[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znieg przy zamieci drobniutki, suchy, a zaspy wyrastają twarde jaksprasowane, właśnie przez pokryte taką zaspą druty uciekali.Co prawda niedaleko.Jak się tak zastanowić, to nie ma z zamieci \adnej korzyści.Siedzą zeki zamknięci wbarakach - węgla na czas nie będzie, ciepło z baraku wywieje, mąki do łagru nie dowiozą, tochleba nie ma, patrzeć, a tu i w kuchni rady sobie nie dają.I obojętne jak długo trwa zamieć,trzy dni czy tydzień, zaliczają te dni jako wolne i tyle\ niedziel pod rząd wyganiają do roboty. A mimo wszystko zeki lubią zamieć, modlą się o nią.Jak tylko się zerwie mocniejszywiatr, wszyscy zadzierają głowy:- Ech, \eby tak jeszcze dowód rzeczowy! - To znaczy śnieg.Bo z tego śniegu, co go wiatr z ziemi poderwie, nigdy nie wykluje się porządnazamieć.Któryś poszedł grzać się przy piecu trzydziestej ósmej, szurnęli go stamtąd.Wszedł do hali Tiurin.Ponury był.Zrozumiała brygada - trzeba będzie coś robić, i toszybko.- Ta-ak - rozejrzał się Tiurin.- No jak, sto czwarta, wszyscy są?Nie sprawdzając, bez liczenia, bo w jego brygadzie nikt nigdzie nie mógł odejść,Tiurin szybko zaczął rozdzielać pracę.Estończyków i Klewszina posłał z Hopczykiem, \ebywzięli stojącą opodal skrzynię do rozrabiania zaprawy i zanieśli ją na budowęelektrociepłowni.Więc wyjaśniło się, \e brygada przechodzi na nie dobudowaną, opuszczonąod póznej jesieni elektrociepłownię.Dwu innych posłał Tiurin do narzędziowni, gdzie Pawłopobierał narzędzia.Czterech wyznaczył do odgarniania śniegu przy ciepłowni i przedwejściem do maszynowni, i w samej maszynowni, i na sztagach.Dwóm kazał napalić w piecuw maszynowni węglem i podprowadzić gdzieś deski, narąbać.Jednemu kazał zwozić cementna sankach.Dwóm nosić wodę, dwóm piasek, a jeszcze jednemu zgarnąć śnieg z piasku irozbijać ten piasek łomem.Tylko Szuchowa i Kildigsa, najlepszych majstrów w brygadzie, do niczego niewyznaczył.Zawołał ich i powiedział:- Otó\ co, chłopcy! - Nie był starszy od nich, ale takie przyzwyczajenie miał: chłopcy- od obiadu będziecie stawiali ścianę z pustaków \u\lowych na pierwszym piętrze,tam gdzie przerwała jesienią szósta brygada.A teraz trzeba ocieplić maszynownię.Przedewszystkim zabić czymś te trzy wielkie okna.Dam wam jeszcze ludzi do pomocy, tylkowpierw pomyślcie, jak to zrobić.W maszynowni będziemy mieszali zaprawę, będziemy sięgrzali.Nie ocieplimy, to pomarzniemy jak te psy, jasne?Mo\e by powiedział coś jeszcze, ale przybiegł do niego Hopczyk, szesnastoletnichłopak, ró\owiutki jak prosiaczek, na skargę, \e tamta brygada nie daje skrzyni do zaprawy,chcą bić.I Tiurin pobiegł tam.śeby, nie wiem jak cię\ko było zaczynać pracę w taki mróz, jakoś trzeba przez toprzejść, najwa\niejsze, \eby zacząć. Szuchow i Kildigs popatrzyli na siebie.Nie pierwszy raz pracowali razem i szanowalisię nawzajem - za ciesiołkę i za murarkę.Zdobyć na gołym śniegu coś do zabicia tych okienbyło niełatwo.Ale Kildigs powiedział:- Wania! Znam jedno takie miejsce, tam gdzie montują bloki, le\y niezła rolka papy.Sam ją schowałem.Kopniemy się?Kildigs, choć Aotysz, rosyjski zna jak własny - niedaleko od nich była wieśstarowierów, od maleńkości się uczył.A w łagrach Kildigs jest dopiero dwa lata, ale ju\wszystko wie: czego sam nie wezmiesz, tego nie wyprosisz.Na imię ma Jan, ale Szuchow te\ go woła  Wania.Zdecydowali iść po papę.Tylko jeszcze przedtem Szuchow pobiegł na budowęwarsztatów samochodowych, \eby zabrać swoją kielnię.Kielnia to dla murarza wa\na rzecz,musi dobrze le\eć w ręku i być lekka.Ale na ka\dym obiekcie taki porządek - wszystkienarzędzia rano się pobiera, a wieczorem się zdaje.I na co trafisz następnego dnia, to ju\zale\y od szczęścia.Ale raz Szuchow oszwabił magazyniera i podłapał najlepszą kielnię.Iteraz co wieczór chowa ją w inne miejsce, a rano, jeśli mają murować, wyciąga.Pewnie, \egdyby dziś pognali sto czwartą na Socgorodok, to Szuchow znowu by został bez kielni.A takto odwalił kamień, wsadził palce w szparę - i kielnia jest.Szuchow i Kildigs wyszli z warsztatów samochodowych i poszli tam, gdzie le\ałybaraki.Przy ka\dym oddechu z ust wylatywały kłęby pary.Słońce ju\ wzeszło, ale nie miałopromieni, jak we mgle, a z boków słońca widniało coś niby słupy.- Słupy? - wskazał głową Szuchow.- Nam słupy nie przeszkadzają - Kildigs machnął ręka, roześmiał się - byle tylko odsłupa do słupa kolczastego drutu nie przeciągnęli, to jest wa\ne.U Kildigsa co słowo to \art.Za to go lubi cała brygada.A jak go szanują Aotysze zcałego łagru! No, co prawda od\ywia się Kildigs prawidłowo, dwie paczki co miesiąc,rumiany, jakby w ogóle nie siedział w łagrze.Takiemu, rzecz jasna, \arty w głowie.Zona ich obiektu jest ogromna - zanim przejdziesz całą, to ho-ho! Trafili po drodze nachłopaków z osiemdziesiątej drugiej brygady, znowu im kazano wyrąbywać doły.Nawetniedu\e, pięćdziesiąt na pięćdziesiąt centymetrów i te\ pół metra w głąb, ale ta ziemia i latemjest jak kamień, a teraz jeszcze ścięta mrozem - spróbuj ugryzć.Kują ją kilofami, ześlizgujesię kilof, tylko iskry się sypią, a ziemia jak stal.Stoją chłopaki, ka\dy nad swoim dołkiem,popatrzą przed siebie - grzać się nie ma gdzie, a odejść nie wolno - i znowu za kilof.Od kuciaprzynajmniej cieplej.Spostrzegł wśród nich Szuchow znajomego, spod Wiatki, poradził mu: - Rozpalcie ognisko nad ka\dym dołkiem, kopacze.Odtajałaby ziemia.- Nie pozwalają - westchnął znajomek spod Wiatki.- Drzewa nie dają.- Trzeba samemu znalezć.A Kildigs tylko splunął.- No, sam powiedz, Wania, gdyby naczalstwo miało rozum, czyby postawiło ludzi,\eby na taki mróz kilofami ziemię dłubali?Zaklął jeszcze Kildigs raz i drugi i zamilkł, na mrozie się nie rozgadasz.Szli dalej, a\przyszli na to miejsce, w którym, pogrzebane pod śniegiem, le\ały elementy domów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl