[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poranna bryza poruszyła giętkimi gałęziami platanów, a\zaszeleściły liście.Dopiero zaczęły \ółknąć.Ponownie po\ałowała, \e nie mieszka bli\ej stacji metra.Nie stać jej było na taksówki- przynajmniej na razie - a przemarsz nocą przez dziewięć przecznic był prawdziwą katorgą.Początkowo ta okolica wydawała się jej miła, ale panujący tu spokój zaczął dawać się jej weznaki.Dzielnica starzała się, lecz nie dość szybko - zapuszczone pustostany i stare, zabitedechami rudery działały na nią przygnębiająco.Lepsza byłaby dzielnica Flatiron lub mo\eYorkville.Mieszkało tam wiele modelek z Forda, a w ka\dym razie te, którym się powiodło.Dotarła do krańca parku i skręciła na północ wzdłu\ Alei C.Po obu stronach miałapogrą\one w ciszy kamienice, wiatr szeleścił śmieciami walającymi się w rynsztokach.Zbram bił kwaśny odór moczu.Nikt nie sprzątał tu psich odchodów.Ten odcinek drogi byłzawsze najgorszy.Przed sobą, na chodniku ujrzała postać zmierzającą w jej stronę.Zesztywniała,zastanawiając się, czy nie przejść na drugą stronę ulicy, ale zaraz się rozluzniła - to był starymę\czyzna, z trudem idący o lasce.Gdy podszedł bli\ej, zauwa\yła, \e nosił zabawny,staroświecki melonik.Miał pochyloną głowę i nie widziała jego twarzy tonącej w cieniuronda kapelusza.Nie przypominała sobie, by ktokolwiek nosił jeszcze takie kapelusze, jeślinie liczyć bohaterów starych, czarno-białych filmów.Ten człowiek wyglądał bardzo staromodnie i szedł ostro\nie, powłócząc nogami.Zastanawiała się, co robił na ulicy o tak wczesnej porze.Zapewne cierpiał na bezsenność.Starzy ludzie tak mają - a w ka\dym razie tak jej mówiono.Gdy obudzą się o czwartej nadranem, potem nie mogą ju\ zasnąć.Była ciekawa, czy jej ojciec te\ miewał bezsenne noce.Staruszek niemal się z nią zrównał.T nagle jakby zdał sobie sprawę z jej obecności - uniósłgłowę, a potem sięgnął ręką do melonika.Najwyrazniej zamierzał elegancko się jej ukłonić.Mę\czyzna uchylił kapelusza, jego ramię przesłoniło wszystko z wyjątkiem oczu.Były zadziwiająco \ywej chłodne, zdawały się obserwować ją z wytę\oną uwagą. To zpewnością bezsenność - pomyślała.Pomimo wczesnej pory staruszek nie wydawał sięśpiący.- Dzień dobry pani - rozległ się stary, zgrzytliwy głos.- Dzień dobry - odpowiedziała, usiłując ukryć zdumienie w swoim głosie.Nigdy dotądnie spotkała się z czymś podobnym.Takie zachowanie było nietypowe dla nowojorczyków.Ale była oczarowana.Kiedy go minęła, poczuła nagle, \e coś z przera\ającą szybkością zadzierzgnęło się najej szyi.Zaczęła się szamotać i próbowała krzyknąć, ale jej twarz przesłonił jakiś materiał,wilgotny i cuchnący, wydzielający słodkomdlącą woń chemikaliów.Instynktowniespróbowała wstrzymać oddech.Sięgnęła do torebki i wyjęła pojemnik z gazem pieprzowym,lecz potę\ne uderzenie wytrąciło go jej z ręki.Pojemnik z brzękiem potoczył się po chodniku.Mandy zaczęła się szarpać i miotać, jęczała z bólu i przera\enia - jej płuca płonęły \ywymogniem; w pewnej chwili straciła dech i jeden jedyny raz spróbowała zaczerpnąć powietrza, azaraz potem pogrą\yła się w czerni nieświadomości.PIW swoim zagraconym kubiku na czwartym piętrze gmachu Timesa Smithback zniezadowoleniem przejrzał własnoręcznie spisaną listę, którą miał w swoim notatniku.U górylisty widniały dwa starannie przekreślone słowa: Pracownicy Fairhavena.Nie udało mu sięwejść powtórnie do biur Moegen-Fairhaven, sam Fairhaven zadbał o to osobiście.Tymsamym Smithback musiał równie\ wykreślić jego sąsiadów.Pomimo prób wykorzystaniaswoich najlepszych sztuczek i strategii, z budynku, gdzie mieszkał Fairhaven, przegnano gojak włóczęgę.Sprawdził przeszłość Fairhavena, aby skontaktować się z jego pierwszymiwspólnikami w interesach, ci jednak - szczerze lub nie - wychwalali go pod niebiosa albozwyczajnie odmawiali komentarza.Następnie zajął się fundacjami charytatywnymi Fairhavena.Muzeum Nowojorskieokazało się ślepą uliczką, nikt, kto znał Fairhavena, nie chciał wypowiadać się na jego temat,z oczywistych przyczyn.Większy sukces odniósł w sponsorowanej przez przedsiębiorcęklinice dla dzieci Mały Artur.O ile rzecz jasna mo\na to było określić słowem sukces
[ Pobierz całość w formacie PDF ]