[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na zmęczo nej, po bru dzo nej węglo wy m py łem twarzy mieni ły mu się kro pel kipotu albo deszczu.Dalej za furą z węglem stanęła do rożka z po stawio ną skó rzaną budą.W ty m mo men cie Czerski przerwał ob serwację uli cy, któ rą pro wadził bardziej z przy zwy -czajenia niż au ten ty cznej po trzeby zabezpieczenia się.W Warszawie, przy najmniej do czasuotrzy mania planów od Niemo jew skiego, nic mu nie gro zi ło.Ale wbi te mu do gło wy przez so -wieckich in strukto rów zasady działania w polu nakazy wały czujność w każdej sy tu acji.Czujnośći po dejrzli wość, uważną ob serwację oto czenia i wy ciąganie wnio sków z najbłah szy ch zdarzeń.Przecho dzący po li cjant nie by ł grozny, szpiegów nie areszto wali umun du ro wani granato wi, ro bi łato specjalna jed nost ka kontrwy wiadu, zawsze w cy wi lu.Zatem stójko wy nie by ł grozny, alez pew no ścią należało spojrzeć, kto przy jechał do rożką.Jed nak kiedy z po jazdu wy gramo liła siękorpu lentna paniu sia z dwójką tłu sty ch dzieci i naręczem bambetli, Czerski uznał, że to nie jestagent kontrwy wiadu.Zza do rożki wy ło ni ła się ko bieta w kapelu si ku i beżo wy m płaszczu ob łado wana spo ży w czy mizaku pami.Nio sła pękate siat ki w obu rękach, a jakby tego by ło mało, to reb kę i zamkniętą parasol -kę, widać nie miała wolnej ręki, żeby ją otwo rzy ć.Czerski czekał na nią od kil ku dni w ty m sa-my m miejscu i czasie.Wpraw dzie do stał po lecenie po znania Anny Chy liń skiej, ale wy my ślił tęakcję sam.Agen tu ra nakazała jej wy ko nanie z chęci zabezpieczenia so bie dru giego dojścia dodo ku men tów na wy padek niepo wo dzenia z Niemo jew skim, a Czerski nawet po sukcesie sprzedmiesiąca, sko ro wło ży ł czas w rozpo znanie, uznał, że do pro wadzi sprawy do koń ca.Czekał na niąkilka dni, ale wiedział, że w koń cu będzie mu siała przecho dzić Ordy nacką, nio sąc sprawun ki i toby ła jego okazja.Ru szy ł przed nią nieco wolniejszy m kro kiem, po zwalając jej zbliży ć się do sie-bie od ty łu.Mi nu tę pózniej do strzegł chłop ca sprzedającego na ulicy Ku rier Warszaw ski i ski nąłna niego.Warszaw ski ulicznik pod biegł, wy ciągając przed siebie rękę ze zło żo ną gazetą.Czerskinieostrożnie wy jął rękę z kieszeni płaszcza i po dał mu drob ne, ale gwałtow ny ruch wy rzu cił z kie-szeni jego port fel, któ ry upadł na chod nik tuż pod nogi nad cho dzącej ko biety.Czerski wy ko nał pół -ob rót, szy b ko schy lił się po port fel i ko bieta z siat kami wpadła na niego.Czerski w ty m mo men ciecały ciężar ciała miał na jed nej no dze, zatem po pchnięty z boku przewró cił się. Och! in sty nktow nie wy krzy knęła ko bieta, wi dząc leżącego na zabło co ny m chod niku męż-czy znę.Czerski po derwał się spręży ście z ziemi i spojrzał zły m wzro kiem na zafraso waną twarz ko -biety, a po tem przeniósł wzrok na po walany płaszcz.By ło to wy razne skarcenie, może nawet zby tfilmo we jak na praw dziwe ży cie, ale uznał, że nie będzie bawił się w niu an se. Ja bardzo przepraszam po wiedziała ko bieta z wy razny m zażeno waniem. Pan schy lił siętak szy b ko, że nie mo głam się zatrzy mać. Ależ to nic od parł z wy mu szo ny m uśmiechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]