[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może za mną pobiegł.Porzuciłam go przecież najakiejś skale ze starą wariatką,kobietą medium i czymś w rodzaju wilkołaka.Wspaniała ze mnieopiekunka, nie ma co.Wsłuchiwałam się w kroki, dziwiąc się zarazem, jak to możliwe, żezdołałam w tak krótkim czasieodbiec tak daleko.To górskie zbocze było niebezpieczne, nawet gdybymschodziła po nim wolno iostrożnie.Cud, że nie spadłam w przepaść.Chwilę pózniej przekonałam się, kto ku mnie kroczył.Zobaczyłam Mary.Na małej polance piła wodętryskającą wąskim strumieniem ze zbocza.Była sama i w świetlepadających na jej siwe włosy promieniksiężyca wyglądała jak zjawa.Musiałam sobie przypomnieć, że znam tęstarą kobietę.Kiedy się zbliżałam, wyprostowała się.Po jej policzku ściekała woda.Przyczajona postaćprzypominała dzikie leśne zwierzę.W mroku nawet sweter i sukienkawyglądały inaczej, jakby Mary niemiała na sobie nic poza czernią nocy.Z pomarszczonych ust buchałasrebrna para.Ale zdawało się, żestaruszka nie czuje zimna.W pierwszej chwili pomyślałam, że trzyma nóż, ale okazało się, że to tylkozaostrzony na jednymkońcu kamień.Płytkie rany znaczyły żylaste ramiona.Wzrok miałarozgorączkowany, usta zaciśnięte wcienką, ostrą linijkę, białka oczu migotały jak śnieg.Krew ściekała z jejskóry na ziemię.- Mary - odezwałam się.- Znów go zawiodłam - szepnęła rozedrganym głosem.- Przez tozamroczenie.Pozwoliłam, żeby tosię stało.Znowu, znowu.- Nie - zaprzeczyłam stanowczo.- Nie mogłaś nic zrobić, żeby temuzapobiec.Kobieta skrzywiła się i uderzyła dłonią w czoło.Omal nie wybiła sobieoka kamieniem.Zrobiłamkolejny krok w jej stronę.Rozpacz deformowała staruszce twarz.%7łalzacisnął mi serce - żal nad nią i nadsobą.175- Zagubiony - wydyszała.- Nie mogę mu pomóc.Nie mogę pomóc, a onmnie potrzebuje.A to ciało.to ciało nie jest takie jak kiedyś.Nie jest.- Z wściekłością przesunęłaostrym końcem kamienia po ręce.-Takie.- znów się chlasnęła, a z ręki potoczyła się krew.- jak kiedyś.Nie pozwoliłam, by ponownie się zraniła.Złapałam dłoń trzymającąkamień.Spodziewałam się, żeMary go wypuści, ale ona zaczęła ze mną o niego walczyć.Używając całejsiły.I stwierdziłam, że ma jejzadziwiająco dużo i że jest zdumiewająco szybka.Machnęła nogami iwolną ręką, a ja, nie wiedząc jak ikiedy, znalazłam się na ziemi.Dek i Mai zaskoczeni skrzeknęli mi doucha.Przez chwilę oszołomiona leżałam na plecach, aż zobaczyłam, że Maryznowu przytyka ostry czubekkamienia do skóry.Chwyciłam ją za kostki i pociągnęłam.Nie tak, żebyzwalić kobietę z nóg, lecz na tylemocno, żeby się zachwiała.I gdy starała się odzyskać równowagę,błyskawicznie się podniosłam.Zee ireszta chłopców przyglądali się nam z cienia.Dałam im znak, żebytrzymali się z daleka, i znówspróbowałam odzyskać kamienny nóż.Mary z prędkością pioruna iwdziękiem baletnicy poderwała wgórę nogę, żeby kopnąć mnie w twarz.W oczach miała furię, siwe włosysterczały na wszystkie strony.Warczała, odsłaniając zęby.- Mary! - krzyknęłam, szamocząc się z nią zawzięcie.-Posłuchaj mnie!Coś wreszcie chyba do niej dotarło, bo przestała się szarpać - choć nadalbyła tak spięta, że nieśmiałam się rozluznić.Gapiłyśmy się na siebie, stojąc jedna przed drugą wbezruchu.Nagle oczy Maryzabłysły dziwnie, jakąś przerażającą wiedzą.- Grant - wychrypiała.- Jest w niebezpieczeństwie.- Tak - potwierdziłam.- Musimy go odszukać.Cała zakrwawiona spojrzała w niebo i zaczęła bezgłośnie poruszać ustami.Chciałam się od niejodsunąć, ale wtedy jej ręka wystrzeliła w moją stronę i chwyciła mniemocno za ramię.Naprężyłam sięgotowa do walki, jednak staruszka nie zamierzała się więcej ze mnązmagać.Patrzyła na gwiazdy, a jejtwarz ożywiała się szokująco.- Słyszę jego pieśń - wyszeptała i złapała mnie lepką od krwi ręką za kark.Nie widziałam jej oczu,stałyśmy zbyt blisko siebie, ale dokładnie słyszałam, co mówi: - KobietaGranta.Usta Zwiatła nigdy niedziałają w pojedynkę.- Nie rozumiem - powiedziałam zaintrygowana napięciem w głosie Mary.Wyczuwałam, że wie coś,co ja też powinnam wiedzieć.- Wyjaśnij mi, o co chodzi.- Jedno serce się wypala - wydyszała.- Dwa żyją.Te słowa zapadły we mnie jak zaklęcie.Dek i Mai ukryci głęboko wmoich włosach zaczęli nucić, aZee otarł mi się o nogę.Mary spojrzała na demona.Bez strachu.Nigdy niebała się chłopców.- Znalazłem ich - wycharczał Zee.176Stara kobieta odsłoniła zęby, raczej w uśmiechu, choć może to byłowarknięcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]