[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczułam nagłą chęćwyniesienia się stąd.Wyobraziłam sobie, że dzwonię do własnej audycji: Tak, cześć, jestem wilkołakiem iutknęłam w leśnej chacie z drugim wilkołakiem i łowcą."- Hej - powiedział w końcu Cormac.- Jak się czujesz?- Nie wiem - odparł Ben.- Po co ci ta strzelba?- Byłem na polowaniu.- I upolowałeś coś?- Tak.Mój głos był piskliwy od fałszywej wesołości.- To może wyciąłbyś nam od razu kilka steków i zjedlibyśmy kolację.- Taki miałem plan.Jeśli możesz zniżyć się do jedzenia mięsa, które wybrał ktoś inny - dodał.- Ach,i znalazłem jeszcze jeden taki gadżet.- Rzucił coś w moją stronę.44Zaskoczona, wyciągnęłam rękę.ale rozmyśliłam się i zrobiłam krok w tył.I dobrze, bo na podłodzezaklekotał kawałek kolczastego drutu.Był wygięty w kształt krzyża jak poprzedni, który wciąż leżał kołopiecyka.Kopnęłam ten nowy w kierunku pierwszego.Ben ruszył w stronę drzwi wejściowych, stąpając powoli, jakby na nowo uczył się chodzić.Cormac mógłby zmienić zdanie, pomyślałam z roztargnieniem.Trzymał strzelbę, miał okazję zabićBena.Wystarczyłoby, żeby ją uniósł i wypalił.Ben chyba tego nie zauważał albo nie sądził, żeby coś mugroziło.Albo po prostu miał to w nosie.Cała jego uwaga była skupiona na drzwiach i na tym, coznajdowało się za nimi.Cormac przepuścił go i Ben wyszedł na werandę.Poszłam za nim.Zapatrzył się na jelenia.Po prostu wpatrywał się w niego, ściskając koc wokół siebie i trzęsąc się, jakbymu było zimno, chociaż moim zdaniem mróz nie był aż tak ostry.- Czuję go - powiedział.- Czułem aż z sypialni.I ładnie pachnie.Nie powinien, ale pachnie.Zwieża krew rozlana na ziemi, gorąca i gęsta, sącząca się ze stygnącego mięsa i chrupiących, pełnychszpiku kości - doskonale wiedziałam, o czym mówi.Zlinka by mi ciekła, gdybym nie była takazdenerwowana.- To dlatego, że jesteś głodny - wyjaśniłam łagodnie.- Mógłbym go zjeść od razu, prawda? Gdybym chciał, mógłbym go zjeść na surowo, ze skórą iwszystkim.- Wejdz do środka, Ben.Proszę cię.Cormac się tym zajmie.Ben stał tak sprężony, tak sztywny, że bałam się go dotknąć, żeby nie pękł - dosłownie i w przenośni.Mógłby się na mnie rzucić.Budziło się w nim coś zwierzęcego, czaiło się tuż pod skórą.Bardzo delikatnie dotknęłam jego ramienia.- Chodz.Wreszcie oderwał wzrok od jelenia.Odwrócił się i pozwolił zaprowadzić do środka.Kilka godzin pózniej Cormac układał kawałki zapakowanej dziczyzny w zamrażarce, a jazdejmowałam steki z grilla.Okazało się, że wszyscy obecni lubią krwiste.Kto by pomyślał.Cormac skończył sprzątanie na zewnątrz i podszedł do kuchennego zlewu, żeby umyć ręce.- Jutro znajdę kogoś, kto się zajmie skórą.Resztę zakopałem.- Nie chcę wiedzieć, co zrobiłeś z resztą - powiedziałam, unosząc rękę, żeby go uciszyć.Wyjęłamtalerze z szafki.- No przestań, przecież widywałaś już takie rzeczy.Szczerze mówiąc, mogłaś mi pomóc.45- Tak naprawdę nie mam pojęcia o oporządzaniu jelenia.Zazwyczaj po prostu rozrywam mięso zębami.Ben siedział przy stole, gapiąc się tępo w blat.Cormac dał mu ciuchy na zmianę, ale on wciąż owijał sięw ten koc.Starałam się nie przejmować.Potrzebował czasu, żeby przywyknąć, i tyle.Ale to, że nie brałudziału w naszych przekomarzaniach, było dziwne.Stół - antyk z lakierowanego drewna, z dwoma prostymi krzesłami do kompletu - był mały i ledwiewystarczał dla dwóch osób, a absolutnie nie pomieściłby trzech.Kiedy już ułożyłam steki na talerzach,Cormac, nie ruszając się ze swojego miejsca przy szafce, wziął swój i zaczął jeść na stojąco.Pozostałe dwatalerze zaniosłam na stół.Jeden, razem z kompletem sztućców, podsunęłam Benowi.Wyrwany zzamyślenia, przeniósł wzrok na jedzenie.%7łeby nad nim nie sterczeć, usiadłam przy swoim nakryciu.Ale nie mogłam się powstrzymać iprzyglądałam mu się uważnie.Mięso wygląda inaczej, kiedy jest się wilkołakiem.Ja sama kiedyś nie byłam szczególnie zapalonymmięsożercą.Należałam raczej do osób, które idą do restauracji ze stekami i zamawiają sałatkę.Ale kiedyobudziłam się po ataku i spojrzałam na pierwszy stek, tak krwisty, że różowy sok sączył się z całejpowierzchni, chciałam go połknąć w całości.Miałam ochotę to zrobić i zemdliło mnie na tę myśl.To byłoprzedziwne, że jednocześnie czułam głód i mdłości.O mało nie wybuchłam wtedy płaczem, bo dotarło domnie, że jestem inna aż do szpiku kości, a moje życie już nigdy nie będzie takie samo.Co zrobi Ben?Po chwili wziął nóż i widelec i spokojnie zaczął kroić mięso, spokojnie włożył kawałek do ust,spokojnie przeżuł i przełknął.Jakby wszystko było w największym porządku.Równie dobrze mogliśmy jeść zwykły posiłek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]