[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej oczy przybrały dziwnie nieobecny wyraz, a głos stał się monotonny:- Postąpimy słusznie, powstając i wyrzynając was wszystkich!- Czy baron Gałki aż tak zle cię traktował? Kobieta drgnęła, jakbyotrząsając się z transu.- Wstań i otul się szalem.Na dworze jest zimno.- Oni nigdy się na to nie zgodzą, Nelka.Ani Witek, ani twoi wnukowie.- Oni są ślepi.Dosyć gadania! Wstawaj!Nelka skinęła na kobiety i dwie z nich zmusiły Annę, by się podniosła.Spróbowała krzyknąć, lecz czyjaś dłoń zakryła jej usta.I kiedy szamotała się znimi, próbując się uwolnić, uświadomiła sobie, że w izbie jest jeszcze ktoś,piąta osoba, która wyłoniła się z cienia i podeszła do paleniska.RS 258Rozpoznała Stefana.Dzięki ci, Boże, pomyślała.On poradzi sobie z tą szaloną staruchą, swojąbabką.Niezdolna się odezwać, gdyż czyjaś dłoń nadal przesłaniała jej usta,wzrokiem błagała młodzieńca o pomoc.Stefan zbliżył się do kobiet z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Dlaczegozwleka? - zastanawiała się Anna.Czemu nic nie mówi?Nelka odwróciła się i spostrzegła wnuka.Jednak nie wydawała sięzdziwiona.- Koń gotowy? - spytała.Skinął głową.Anna zrozumiała.Jej nadzieja trwała krócej niż błysk komety.Stefan jej niepomoże.Zjawił się tutaj, by pomóc babce ją wygnać.Nelka podeszła bliżej paleniska i Anna skorzystała z okazji, by raz jeszczewzrokiem poprosić Stefana o pomoc.Jego zimne, kamienne spojrzenie jakbyna chwilę złagodniało, lecz kiedy babka wróciła, niosąc pogrzebacz, idołączyła do tworzących półokrąg postaci, twarz młodzieńca znowu przybrałazacięty wyraz.Koniec rozpalonego pogrzebacza gorzał czerwienią.Nelka trzymała go tużprzy czole Anny, która czuła, jak żar opala jej brew.- Jeśli będziesz się szarpać lub krzykniesz - ostrzegła ją - nikt więcej niespojrzy na ciebie z przyjemnością.Ucisz ją, Stefan.Kobieta, która trzymała dotąd dłoń na ustach Anny, cofnęła rękę, a chłopakwepchnął Annie knebel w usta.Ależ musiałam go zranić, pomyślała.Poszturchiwana kościstymi palcami Nelki, wyszła z izby i ruszyła wzdłużopustoszałych pomieszczeń, a potem po kamiennych stopniach, prowadzącychdo stajen.Tam Stefan związał jej ręce.- Wsadz ją na konia - rozkazała Nelka.- Wyprowadz głęboko w las izostaw.- A koń? - zapytał Stefan.- Przyprowadz go z powrotem.Ona zna diabelskie sztuczki, a las jestdomem diabła, wszyscy o tym wiedzą.Niech on jej pomoże.Anna chciała krzyknąć.Nie mogła jechać teraz konno.Wiedziała, że tozabije dziecko.A i ona, pozostawiona sama zimą w lesie, także nie zdołaprzetrwać.Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.Przesunęła spojrzeniem potwarzach kobiet.Wiedziały, że ogarnięta szaleństwem Nelka wysyła ją napewną śmierć, mimo to stały nieruchomo niczym posągi.Wydawało się jej, żew twarzy jednej z kobiet dostrzega cień żalu i współczucia.Tą kobietą byłaRS 259Janka, która okazała jej sympatię w pierwszych dniach pobytu wśród ludzi zklanu.Jednak Anna zdawała sobie sprawę, że wahanie Janki spotkałoby się znatychmiastową reakcją ze strony zgorzkniałej Nelki, której udało sięprzekonać i zastraszyć resztę kobiet.Wiedziała też, że nie może spodziewać się pomocy ze strony Stefana.Chłopak nie zmieni zdania.Nieświadome okrucieństwo i bezmyślny śmiechprzypieczętowały jej los.Mimo to, kiedy wsadzał ją na konia, spojrzała mu woczy, szukając w nich choć śladu współczucia.Lecz jego oczy były zimne ibez wyrazu.Nienawidziła go teraz i wiedziała - niech Bóg jej wybaczy - żepójdzie na śmierć, nienawidząc go.Gdy Stefan dosiadł swego konia, kobiety zebrały się wokół Anny i uniosływyżej świece.Nelka trzymała uniesiony pogrzebacz, jakby miała uderzyć nimkonia.Jakichże to starych przesądów stałam się ofiarą, pomyślała.