[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Toniechże ją Pan Bóg zdobywa, bo ja nie głupi!" I zaraz się wrócił.- Ba, prędko nawet wracali! - wtrącił pan Muszalski.- Wracali prędko - odrzekł pan Zagłoba - bośmy ich kopiami w słabiznę ekscytowali, a mnie potemrycerstwo na rękach przed pana Lubomirskiego przyniosło.- Toś waćpan był pod Chocimiem? - spytał łucznikniezrównany.- Wierzyć mi się nie chce, jak pomyślę, gdzieś waćpan nie był i czegoś nie dokazał!Pan Zagłoba uraził się nieco i odrzekł:- Nie tylkom był, ale i ranę-m otrzymał, którą waćpanu ad oculos, jeśliś tak ciekaw, zaraz sprezentowaćmogę, ale na stronie, bo wobec pani Wołodyjowskiej chlubić mi się nią nie wypada.Słynny łucznik wnet poznał, iż z niego zadrwiono, że jednak nie czuł się na siłach iść o lepszą zdowcipem pana Zagłoby, więc nie dopytywał więcej i zwrócił rozmowę.- To, co waćpaństwo mówicie, to prawda - rzekł - jak człek z daleka i słyszy ludzkie gadania: "Kamieniecnie opatrzon, Kamieniec upadnie"- to i strach bierze, a jak Kamieniec zobaczy, dalibóg, otucha wstępuje.- I jeszcze Michał będzie w Kamieńcu! - zawołała Basia.- I pan Sobieski może sukurs przysłać!- Chwała Bogu! nie tak zle z nami! nie tak zle! ha! gorzej bywało, a nie daliśmy się!- Choćby też i najgorzej było, rzecz w tym, żeby fantazji nie tracić! Nie zjedli nas i nie zjedzą, póki duchżywie! - zakończył pan Zagłoba.Pod wpływem tych radosnych myśli zamilkli, lecz to milczenie w bolesny zostało przerwane sposób.Otonagle do kolaski Basinej przysunął się z koniem pan Nowowiejski.Twarz jego, tak zwykle straszna iposępna, była teraz uśmiechnięta i pogodna.Zapatrzone oczy utkwił w skąpanym w blaskachsłonecznych Kamieńcu i uśmiechał się ciągle.Dwaj rycerze i Basia patrzyli na niego ze zdziwieniem, bo nie mogli zrozumieć, jakim sposobem widoktwierdzy zdjął tak nagle wszelki ciężar z jego duszy, ów zaś rzekł:- Pochwalone imię Pańskie! Siła było zmartwienia, ale ot, i radość gotowa!Tu zwrócił się do Basi:- One obie są u wójta lackiego Tomaszewicza, i dobrze, że się tam schroniły, bo w takiej fortecy nic imten zbój nie uczyni!- O kim waćpan mówisz? - pytała z przestrachem Basia.- O Zosi i Ewce.- Boże ci dopomóż! - zawołał Zagłoba - nie daj się diabłu! Nowowiejski zaś mówił dalej:222- Bo to, co o ojcu moim powiadają, że go Azja zarzezał, to też nieprawda!- Rozum mu się pomieszał! - szepnął pan Muszalski.- Waćpani pozwolisz - rzekł znów Nowowiejski - że pojadę przodem.Tyle czasu człek ich nie widział, tomu i tęskno! Oj, kuczy się z dala od kochania, kuczy!To rzekłszy począł kiwać na obie strony swoją olbrzymią głową, następnie zaś ścisnął konia piętami iruszył.Pan Muszalski, kiwnawszy na kilku dragonów, ruszył za nim, aby mieć oko na szaleńca.Basia skryła w dłoniach swoją różaną twarz i wkrótce łzy gorące poczęły jej przeciekać przez palce, panZagłoba zaś rzekł:- Chłop był jak złoto, ale nie w miarę człeku takowe nieszczęścia.Przy tym samą zemstą dusza niewyżyje.W Kamieńcu wrzały przygotowania do obrony.Na murach w starym zamku i przy bramach, szczególniejprzy bramie Ruskiej, pracowały "nacje" miasto zamieszkujące, pod swymi wójtami, między którymi wójtlacki Tomaszewicz pierwsze brał miejsce, a to dla swej znanej odwagi i wielkiej biegłości w strzelaniu zdział.Tymczasem pracowano łopatami i taczkami, a Lachowie, Rusini, Ormianie, %7łydzi i Cygany szli zesobą w zawody.Oficerowie rozmaitych regimentów mieli dozór nad robotą, wachmistrze i żołnierzepomagali mieszczaństwu, pracowała nawet szlachta przepomniawszy, że Bóg jej ręce tylko do szablistworzył, wszelką zaś inną pracę zdał na ludzi "nikczemnego" stanu.Przykład dawał sam pan WojciechHumiecki, chorąży podolski, którego widok aż łzy wyciskał, bo własnymi rękoma kamienie taczką woził.Robota wrzała i w mieście, i w zamku.Między tłumami kręcili się dominikanie, jezuici, braciszkowie św.Franciszka i karmelici, błogosławiąc wysiłki ludzkie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]