[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak ja cię nie zabiłem.Jeszcze nie.- To jest śledztwo, Roarke.Nie zgrywaj przede mną cwaniaczka.- Cwaniaczka? - Zaskoczył ich oboje, rzucając kieliszkiem w ścianę.Szkło rozprysło sięna drobne kawałeczki.Whisky spływała ciemną strugą po białej powierzchni.- Wdzieraszsię tutaj siłą, bez ostrzeżenia, bez zaproszenia, i oczekujesz, że będę ci służył jak piesek,gdy ty będziesz mnie przesłuchiwać? Wypytujesz mnie o Yvonne, kobietę, która wieledla mnie znaczyła, i spodziewasz się, że z radością będę ci o niej opowiadał, podczas gdyty wyobrażasz sobie, jak leżę z nią z łóżku.Eve widziała już podobne wybuchy gniewu z jego strony.Zwykle wolała je od chłodnej,wystudiowanej obojętności.Jednak w tej chwili jej nerwy rozprysły się wraz z kieliszkiemwhisky.- To nie jest przesłuchanie i nie jest to też sprawa osobista.Zbieram tylko użyteczneinformacje.Wykonuję swoją pracę.- To nie ma nic wspólnego z twoją pracą, oboje doskonale o tym wiemy.Jeśli choć przezchwilę wierzyłaś, że mogłem mieć jakiś związek ze śmiercią tych kobiet, to popełniłemjeszcze większy błąd, niż dotąd przypuszczałem.Jeśli chcesz mnie dręczyć, poruczniku,rób to w swoim prywatnym czasie, a nie w moim.- Roarke podniósł z biurka dyktafon irzucił go Eve.-Następnym razem przynieś nakaz.- Próbuję cię całkowicie wyeliminować.- Nie zrobiłaś tego jeszcze? - Przeszedł na drugą stronę biurka i ze znużeniem usiadł nakrześle.- Idz sobie.Mam tego dość.98Eve odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi, choć każdy krok sprawiał jej fizyczny niemalból.Serce waliło jej młotem, nie mogła złapać oddechu, bała się, że lada moment ugną siępod nią kolana i runie na ziemię.Tymczasem Roarke przeklinał w duchu swą głupotę, agdy Eve dochodziła już do drzwi, zablokował zamki.Do diabła, nie pozwoli jej tak odejść.Otwierał właśnie usta, by przemówić, kiedy Eve odwróciła się ponownie, nie dotknąwszynawet drzwi.Na jej twarzy malowała się wściekłość.- Dobra.Cholera, niech ci będzie, wygrałeś.Jestem w dołku.Czy tego właśnie chcesz?Nie mogę spać, nie mogę jeść.Czuję się tak, jakby coś we mnie pękło, nie mogęnormalnie pracować.Zadowolony?Roarke czuł, jak powoli spływa nań ogromna ulga.- A powinienem być?- Jestem tutaj, prawda? Jestem tu, bo nie mogłam już dłużej trzymać się z dala.-Zamykając dłoń na naszyjniku ukrytym pod koszulą, podeszła do niego.- Noszę tębłyskotkę.Spojrzał na diament, który wyciągała w jego stronę.Kamień wypełniony był tajemniczym,purpurowym blaskiem.- Mówiłem już, że ci pasuje.- Co ty tam wiesz.- mruknęła i odwróciła głowę.- Czuję się w tym jak idiotka.Cała tasytuacja sprawia, że czuję się jak idiotka.No i dobrze, będę idiotką.Wprowadzę się tutaj.Będę tolerować tego robota, którego nazywasz lokajem.Będę nosiła diamenty.- GłosEve załamał się nagle.Zakryła twarz dłońmi, bezskutecznie tłumiąc szloch.- Dłużej tegonie zniosę.- Proszę, nie płacz.Na miłość boską, nie płacz.- Jestem zmęczona.- Eve objęła się ramionami i kołysała na piętach.- Jestem zmęczona,to wszystko.- Zwyzywaj mnie.- Roarke wstał z miejsca, wstrząśnięty i nieco przerażony tym nagłymwybuchem płaczu.- Rzuć czymś.Uderz mnie.Wyrwała się gwałtownie, kiedy próbował ją objąć.- Nie.Muszę być sama, kiedy robię z siebie idiotkę.Nie zważając na jej prośby, przygarnął ją mocniej do siebie.Znów próbowała się wyrwać,ale tym razem nie pozwolił jej na to.Potem, zrozpaczona, objęła go, przywarła do niego zcałych sił.- Nie odchodz - szeptała, wtulając twarz w jego ramię.- Nie odchodz.- Nigdzie nie odchodzę.- Delikatnie gładził ją po plecach, kołysał jej głowę.Czy jest cośbardziej zdumiewającego i bardziej przerażającego dla mężczyzny, zastanawiał się wmyślach, niż silna kobieta we łzach? - Jestem tutaj przez cały czas.Kocham cię, Eve,kochani cię tak mocno, że trudno mi to znieść.99- Potrzebuję cię.Nie zmienię tego.Nie chcę zmieniać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]