się bagnet z zatkniętą białą koszulą.Czerwoni powoli zeszli po schodach.Wszyscy ubrani byli w niepodopinane, rozchełstanerosyjskie mundury, we włosach mieli kawałki słomy i wyglądali na przestraszonych izniechęconych do dalszej walki.Już po wszystkim, pomyślał Esko, patrząc w przegrane twarze wrogów.Zwyciężyliśmy.Był podniecony, szczęśliwy i bardzo spragniony.Usiadł na podłodze i napił się z manierki.Była piąta rano i na dworze nadal panowały ciemności.Atak trwał zaledwie dwie godziny.11%7łołnierze czuli, że zrobili, co do nich należało, spokojnie palili więc papierosy irozmawiali.Esko postanowił obejrzeć kościół.Promień światła, bijący z jego latarki,wydobywał z mroku witraże, ławki z ciemnego dębu, kawały potrzaskanego kamienia ipogrążony w cieniu krzyż w odległym końcu nawy.Na ścianach znajdowały się piękne, pomistrzowsku wykonane freski przedstawiające sceny biblijne Ewę z jabłkiem, Abrahama znożem wzniesionym nad gardłem Izaaka, Chrystusa rzucającego chleb na wodę.Jakiśżartowniś nagryzmolił coś na jednym z malowideł, druga ściana wymazana byłaekskrementami.W środkowej nawie stało dwóch pogrążonych w modlitwie mężczyzn z pochylonymigłowami.Trzeci oddawał mocz do dziury w podłodze, którą musiał wyrwać pociskartyleryjski.Niektórzy żołnierze nie mogli przestać gadać, ich usta otwierały się i zamykałybez chwili przerwy.Nie wiedzieli, co mówią, lecz wyrzucanie z siebie słów przynosiło imwyrazną ulgę.Byli szczęśliwi, że żyją i zadowoleni, że nie muszą się już bać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]