[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po drugiej stronie ulicy sklepikarz zamykał swój kramik dlaturystów.Właśnie wnosił do środka stojaki z widokówkami. Powinniśmy byli kupić kartę powiedział Arthur.Napisałbym kilka słów do pani i wysłał. Naprawdę wierzy pan, że można przez całe życie kochaćjedną osobę? zapytała Lauren.204 Nigdy nie bałem się dnia powszedniego, przyzwyczajenianie uważałem za zło.Można co dnia na nowo tworzyć jednocześnie zbytek i prostotę, przesadę i powszedniość.Wierzęw uczucie, które się rozwija, w pamięć uczucia.Przykro mi,ale to wina mojej matki, karmiła mnie ideałami.Dlatego takwysoko ustawiam poprzeczkę. Dla partnerek? Nie, dla siebie.Jestem staroświecki, prawda? Starocie też mają swój urok. Starałem się zachować w sobie cząstkę dzieciństwa.Lauren uniosła głowę i spojrzała Arthurowi prosto w oczy.Ich twarze niepostrzeżenie się zbliżyły. Mam ochotę cię pocałować powiedział Arthur. To dlaczego o tym mówisz, zamiast po prostu zrobić? odparła Lauren. Już mówiłem, że jestem potwornie staroświecki.Krata sklepiku zgrzytała, przesuwając się po żelaznych szynach.Rozległ się sygnał alarmowy.Arthur wyprostował się,znieruchomiał, wciąż trzymając rękę Lauren w swojej.Naglepoderwał się z ławki. Muszę iść!Rysy twarzy Arthura zmieniły się, a Lauren odgadła, żestało się to za sprawą gwałtownego bólu.Alarm w sklepiku brzmiał coraz głośniej, brzęczał imw uszach. Nie mogę ci tego wyjaśnić, ale muszę iść. Nie wiem dokąd idziesz, ale nie zostawię cię samego! powiedziała, wstając.Arthur wziął ją w ramiona, utkwił w niej wzrok, ale nie byłw stanie objąć. Posłuchaj, liczy się każda sekunda.Wszystko, co cipowiedziałem, jest prawdą.Jeżeli możesz, to chciałbym, żebyśmnie zapamiętała, ja na pewno cię nie zapomnę.Inna chwilaciebie, nawet tak krótka, naprawdę była tego warta.Arthur cofnął się.205 Dlaczego powiedziałeś inna chwila"? zapytała, wystraszona. Morze jest teraz pełne cudownych krabów. Dlaczego powiedziałeś inna chwila", Arthurze? krzyknęła Lauren. Każda chwila ciebie jest jak skradziony okruch życia.Nic nie zdoła mi tego odebrać.Spraw, by świat drgnął, Lauren,twój świat.Cofnął się o kilka kroków, a potem zaczął biec, ile siłw nogach.Lauren wykrzyknęła jego imię.Arthur obejrzał się. Dlaczego powiedziałeś inna chwila ciebie"? Wiedziałem, że jesteś! Kocham cię, ale to nie twojasprawa.I Arthur zniknął w mrocznej uliczce.%7łelazna krata opadała wolno i w końcu dotknęła chodnika.Sklepikarz przekręcił klucz w skrzynce wmontowanej w ścianę,piekielna syrena ucichła.Z wnętrza wciąż pikał cichy sygnałcentralki alarmu.Zielony ekran lśnił w półmroku szpitalnego pokoju.Elektroencefalograf regularnie nawoływał ostrym piskiem.Betty weszła do pokoju, włączyła światło i podbiegła do łóżka.Zerknęłana taśmę, która wysuwała się z małej drukarki, i natychmiastchwyciła za słuchawkę. Dajcie mi sprzęt reanimacyjny do trzysta siedem, wezwijcie Fernsteina, trzeba go natychmiast znalezć, niech przyjdzie jak najszybciej.Blok na neurochirurgii ma być gotowy,ściągnijcie anestezjologa.Niżej położone dzielnice miasta spowiła mgła.Lauren wstałaz ławki i ruszyła ulicą, na której wszystko stało się nagle206biało-czarne.Kiedy znalazła się na Green Street, nocne niebozasnuły chmury.Drobny deszcz przerodził się w letnią burzę.Lauren uniosła głowę i spojrzała w niebo.Usiadła na murkuotaczającym skwer i długo przyglądała się wiktoriańskiej kamienicy na wzniesieniu Pacific Heights.Kiedy ulewa ustała, Lauren otworzyła drzwi budynku i weszła po schodach na górę.Miała mokre włosy.Zrzuciła ubranie i zostawiła je w salonie,wytarła głowę ścierką, która wisiała w kuchni, a potem otuliłasię pledem ściągniętym z oparcia fotela.Wyjęła z kuchennej szafki butelkę bordeaux i odkorkowałają.Napełniła spory kieliszek, poszła do alkowy i spojrzała nawieżyczki Ghirardelli Sąuare w dole.W oddali zabrzmiałasyrena ostrzegawcza dużego statku towarowego wypływającego do Chin.Lauren zerknęła kątem oka na kanapę, którazdawała się wyciągać do niej ramiona.Zlekceważywszy tozaproszenie, szybko podeszła do biblioteczki.Sięgnęła popierwszą książkę i rzuciła ją na podłogę, to samo zrobiłaz drugą, a potem, ogarnięta złością, zrzuciła wszystkie naziemię.Kiedy półki świeciły już pustkami, odsunęła bibliotekę,odsłaniając niewielkie okno, które kryło się za nią.Teraz zabrałasię do kanapy i mobilizując siły, obróciła ją o dziewięćdziesiątstopni.Zataczając się, sięgnęła po stojący w progu alkowykieliszek i usiadła.Arthur miał rację z tego miejsca rozciągałsię wspaniały widok na miasto.Przechyliła kieliszek i opróżniłago do dna.Po wciąż jeszcze mokrej od deszczu ulicy spacerowałaz psem starsza pani.Uniosła głowę, spoglądając na kamieniczkę, ku jedynemu już oknu, z którego sączyło się światło rozpraszające mrok pochmurnej nocy.Ręka śpiącej Lauren wolnosię wyprostowała, a pusty kieliszek spadł na podłogę.207 Zabieram go na blok krzyknęła Betty do dyżurnegoanestezjologa. Poczekaj, muszę podreperować mu saturację. Nie mamy czasu. Do cholery, Betty, to ja jestem lekarzem. Doktorze Stern, byłam pielęgniarką, kiedy ty nie wyszedłeś jeszcze z pieluch.A może spróbujemy poprawić musaturację już w drodze na górę?Betty pchała łóżko, a doktor Philipp Stern biegł za nią pokorytarzu, ciągnąc wózek ze sprzętem do reanimacji. Co mu jest? zapytał. Przecież był już prawie zdrowy. Gdyby był zdrowy, to teraz siedziałby w domu, i toprzytomny.Dziś rano zapadał w drzemkę, więc wolałam gomonitorować i podłączyłam encefalograf.Zawód pielęgniarkiwymaga, żeby tak postąpić, ale przyczyny mają ustalać lekarze!Koła wózka szybko się obracały, ale drzwi windy zaczęłysię już zamykać.Betty wrzasnęła. Czekajcie, to nagły wypadek!Jakiś lekarz przytrzymał drzwi, Betty wepchnęła łóżko dowindy, doktor Stern wprowadził wózek i wcisnął się do kabiny,gdzie nie było już prawie miejsca. Z jakiego typu wypadkiem mamy do czynienia? zainteresował się medyk.Betty spojrzała na niego karcąco i odparła: Z typem leżącym w tym łóżku.A potem wybrała przycisk piątego piętra.Kiedy kabina jechała w górę, Betty próbowała sięgnąć pokomórkę, którą miała w kieszeni, ale drzwi już się rozsunęły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]