[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niechciałem ju\ być turystą.Kiedy przyjechałem do ośrodka, parking świecił pustkami.Wcią\ znajdował sięw cieniu i wkładając kombinezon, dygotałem w chłodzie wczesnego ranka.Wyjąłem komórkę - wziąć ją ze sobą czy zostawić? Zazwyczaj wyłączałemaparat, zanim przeszedłem przez bramę, ale bałem się przegapić telefonu odToma.Mo\e przełączyć na wibrację? Nie, wtedy cały ranek czekałbym nacharakterystyczne drgania.Poza tym wiedziałem, \e Tom skontaktuje sie zGardnerem dopiero pózniej.W końcu zdecydowałem.Wyłączyłem telefon i schowałem do torby.Zarzuciłem ją na ramię, potem ruszyłem w stronę bramy.Mimo wczesnej porynie byłem pierwszy.Naprzeciwko mnie między drzewami szło dwoje młodychludzi pogrą\onych w rozmowie - mę\czyzna i kobieta w strojachchirurgicznych, prawdopodobnie studenci ostatniego roku.Mijając mnie,przyjaznie powiedzieli cześć" i zniknęli.Na polanie zapadła cisza.Gdyby nie śpiew ptaków, mo\na by pomyśleć, \ejestem tu jedyną \ywą istotą.Było chłodno, słońce nie stało jeszczewystarczająco wysoko, by promienie przedostały się przez gałęzie.Nogawkimojego kombinezonu pociemniały od rosy, kiedy szedłem pod górę do miejsca,gdzie le\ały zwłoki dentysty.Gęsta siatka klatki pozwalała obserwować procesrozkładu ciała, nietkniętego przez owady i padlino\erców.Właściwie nie byłyto oryginalne badania, ale nigdy ich wcześniej nie prowadziłem.A ustalanieczegoś samemu zawsze jest lepsze ni\ poleganie na pracy innych.Minęło jednak kilka dni od mojego pobytu tutaj i musiałem nadrobić zaległości.Przeszedłem przez małe drzwi klatki, wyjąłem z torby taśmę mierniczą,suwmiarkę, aparat fotograficzny, notes i kucnąłem, \eby zabrać się do pracy.Szło mi trudno, ból głowy nadal ćmił gdzieś za oczami i wcią\ przeszkadzałymi myśli o telefonie w torbie.Kiedy zorientowałem się, \e robię te samepomiary po raz drugi, ze złością przywołałem się do porządku.Skup się,Hunter.Zamknąłem umysł na wszystko, co odwracało uwagę, i zabrałem się do pracy.Kiedy wciągnął mnie mikrokosmos rozkładu, na jakiś czas zapomniałem omigrenie i telefonie.Nasz fizyczny rozpad, je\eli ogląda się go beznamiętnie,niczym nie ró\ni się od innego naturalnego cyklu.I jak ka\dy inny procesmusi być zbadany, zanim go dobrze zrozumiemy.W końcu zaczęła mi dawać się we znaki niewygodna pozycja.Karkzesztywniał, a kiedy zrobiłem przerwę, \eby się rozprostować, uświadomiłemsobie, \e jestem zgrzany i obolały.Słońce ju\ przewędrowało nad drzewa iczułem, \e zaczynam się pocić.Spojrzałem na zegarek.Ju\ niemal południe,zauwa\yłem zdziwiony.Wyszedłem z klatki, zamknąłem drzwi, przeciągnąłem się i skrzywiłem, słysząctrzeszczenie stawów.Zciągnąłem rękawice, zacząłem wyjmować z torbybutelkę z wodą i nagle zwróciłem uwagę na swoje ręce.Skóra dłoni była bladai pomarszczona.Nic niezwykłego, tyle czasu miałem zało\one gumowerękawiczki.Pojawiło się jednak podobne uczucie, jakie prze\yłem dzień wcześniej naSteeple Hill, i równie nieuchwytne.Nie zamierzałem analizować tego na siłę.Napiłem się wody.Kiedy chowałem butelkę, zastanawiałem się, czy Tom ju\porozmawiał z Gardnerem.Przez chwilę kusiło mnie, \eby włączyć telefon isprawdzić, ale się powstrzymałem.Nie rozpraszaj się.Najpierw skończ, cozacząłeś.Aatwiej powiedzieć ni\ zrobić.Wiedziałem, \e Tom mógł ju\ dzwonić, iświadomość tego bardzo mnie dekoncentrowała.Nie poddałem się i z niemalmaniakalną starannością wykonałem kilka ostatnich pomiarów, zapisałem je idopiero potem spakowałem rzeczy.Zamknąłem za sobą klatkę i ruszyłem wstronę bramy.Przy samochodzie zdjąłem kombinezon i rękawiczki, wło\yłemwszystko do baga\nika i dopiero wtedy pozwoliłem sobie włączyć komórkę.Natychmiast pisnęła - dostałem SMS-a.Niecierpliwość ściskała mi \ołądek.Wiadomość przyszła wkrótce po tym, jak dotarłem do ośrodka.Poczułemfrustrację, kiedy się zorientowałem, \e zaledwie minuty dzieliły mnie ododebrania telefonu od Toma.Ale wiadomość nie była od niego.Wysłał ją Paul.Tom miał zawał.Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy uzale\nieni od kontekstuzdarzeń.Określamy ludzi na podstawie tego, jak ich zwykle postrzegamy.Alekiedy wyjmiemy daną osobę z ustalonych ram, umieścimy w odmiennymmiejscu i innej sytuacji, nasz umysł nie zawsze daje sobie z tym radę.Cośznanego staje się nagle czymś obcym i niepokojącym.Nie poznałbym Toma.W nosie miał rurkę doprowadzającą tlen, w ramieniu igłę od kroplówkiprzymocowaną plastrem.Ciągnęły się od niego przewody do monitora, naktórym faliste, elektroniczne linie w ciszy pokazywały pracę jego serca.Miałna sobie luzną, szpitalną koszulę; ręce blade i chude, zwiotczałe jak u starca.A na poduszce le\ała głowa starego człowieka; szara skóra, zapadniętepoliczki.Dostał zawału ubiegłej nocy w prosektorium.Pracował do pózna, \ebynadrobić czas stracony wcześniej na Steeple Hill.Pomagała mu Summer, ale odziesiątej w nocy odesłał ją do domu.W przebieralni usłyszała huk z saliprosektoryjnej.Pobiegła tam i znalazła na podłodze na wpół przytomnegoToma.- Szczęście, \e jeszcze tam była - powiedział Paul.- Inaczej le\ałbyjeszcze przez wiele godzin.Kiedy przyjechałem, wychodził razem z Sam z oddziału intensywnej terapii.Mrugali oślepieni jaskrawym słońcem.Sam wyglądała spokojnie i godnie, szłamajestatycznie, odchylona lekko do tyłu.W porównaniu z nią Paul sprawiałwra\enie wymizerowanego i przytłoczonego zmartwieniami.Dowiedział się ozawale Toma dopiero dziś rano.Mary zadzwoniła do niego ze szpitala.W nocynatychmiast zało\ono Tomowi baj-pas i teraz nadal le\ał nieprzytomny.Mimopośpiechu operacja przebiegła pomyślnie, nadal jednak groził powtórny atak.Owszystkim zadecyduje kilka najbli\szych dni.- Wiemy coś jeszcze? - zapytałem.Paul wzruszył ramionami.- Tylko to, \e zawał był rozległy.Gdyby karetka nie zjawiła sięnatychmiast, mógłby z tego nie wyjść.Sam ścisnęła mę\a za rękę.- Ale wyszedł.A wyniki tomografii komputerowej są w porządku.Todobra wiadomość.- Zrobili tomografię? - spytałem zaskoczony.To nie była rutynowadiagnostyka przy zawale.- Przez jakiś czas lekarze podejrzewali, \e miał wylew - wyjaśnił Paul.-Kiedy go przywieziono, był zupełnie zdezorientowany.Myślał, \e coś się stałoMary, nie jemu.Zachowywał się bardzo nerwowo.- Daj spokój, kochanie, był ledwo przytomny - upierała się Sam.-A wiesz,jak on martwi się o Mary.Paul skinął głową, ale nadal się niepokoił.Ja zresztą te\.Dezorientacja mogłabyć spowodowana niedotlenieniem mózgu albo zakrzepem w zle pracującymsercu.Tomografia wykryłaby wszelkie oczywiste objawy udaru, ale mimowszystko.- Bo\e, \ałuję, \e wczoraj tu nie przyjechałem - westchnął Paul.Twarzmiał pobru\d\oną zmęczeniem.Sam pogłaskała go po ramieniu.- To by nic nie zmieniło.Takie rzeczy się zdarzają.Ale nie musiały.Kląłem się w duchu od chwili otrzymania wiadomości.Gdybym ugryzł się w język i nie prowokował Hicksa, ten mo\e nie byłby takzdeterminowany, \eby wykluczyć mnie ze śledztwa.A wtedy trochęodcią\yłbym Toma albo nawet dostrzegł niebezpieczne objawy bliskiegozawału i jakoś temu zaradził.Ale zrobiłem wszystko na opak.A teraz Tom le\ał na intensywnej terapii.- Co z Mary? - spytałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]