[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Litery ułożą sięw wyrazy i w ten sposób duch do nas przemówi.Panna Wierzchem z ironicznym grymasem na swojej ładnej twarzy otworzyłaszeroko drzwi kuchennej szafki. Talerzy jest tu sporo.Może być nawet waza albo półmisek. Wystarczy zwykły, płaski talerz panna Marysia wyjęła talerzyk z szaf-ki. A teraz poszukajmy odpowiedniego pokoju.Lekceważąco machnąłem ręką. Ten dwór jest pełen duchów.Po kilkanaście zjaw gniezdzi się w każdympomieszczeniu. Przypominam o świecy zaznaczyła panna Marysia. Zwiatło elek-tryczne odstręcza duchy.Wolą blask świecy.Panna Wierzchoń zachichotała cichutko, wyciągając z kredensu woskowąświecę, również pozostałość po gospodarstwie Czerskiego.92 Jak to wspaniale, że pani zna upodobania duchów.Czy pozwolicie jednak,że ja nie będę brała udziału w tej imprezie? To niemożliwe! zawołała panna Marysia. Seans się nie uda.Musząwziąć w nim udział co najmniej cztery osoby. Tak jest, koleżanko zgromiłem surowo pannę Wierzchoń. Musi paniwziąć udział w seansie. Z przedstawienia teatralnego, panie kustoszu, to mnie pan wyciągnął w po-łowie.I powiedział pan, że jest to polecenie zwierzchnika.Czy teraz równieżotrzymuję od pana polecenie wzięcia udziału w seansie spirytystycznym? Tak. Czy nie sądzi pan, że mogę to wykorzystać przeciw panu? Ciekawa je-stem, co by powiedział dyrektor Marczak, gdyby usłyszał, że zmusza nas pan dowywoływania duchów? Pani pragnie objąć moje stanowisko? zapytałem. Uprzejmie zawiada-miam, że skargi i zażalenia przyjmuję w poniedziałki, w godzinach od jedenastejdo trzynastej.Nagle Marysi wypadł talerzyk z rąk i rozprysnął się na podłodze.Równieżpannie Wierzchoń świeca wyleciała z dłoni. O Boże, ratunku! krzyknęła rozpaczliwie i wskoczyła na kuchenny stół,między pozostawione tam kubki i talerze. Oooooo! zapiszczała panna Marysia i poszła za jej przykładem.Stół zachwiał się, one zachybotały na nim i podniosły jeszcze głośniejszywrzask.Bigos wskazał mi palcem puste miejsce między szafką a piecem: siedziałatam mała, szara myszka i nie zwracając uwagi na wrzaski pań, zajadała kruszynkęchleba. Mysz, mysz.mysz! piszczała panna Marysia. O Boże, wypędzcie to zwierzę! wołała panna Wierzchoń.Zrobiłem oko do Bigosa i powiedziałem z udanym zdumieniem: Nie widzę żadnej myszy.Gdzie ona jest? Tam.tam.tam. Tam siedzi ten potwór.Zrobiliśmy z Bigosem zdziwione miny. Mysz? pokręcił głową Bigos. To nieprawdopodobne.Pan kustosz takgospodaruje, że wszystkie myszy wyniosły się ze dworu z obawy przed śmierciągłodową. Nie udawajcie! Wyproście to zwierzę! zawołała panna Wierzchoń z wy-sokości stołu i wskazała palcem myszkę, skubiącą spokojnie okruch chleba.A my udawaliśmy wciąż, że myszy nie widzimy.93 Kolego Bigos powiedziałem biorę pana na świadka, że panna Wierz-choń w godzinach wieczornych obrażała naszą moralność tańcząc na stole ku-chennym.Bigos podrapał się w głowę. Nie wiem, czy to można nazwać tańcem, panie kustoszu.Pewne jest jednak,że weszła na stół i pozostawała tam w dziwacznych pozach. Czyn taki dodałem jest bardzo zastanawiający, jeśli się wezmie