- Otwórz drzwi, Janka! - rozkazała Nelka.Kobieta posłuchała.Do stajni wdarł się podmuch zimnego powietrza.Jankaruszyła ku pozostałym, gdy nagle coś przyciągnęło jej uwagę.Zatrzymała sięw pół kroku i zawahała.Kobiety podążyły wzrokiem za jej spojrzeniem.Nadrewnianym progu majaczyła czyjaś postać.Jedna z kobiet westchnęła cicho.Antek.RS 260Rozdział trzydziesty ósmy.Wynajęty powóz zajechał na podjazd pałacu w Wilanowie, niegdysiejszejletniej rezydencji króla Jana Sobieskiego.Zofia odsunęła okiennicę.Na chwilęjej pewność siebie osłabła.Stała oto u wrót rezydencji dorównującejwspaniałością samemu Zamkowi.Położona wśród ogrodów w stylu włoskimżółta budowla, chociaż zdobiona na sposób francuski, odzwierciedlała wpewien sposób prostotę polskiego dworu.Woznica dołączył do szeregu wolnoposuwających się ku głównemu wejściu pojazdów, gdzie wysiadali uczestnicybalu.Czy zostanie wpuszczona? Po raz pierwszy ogarnęły ją wątpliwości.Ostatnie dwa tygodnie spędziła, zdobywając informacje, a potem pilnująckrawcowej, której powierzono zadanie uszycia czerwonej sukni oraz bogatozdobionej klejnotami tuniki.Opatrzona kapturem szata miała barwę szkarłatu.Teodora, która zaczynała jako aktorka - co wówczas było synonimemprostytutki - awansowała do godności władczyni, noszącej królewską purpurę,toteż Zofia znajdowała wielką przyjemność w odgrywaniu tej roli.Toaleta,uszyta z mięsistego aksamitu, opadała ku ziemi szeregiem majestatycznychfałd.Wiedziała, iż niektórzy goście będą mieli maski zakrywające całą twarz,inni takie, które zasłaniają tylko oczy, a część nie założy masek w ogóle.Długozastanawiała się, nim podjęła decyzję.Wolała, by Jan nie rozpoznał jej aż dochwili, gdy sama tego zechce.Dlatego wybrała maskę zakrywającą całą twarz,z wyjątkiem ust i brody.Wyraziście zarysowane usta stanowiły mocny atut jejurody, będzie więc mogła wykorzystać go, by czarować mężczyzn.Maseczka,zrobiona ze szkarłatnego filcu, była zdobiona wzdłuż górnej krawędziklejnotami i białymi piórami.Zaledwie dzień wcześniej, po tym jak przywieziono jej suknię, wybrała siędo księżnej Charlotte, aby pożyczyć od niej biżuterię.Przyjaciółka chętniepożyczyłaby jej swój trzyczęściowy naszyjnik z brylantów i Zofia odczuwałapokusę, by skorzystać z oferty.Doszła jednak do wniosku, że naszyjnikskładający się z dwudziestu sześciu rubinów i pasujące do niego kolczyki będąwyglądały bardziej bizantyjsko.- Nie sądzę, byś przejmowała się tym, że twój głęboki dekolt nie wyglądaszczególnie bizantyjsko - strofowała ją Charlotte.Zofia roześmiała się.- Masz rację.Być może obawiam się, że powódz diamentów odwróciłabyuwagę od moich walorów.RS 261W końcu wysiadła z powozu i zmieszała się z tłumem innych gości.Pochwili stała już w kolejce, czekając, aż zapowiedzą ją przy wejściu do salibalowej, i zastanawiała się, jakby tu uniknąć spotkania z hrabiną Lubomirską.Kolejka posuwała się jednak zadziwiająco szybko i nim się zorientowała, stałajuż przed hrabiną.Gospodyni miała na sobie wyszukaną białą toaletę, która sprawiała, żewydawała się wręcz kwadratowa.Wieniec z liści mirtu wieńczył wysoką,pudrowaną perukę, wznoszącą się ponad okrągłą, pyzatą twarzą.Zofia oceniła,że hrabina wygląda po prostu śmiesznie.- Jest pani bez wątpienia wielką boginią Herą! - zawołała z entuzjazmem.Pełne czerwone usta hrabiny rozciągnęły się w uśmiechu zadowolenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl