[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał do pomocy II Sekretarza, kierowników wydziałów Agit-Prop i K.O., wiernyaktyw, który na wszystkich szczeblach mu podlegał.Dla zarządu uczelnianego dyrektywa ISekretarza KU PZPR stanowiła rozkaz.Dopiero teraz przekonałem się o potędze tej zjednoczonej organizacji zaprowadzającej - podskrótem ZMP - nowy ład.Sprawowała prawdziwy rząd dusz.Wszyscy do niej nale\eliśmy.Niezrzeszeni kryli się po kątach.A i to dopadano ich: - Mo\e kolega by się zdeklarował? -mówiono.- Kolektyw roku bardzo na was liczy.Jako jednostka odstajecie od nas i na pewnoczujecie się zagubieni.Taki skrajny indywidualizm zle słu\y naszej sprawie.Nie sądzicie? -Sądzę - odpowiadał zaczepiony, ale myślę, \e chyba nie dorosłem jeszcze do organizacji, anie chciałbym was zawieść.Potrzeba mi czasu.- To pracujcie nad sobą, kolego, ipodciągajcie się.A my wam w tym pomo\emy.Mo\ecie na nas liczyć.- Dziękuję, kolego.-Tak odpowiadali najbardziej niepokorni.Reszta, jak ja, wykazywała się przynale\nością.Nasz rok składał się w większości z absolwentów USP.Był to skrót nazwyUniwersyteckiego Studium Przygotowawczego, takiego, jakie na Politechnice prowadził JanGad.Wszyscy uespowcy mieszkali w bezpłatnym akademiku na Grenadierów i otrzymywalistypendia.Był to dla nich wielki awans.Nie musieli chodzić na dwór do wychodka i myć sięw balii.Mieli łazienki, ubikacje, ciepłą wodę, światło, gaz.W pokojach grzały kaloryfery iju\ nie rąbali drew na opał.Le\eli na łó\kach, słuchając z kołchoznika wesołych pieśnipuszczanych przez radiowęzeł.W kantynach i stołówkach posiłki były za bezcen.Absolwenci USP na Politechnice musieli znać przynajmniej tabliczkę mno\enia - u nas, napolonistyce, starczała znajomość czterech zasad dialektyki.Sumą tej wiedzy był Krótki kursWszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików, w skrócie WKP(b).Ta szaraksią\ka pióra Józefa Stalina była Biblią mego pokolenia, a jej teza, \e wolność jestograniczoną koniecznością", pierwszym przykazaniem.Poniewa\ świat dzielił się na materię iducha, czyli bazę i nadbudowę, i byt określał świadomość, z grubsza biorąc, w praktycezaciąg nowych humanistów odbywał się zgodnie z hasłem: Nie matura, lecz chęć szczerazrobi z ciebie oficera"*.* To hasło rzucił od kawiarnianego stolika Janusz Minkiewicz, jeden z największychnaszych satyryków, któremu ta nowa rzeczywistość skracała \ycie.Swoimi \artami się jejodgryzał.348Najstarszym na naszym roku był Józef Smyl, który miał a\ trzydzieści dwa lata i był wwieku Kazia Dębnickiego, Henryka Hollanda, Majki Szuleckiej i Witka Adelberga.Przyszedłpo sześciu klasach szkoły powszechnej i dwóch latach USP.Pochodził z zapadłej wsi.Podczas okupacji słu\ył we dworze.Był nocnym stró\em.A tak\e karmił sforę myśliwskichpsów dziedzica.Jakie miał luki w podstawowej wiedzy humanistycznej, pojąłem, gdy Józek,usłyszawszy, \e rozmawiam z Andrzejem Jareckim o Stendhalu, podszedł do nas i spytał:-Kto to jest?- Pisarz francuski.Bardzo sławny - odrzekliśmy.- Yhm.To znaczy, będzie w spisie lektury.Profesor Zofia Szmydtowa na wykładach z literatury powszechnej nie doszła jeszcze doStendhala i Józek go nie znał.Ale chciał znać.Był najpracowitszym studentem na roku.Miałzłote serce.Zawsze dzielił się kanapką i jabłkiem z kimś, kto nie zdą\ył zjeść śniadania.Odczytania popsuł mu się wzrok, więc chodził w drucianych okularkach.Na przerwach notowałi uczył się.Wiedząc, \e swego wiejskiego dzieciństwa nie przeskoczy, za radą profesoraDoroszewskiego wybrał dialektologię, której z czasem stał się cenionym znawcą.Jako doktorhabilitowany przez wiele lat wykładał na polonistyce.I właśnie jego autorytet i wiarę w nową rzeczywistość wykorzystywano na zebraniach.Kiedy prelegent chciał ukazać w całej glorii postęp na wsi, wzywał Józka, aby powiedział, jakbyło za sanacji.I Józek opowiadał, jak jadł lebiodę na przednówku, a po \niwach zbierał napańskich polach kłoski, jak mełł ziarno w \arnach i piekł na kuchennej blasze podpłomyki,największy przysmak.Wierzyłem mu, bo sam tak robiłem w Wodzisławiu.Kiedy mówił: -Przed wojną sześcioro nas jadło z jednej miski, nafty nie było, dzieliliśmy zapałki na czworo -był wiarygodny.A wołając: - Czyja mogłem kiedykolwiek marzyć, \e znajdę się wśród was,koledzy?! - wręcz wzruszający
[ Pobierz całość w formacie PDF ]