poduwagę, że koleżanka Wierzchoń jest młodym pracownikiem naukowym.Nagle stół się przechylił.Panna Marysia wylądowała w ramionach kolegi Bi-gosa, a ja chwyciłem w locie pannę Wierzchoń i uratowałem ją przed upadkiem napodłogę.Spłoszona rumorem mysz czmychnęła w jakiś kąt i przepadła bez śladu. Jesteście obrzydliwi stwierdziła panna Wierzchoń, uwalniając się z mo-ich objęć. Gdybym wiedziała, że w tym dworze są myszy, przenigdy nie przy-jęłabym tu posady.Uważam, że do pana obowiązków, panie kustoszu, należy wy-trucie tych potworów. Mówiła pani o jednej. Na pewno są tu ich tysiące.A pan powinien przeprowadzić dera-ty.fikację. De-ra-ty-za-cję poprawiłem ją.A potem bezradnie rozłożyłem ręce: Nie mogę walczyć ze wszystkim.Na początek będziemy zwalczać zjawy,a potem wezmiemy się za myszy.Walkę z myszami musi poprzedzić specjalnanarada. Po co? Nie wiem, po co.Ale z praktyki życia codziennego wynika, że każdą akcjępowinna poprzedzać narada aktywu, a wy jesteście moim aktywem.Na buzi panny Wierzchoń malowała się niekłamana trwoga. Kiedy ja.panie kustoszu.naprawdę boję się myszy.Budzą we mniestraszny wstręt.Panna Marysia okazała większy hart ducha, ale znajdowała się w znacznielepszej sytuacji. O ile wiem powiedziała w naszym domu wczasowym nie ma myszy.Klasnąłem w ręce. Spokój, panienki.Zjawy są grozniejsze.Proponuję krótką naradę na temat:z jakim duchem będziemy się kontaktować.%7łeby potem nie było nieporozumień.O ile się znam na sprawie, duchy nie lubią kłótni.Panna Marysia spojrzała na zegarek. Seansu chyba nie rozpoczniemy przed dziesiątą wieczorem.Mamy więcjeszcze trochę czasu.Im głębsza noc, tym chętniej zjawiają się duchy.Znowu zakomenderowałem: Proszę siadać.Rozpoczynamy naradę aktywu do walki ze zjawami.94Panna Wierzchem z obawą rozejrzała się po kuchni, poszukując myszy.Z cięż-kim westchnieniem przycupnęła na krześle, na wszelki wypadek jednak siadła napodwiniętych nogach. Proszę o ciszę oświadczyłem gromko. Panna Marysia, jako gość, mapierwsza głos.Jakiego ducha proponuje pani wywołać i jaki mu podać temat dorozmowy?Zastanawiała się dłuższą chwilę. Wydaje mi się, że najlepiej zrobimy wywołując miejscowego ducha.Zapy-tamy go po prostu, dlaczego upodobał sobie ten dwór i czemu straszy.Bigos był odmiennego zdania: Uważam, że korzystając z okazji, należałoby wywołać ducha Mozarta.Niechby on autorytatywnie wypowiedział się w sprawie mocnego uderzenia.Tyle złych opinii krąży po świecie na temat big-beatu, że jego głos mógłby roz-strzygnąć tę kwestię.Jestem pewien, że Mozart przekona pana kustosza do mojejgitary.Panna Wierzchoń nie miała w tej materii żadnego zdania.A ja przychyliłemsię do koncepcji panny Marysi i zdecydowany byłem zapoznać się z miejscowymduchem oraz przeprowadzić z nim rozmowę dotyczącą jego wizyt we dworze.I tak o godzinie dziesiątej wieczorem zakończyliśmy naradę.Zabraliśmyz kuchni karton z wyrysowanymi literami alfabetu, talerzyk oraz świecę i po-szliśmy do mojej kancelarii, którą panna Marysia uznała za najlepsze miejsce dlaodbycia spirytystycznego seansu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]