[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie chciałem ci przeszkadzać - usprawiedliwił się Max.- Nic nie szkodzi.I tak muszę ju\ wracać do rzeczywistości.Amanda zabrała dzieci domiasta, więc korzystałam z wolnej chwili.- Szukałem Lili.- Och, nie ma jej w domu.- Nie ma jej? - powtórzył Max z rozczarowaniem.- Wyszła.- Kiedy? Gdzie?Suzanna przyjrzała mu się uwa\nie.- Niedawno.Chyba była z kimś umówiona.- Umówiona? - powtórzył Max powoli.Miał wra\enie, \e ktoś uderzył go miotempneumatycznym w skroń.- Przykro mi, Max - powiedziała Suzanna, podchodząc do niego.Chyba jeszcze nigdynie widziała nikogo równie zakochanego i nieszczęśliwego.- Nie wiedziałam.Mo\e poprostu wyszła gdzieś z przyjaciółmi albo sama.Max tylko potrząsnął głową.Nie, ta mo\liwość była jeszcze gorsza.Jeśli Lilah byłasama i spotkała gdzieś Caufielda.Opanował jednak panikę.W końcu Caufieldowi niechodziło o dziewczynę, tylko o szmaragdy.- Nic się nie stało, chciałem z nią tylko o czymś porozmawiać.- Czy ona wie, co do niej czujesz? - zapytała Suzanna wprost.- Nie.tak.Sam nie wiem - rzekł bezradnie.Wszystkie jego romantyczne marzeniawaliły się w gruzy.- To nie ma znaczenia.- Ma.Lilah nie lekcewa\y niczyich uczuć, Max.śadnych sideł.śadnych pułapek.Nocó\, on i tak wpadł ju\ w pułapkę, sam zało\ył sobie pętlę na szyję.Ale nie to było w tejchwili najwa\niejsze.- Po prostu wolałbym, \eby nie wychodziła nigdzie sama.Policja nie złapała jeszczeHawkinsa ani Caufielda.- Lilah wyszła gdzieś na kolację.Nie mogę sobie wyobrazić, \eby ktoś mógł na niąnapaść w restauracji i domagać się od niej szmaragdów, których ona nie ma - powiedziałaSuzanna łagodnie.- Poczujesz się lepiej, kiedy coś zjesz.Cytrynowy kurczak cioci Coco napewno jest ju\ gotowy.Max z trudem udawał apetyt, ale jego uwagę przez cały czas przyciągało puste miejsceprzy stole.Skorzystał na tym Fred, któremu Max niepostrze\enie wrzucił pod stół prawie całąswoją porcję kurczaka.Przychodziło mu do głowy, \e mógłby pojechać do miasta i wstępować do wszystkichrestauracji po kolei.Uznał jednak, \e to byłoby zbyt głupie.W końcu postanowił wrócić dosiebie i popracować nad ksią\ką.Zdania jednak nie układały się tak gładko jak poprzedniego wieczoru, a przerwymiędzy jednym a drugim stawały się coraz dłu\sze.Mimo wszystko Max nie podnosił się odmaszyny.Minęła godzina, potem druga i trzecia.Gdy w końcu wstał i spojrzał na zegarek,było ju\ po północy.Dopiero teraz uświadomił sobie, \e nie słyszał powrotu Lili, chocia\specjalnie zostawił drzwi do swojego pokoju uchylone.Mo\e był tak zaabsorbowany pracą, \e kroki w korytarzu umknęły jego uwagi.Napewno ju\ wróciła.Nikt nie je kolacji przez pięć godzin.Musiał to sprawdzić.Cicho wyszedł z pokoju.U Suzanny paliło się jeszcze światło, ale poza tym cały dombył ciemny.Przy drzwiach sypialni Liii zawahał się, a potem cicho zastukał.Nikt nieodpowiedział.Max niepewnie poło\ył rękę na klamce.Czuł się jak intruz, pomyślał jednak,\e skoro spędził z nią ostatnią noc, to chyba nie powinien jej obrazić, wchodząc do jej pokoju.Nie było jej tam.Pościel na starym \elaznym łó\ku pomalowanym na biało byłanietknięta.Aó\ko musiało kiedyś nale\eć do kogoś ze słu\by.Pozostałe elementy wystrojuwnętrza były oszałamiająco kolorowe.Aó\ko było przykryte patchworkiem pozszywanym ze skrawków materiału wewszystkich mo\liwych wzorach i kolorach.Kropki, kratki, paski, czerwienie i błękity.A dotego jeszcze sterta barwnych poduszek.Na takim łó\ku, pomyślał Max, mo\na przele\eć całydzień.Pasowało do niej.Pokój był wielki, jak większość pomieszczeń w tym domu, ale za sprawąnagromadzenia sprzętów stał się zadziwiająco przytulny.Na ścianach wisiały szkice polnychkwiatów z wyraznym, du\ym podpisem Lili w rogu.Max nawet nie przypuszczał, \e onapotrafi rysować.Uświadomił sobie, \e wie o niej bardzo niewiele.Podszedł do półki z ksią\kami.Poezje Keatsa i Byrona sąsiadowały z brukowymikryminałami i współczesnymi romansami.Przed jednym z okien stało kilka foteli.Na stolikubłyszczały kolczyki i bransoletki.Obok miseczki pełnej barwnych kamyków stal porcelanowypingwin z pozytywką.I wszędzie były świece w rozmaitych świecznikach - od szlachetnejzabytkowej porcelany po tandetnego plastikowego jednoro\ca.Oraz rodzinne fotografie.Maxwziął do ręki jedną z nich.Przedstawiała mę\czyznę i kobietę, objętych wpół i roześmianych.Rodzice, pomyślał.Lilah była podobna do ojca, Suzanna do matki.Kukułka, która raptownie wyskoczyła z zegara, uświadomiła mu, \e jest wpół dopierwszej.Gdzie ona się, do diabla, podziewała?Naraz drzwi sypialni otworzyły się z rozmachem i w progu stanęła Lilah z rozwianymiwłosami i zarumienioną twarzą.Wyglądała.niewiarygodnie.Miała na sobie jakąśbłyszczącą, drapowaną sukienkę, W uszach długie, wielobarwne kolczyki.Uniosła wysokobrwi i zamknęła drzwi za sobą.- Hm - powiedziała.- Czuj się jak u siebie.- Gdzieś ty się podziewała? - wybuchnął Max.- Czy ju\ po godzinie policyjnej, tatusiu? - odparowała słodko, rzucając torebkę nabiurko.Max brutalnie pochwycił ją za ramiona.- Martwiłem się o ciebie.Tak długo nie wracałaś i nikt nie wiedział, dokąd poszłaś.Lilah wyrwała się z jego uścisku.W jej oczach błysnął gniew, głos jednak miałaspokojny i opanowany.- Mo\e cię to zdziwi, profesorze, ale ju\ od dawna nie muszę się nikomu opowiadać.- Teraz to co innego.- Och? A niby dlaczego? - Sięgnęła do ucha, by zdjąć kolczyk.- Bo.Bo nie wiemy, gdzie mo\e być Caufield.Lilah spojrzała na niego pozorniesennym wzrokiem.- Potrafię zadbać o własne bezpieczeństwo.Czy ju\ skończyłeś kazanie?- To nie jest \adne kazanie, Lilah.Naprawdę się martwiłem.Mam prawo wiedzieć, corobisz.- A to niby dlaczego?- Bo jesteśmy przyjaciółmi.Na jej ustach pojawił się smutny uśmiech.- Naprawdę?Max ponuro wbił ręce w kieszenie.- Zale\y mi na tobie.Po ostatniej nocy myślałem, \e.\e obydwoje coś dla siebieznaczymy.A tymczasem w parę godzin pózniej ty wychodzisz na kolację z kimś innym.Wdodatku tak ubrana.Lilah spokojnie zdjęła buty.- Ostatniej nocy poszliśmy do łó\ka i było to przyjemne doświadczenie.O ilepamiętam, umawialiśmy się, \e nie będzie \adnych komplikacji.- Przechyliła głowę na bok ispojrzała na niego uwa\nie.- A skoro ju\ tu jesteś, to przypuszczam, \e mo\emy zafundowaćsobie powtórkę.- Podeszła bli\ej i przesunęła palcami po jego piersiach.- Przecie\ tegowłaśnie ode mnie chcesz, prawda?Max z wściekłością odepchnął jej rękę.- Nie mam ochoty być drugim daniem tego wieczoru.Lilah pobladła i odwróciła się do niego plecami.- Gratuluję - szepnęła.- To był celny strzał.- A co mam powiedzieć? śe mo\esz przychodzić i odchodzić, jak ci się spodoba,zadawać się z kim zechcesz, a ja będę potulnie czekał na resztki z twojego stołu?- Nie chcę, \ebyś cokolwiek mówił.Chcę tylko, \ebyś stąd wyszedł i zostawił mnie wspokoju.- Nigdzie nie pójdę, dopóki sobie tego nie wyjaśnimy.- Dobrze - wzruszyła ramionami, rozsuwając zamek sukienki.- Siedz tu, dopókizechcesz.Ja idę spać.Odrzuciła sukienkę na bok i w koronkowej jedwabnej halce podeszła dostaroświeckiej toaletki.Usiadła przed lustrem i zaczęła szczotkować włosy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]